17 Lis 2008, Pon 17:30, PID: 90670 
	
	
	
		Po skończeniu się wakacji nie czułem się szczęśliwy chyba ani razu... Całe moje szczęście odbiera mi szkoła. Od poniedziałku do piątku czekam na weekend czyli na coś co zawsze dawało mi radość, kiedy weekend się już zacznie, to nie potrafię się nim cieszyć bo cały czas myślę że jeszcze tylko jeden/dwa dni i znowu będę musiał iść do szkoły i przeżywać 5 dni stresu. Już teraz odliczam dni do Świąt i do ferii zimowych. Szkoła wyniszcza mnie w taki sposób, że jak mam do wyboru stresować się przez 6/7 godzin a uniknąć stresogennej sytuacji czyli nie iść do szkoły i mieć ochrzan w domu, wybieram to drugie. Przez to wszystko tracę racjonalne myślenie... 
To co dzisiaj zrobiłem to już szczyt ludzkiej głupoty. W dniu zebrania na które ma iść ojciec po prostu zostałem w domu. Niewyspanie + lenistwo + stres + skrócone lekcje musiało przynieść taki efekt.
Teraz nie wiem co robić. Przyznać się po raz 15 do wagarów czy iść w zaparte i kłamać, że te nieobecności to przez pomyłkę...
Czuję się jakbym był w dwóch więzieniach na raz. We własnej osobie i w szkole w której idzie mi beznadziejnie i jeśli chodzi o oceny (bo mam prawie same pały) i jeśli chodzi o kontakty z innymi (jestem wyzywany od lamusów i frajerów przez "klasowych liderów").
Mam dni że jestem na "psychicznej górce" czyli takie że stres jest mały i raczej bez problemu docieram do szkoły ale mam też takie jak dziś, że jestem w dołku i nie daję rady wyjść z domu... Krótko mówiąc mam wahania nastroju jak kobieta podczas menopauzy.
Nie da się tak żyć... Stosunkowo lekka nieśmiałość przerodziła się w fobię i poważną depresję...
	
	
	
	
To co dzisiaj zrobiłem to już szczyt ludzkiej głupoty. W dniu zebrania na które ma iść ojciec po prostu zostałem w domu. Niewyspanie + lenistwo + stres + skrócone lekcje musiało przynieść taki efekt.
Teraz nie wiem co robić. Przyznać się po raz 15 do wagarów czy iść w zaparte i kłamać, że te nieobecności to przez pomyłkę...
Czuję się jakbym był w dwóch więzieniach na raz. We własnej osobie i w szkole w której idzie mi beznadziejnie i jeśli chodzi o oceny (bo mam prawie same pały) i jeśli chodzi o kontakty z innymi (jestem wyzywany od lamusów i frajerów przez "klasowych liderów").
Mam dni że jestem na "psychicznej górce" czyli takie że stres jest mały i raczej bez problemu docieram do szkoły ale mam też takie jak dziś, że jestem w dołku i nie daję rady wyjść z domu... Krótko mówiąc mam wahania nastroju jak kobieta podczas menopauzy.
Nie da się tak żyć... Stosunkowo lekka nieśmiałość przerodziła się w fobię i poważną depresję...
 PhS
 



 Czekałam tylko na weekend,a w szkole siedziałam jak na szpilkach...Oczywiście wagary no tak zgadzam się że uzależniają.Wiem jednak,że nie da się po prostu z dnia na dzień przestać przejmować i być grzecznym dobrym uczniem 
 Ja z moimi szkolnymi problemami byłam sama.Rodzice nie rozumieli i nie chciałam nawet nie potrafiłam z nimi o tym rozmawiać.Bardzo chciałam zapomnieć o swoich problemach.Nie miałam jednak takiej gumki która wymazałaby moje problemy...Franciszku myślę,że powinieneś wziąć sprawy w swoje ręce.Nie uciekasz od prawdy a to już duży plus 
 Poszukaj w internecie informacji na temat porani psychologicznych w twojej miejscowości.Wierz mi,że czasem rozmowa z kimś może wiele zdziałać.Ja zawsze chciałam z kimś porozmawiać mieć kogoś komu mogła bym zaufać...tylko,że ja nie zawsze miałam taką możliwość.Nie ma co czekać na cud,że się jutro obudzisz i problemy znikną.A myślałeś o zmianie klasy lub szkoły??Może to też jakieś rozwiązanie.