24 Sie 2015, Pon 20:23, PID: 464176 
	
	
	
		No więc, już prawie rok szkolny. Jeśli chodzi o mnie, to od września szkoła zaczyna się i dla mnie. Żeby się nie rozpisywać, poprzednia klasa minęła mi okropnie i szczerze wspominam tamten rok beznadziejnie. Głównie przez stres, który był przyczyną tych wszystkich bezsennych nocy, moich dziwnych, nerwowych zachowań, braku kontaktu z otoczeniem, ludźmi itd. To było dla mnie automatyczne, nigdy nie potrafiłam się uspokoić, kiedy miałam tam iść. Ogólnie mam problem z przebywaniem z ludźmi, jest to dla mnie niekomfortowe i irytujące. W takich momentach jakby tracę nad sobą panowanie tj. zamykam się w sobie i czuję paraliżujący strach (czy coś w tym rodzaju).
Zawsze byłam trochę odizolowana od innych, ale głównie zależało to od mojego poczucia pewności. W podstawówce miałam kiedyś przyjaciela, przy którym stawałam się bardziej otwarta w stosunku do innych, a w każdym razie potrafiłam się odezwać, kiedy mi coś nie pasowało lub po prostu wyrazić swoje zdanie.
Teraz jestem sama. Miałam jeszcze paru bliższych znajomych, ale w większości to ja się od nich odsunęłam. Nie narzekam na to, bo nie przeszkadza mi sama samotność. Chodzi mi tylko o to, że bez żadnego wsparcia, jakim był dla mnie np. mój przyjaciel, trudniej mi się funkcjonuje wśród innych. Znowu jestem nieufna w stosunku do ludzi, a od dłuższego czasu już sam kontakt z nimi stał się dla mnie czymś nienaturalnym, nerwowym i niezręcznym.
W szkole zniechęciłam do siebie klasę i nauczycieli przez mój brak integracji, więc ogólnie atmosfera jest jeszcze gorsza. Tyle, że czasem są sytuacje, w których powinno się coś powiedzieć czy zrobić; zaczynając od takich drobnostek jak przekazanie innym jakieś ogłoszenia do sytuacji, w których ktoś robi sobie ze mnie jaja czy obraża mnie. A przez ostatni rok potrafiłam jedynie milczeć - czasem może to i lepiej, ale jednak nie zawsze.
I tu moje pytanie - jak znaleźć to wsparcie w sobie? Ktoś ma jakieś porady, jak radzić sobie samemu z 'podniesioną głową', gdy cała reszta staje naprzeciw albo jak sami sobie radziliście/radzicie w takich sytuacjach? Chciałabym po prostu poczuć się tam choć trochę pewniej, a na razie sama świadomość, że niedługo wszystko zacznie się od nowa mnie przeraża.
	
	
	
	
Zawsze byłam trochę odizolowana od innych, ale głównie zależało to od mojego poczucia pewności. W podstawówce miałam kiedyś przyjaciela, przy którym stawałam się bardziej otwarta w stosunku do innych, a w każdym razie potrafiłam się odezwać, kiedy mi coś nie pasowało lub po prostu wyrazić swoje zdanie.
Teraz jestem sama. Miałam jeszcze paru bliższych znajomych, ale w większości to ja się od nich odsunęłam. Nie narzekam na to, bo nie przeszkadza mi sama samotność. Chodzi mi tylko o to, że bez żadnego wsparcia, jakim był dla mnie np. mój przyjaciel, trudniej mi się funkcjonuje wśród innych. Znowu jestem nieufna w stosunku do ludzi, a od dłuższego czasu już sam kontakt z nimi stał się dla mnie czymś nienaturalnym, nerwowym i niezręcznym.
W szkole zniechęciłam do siebie klasę i nauczycieli przez mój brak integracji, więc ogólnie atmosfera jest jeszcze gorsza. Tyle, że czasem są sytuacje, w których powinno się coś powiedzieć czy zrobić; zaczynając od takich drobnostek jak przekazanie innym jakieś ogłoszenia do sytuacji, w których ktoś robi sobie ze mnie jaja czy obraża mnie. A przez ostatni rok potrafiłam jedynie milczeć - czasem może to i lepiej, ale jednak nie zawsze.
I tu moje pytanie - jak znaleźć to wsparcie w sobie? Ktoś ma jakieś porady, jak radzić sobie samemu z 'podniesioną głową', gdy cała reszta staje naprzeciw albo jak sami sobie radziliście/radzicie w takich sytuacjach? Chciałabym po prostu poczuć się tam choć trochę pewniej, a na razie sama świadomość, że niedługo wszystko zacznie się od nowa mnie przeraża.
 PhS
 Jedyne co można zrobić to skupić się na nauce, bo jakby nie patrzeć suma sumarum lekcje są zdecydowanie dłuższe od przerw. Marna pociecha, wiem, wiem...