24 Lip 2009, Pią 20:47, PID: 165698
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13 Wrz 2009, Nie 21:52 przez krys840.)
EDYTOWANY
Niewiele mi brakowało, żeby się zatracić tzn. stracić bezpowrotnie równowagę. Dlatego musiałem kontrolować się w sposób pozwalający mi rozumieć własne położenie, więc prokurowałem sobie wydarzenia i małe epizody w lawinie potocznie poplątanych zdarzeń, by określać głównie lęki i tzw. ból egzystencjalny. Całe lata byłem emocjonalnie wycofany z życia społecznego w dużym stopniu, a uzyskałem to przez początkowo umartwianie się, co doprowadziło do tego, że zaburzyłem emocjonalany rozwój i zapewne też intelektualny. Nie jest jednak przypadkiem to, że odczuwałem lęk silniej niż inni, a badanie symptomów określanych jako błahostki stało się dla mnie celem życia. Powrót do aktywnego życia wiązał się z zaangażowaniem w pracę, którą dotąd zaniedbywałem. Choć miałem już przekrój jakichś technicznych powinowactw życia to zderzenie z rzeczywistością, na temat której uzyskałem fundamentalne wyobrażenie, okazuje się ciągłym wyzwaniem.
Owe lękowe błahostki są miarodajne w kontekście skutków życia w zabójczym trybie i nie mają uzasadnienia czysto biologicznego. Dostosowanie się do wymogów takiego życia bez skutków zrujnowania zdrowia skłoniło mnie do określenia granic wytrzymalości związanych z stylem bycia obecnie. Miałem możliwość przebrnięcia przez ten proces rozwoju bez zaniedbania harmonii rozwoju i poczucia sacrum, dzięki czemu nie czuję się obecnie emocjonalnie wycofany z życia, ani nie jestem drażliwy i konfliktowy. Nadmierne przeżywanie błahych spraw jest jak zapowiedź całej lawiny powinowactw związanych z nieumiarkowanym trybem życia i może mieć nieznośny przebieg, ale też ujawnić się w drastycznej formie - kumulacji takich emocji, które skutkują np. śmiertelnymi wypadkami samochodowymi.
Niewiele mi brakowało, żeby się zatracić tzn. stracić bezpowrotnie równowagę. Dlatego musiałem kontrolować się w sposób pozwalający mi rozumieć własne położenie, więc prokurowałem sobie wydarzenia i małe epizody w lawinie potocznie poplątanych zdarzeń, by określać głównie lęki i tzw. ból egzystencjalny. Całe lata byłem emocjonalnie wycofany z życia społecznego w dużym stopniu, a uzyskałem to przez początkowo umartwianie się, co doprowadziło do tego, że zaburzyłem emocjonalany rozwój i zapewne też intelektualny. Nie jest jednak przypadkiem to, że odczuwałem lęk silniej niż inni, a badanie symptomów określanych jako błahostki stało się dla mnie celem życia. Powrót do aktywnego życia wiązał się z zaangażowaniem w pracę, którą dotąd zaniedbywałem. Choć miałem już przekrój jakichś technicznych powinowactw życia to zderzenie z rzeczywistością, na temat której uzyskałem fundamentalne wyobrażenie, okazuje się ciągłym wyzwaniem.
Owe lękowe błahostki są miarodajne w kontekście skutków życia w zabójczym trybie i nie mają uzasadnienia czysto biologicznego. Dostosowanie się do wymogów takiego życia bez skutków zrujnowania zdrowia skłoniło mnie do określenia granic wytrzymalości związanych z stylem bycia obecnie. Miałem możliwość przebrnięcia przez ten proces rozwoju bez zaniedbania harmonii rozwoju i poczucia sacrum, dzięki czemu nie czuję się obecnie emocjonalnie wycofany z życia, ani nie jestem drażliwy i konfliktowy. Nadmierne przeżywanie błahych spraw jest jak zapowiedź całej lawiny powinowactw związanych z nieumiarkowanym trybem życia i może mieć nieznośny przebieg, ale też ujawnić się w drastycznej formie - kumulacji takich emocji, które skutkują np. śmiertelnymi wypadkami samochodowymi.
PhS

99%) i przestań myśleć. Dopasuj się do większości i wszystko będzie ok. Ja to zrobiłem - jest super , życie jak na niezłym chaju. Sprawy dotychczas zagmatwane i niedougryzienia stały się proste , niektóre dylematy zniknęły ot tak zwyczajnie "trzask prask i po nich" (pewnie są , ale w tej dzikiej beztrosce ich nie dostrzegam

pamietam jak gdzies w publicznym miejscu bylem,tyle razy sobie to przypominalem i analizowalem czy czegos zle nie zrobilem.Pewnie setki razy dosłownie,to strasznie męczące zajęcie ''myślenie o czymś o czym nie chcesz mysleć'' a jednak to wraca jak boomerang jak można tak naprawde sie takich mysli pozbyć? próbował ktoś medytacji w momencie kiedy to sie dzieje?(takie niechciane myśli) może to by pomagało? nie rozumie po co mózg płata takie figle,nazywa sie to jakos fachowo takie niechciane mysli fobika czy? moze to jakies natrectwo? rozumiecie coś z tego? ja nie bardzo ale wiem jakie to dokuczające jest i strasznie u+
...
nakręca ze mnie wykańcza mimo swiadomosci zguby takiego myslenia.
Albo wydaje się nam, że musimy.