07 Sie 2015, Pią 13:08, PID: 458984
Piszę tutaj bo to jest część socjofobi, duża jej część a może nawet całe zaburzenia ma podłoże w jednej rzeczy: W niskim poczuciu własnej wartości (tak mi się wydaje). Normalną rzeczą więc są kompleksy. Co prawda nigdy nie miałem z nimi problemów, ale zacząłem. To straszne. Nie wiem co zrobić. Mój najlepszy przyjaciel, poznałem go, jest dosyć przystojny, przez pewien czas byłem nim zauroczony, ale to inna historia (tak jestem homoseksualistą), mój przyjaciel o tym wszystkim wie. On jest wysportowany, ładnie zbudowany no i jak mówiłem przystojny na samo myśl o nim źle się czuję, znaczy czasami, ostatnio coraz częściej. Zacząłem ćwiczyć, pod jego okiem, za jakieś pół roku może sam będę miał znośną sylwetkę, ale to nie kwestia sylwetki, nawet nie kwestia mojego przyjaciela, przecież to nie jego wina. On się nawet z tym specjalnie nie afiszuje. Skromny chłopak. Rozmawiam z nim codziennie, jak rozmawiamy to to do mnie jakoś specjalnie nie przychodzi (znaczy przychodzi, ale nie częściej jak go nie ma - bo teraz na przykład wyjechał). Nie wiem o co chodzi, nie wiem jak sobie z tym poradzić. Nie potrafie określić w stosunku do czego to kompleks. A właściwie to wiem:
Chodzi o to jak chodzę, o to że można mieć fajna klatę i normalnie chodzić, a ja chodzę jak ostatnie pierdoła. Do tego jestem brzydki, ale to mi nawet nie przeszkadza, przeszkadzają mi za to moje zęby. Są straszne...
Wstyd się uśmiechać.
Chce mi się płakać więc kończę pisać.
Chodzi o to jak chodzę, o to że można mieć fajna klatę i normalnie chodzić, a ja chodzę jak ostatnie pierdoła. Do tego jestem brzydki, ale to mi nawet nie przeszkadza, przeszkadzają mi za to moje zęby. Są straszne...
Wstyd się uśmiechać.
Chce mi się płakać więc kończę pisać.
PhS
. Nie wiem ile masz lat ale warto nawet sprzedać komputer i zainwestować w siebie.

z postawą można jeszcze coś zrobić, gorzej z tymi cieniami pod oczami
Mogłam poddać się operacji, wszczepili by mi tam jakieś druty, ale się bałam
Miałam też jako dziecko trochę wystające łopatki.

mt078 
Ja się tak zawsze pocieszam. Za każdym razem jak przejdzie mi przez myśl żeby ze sobą skończyć mówię sobie, że nie tego chcę, że należy mi się coś od życia i chcę normalnie żyć. Że zasługuję na to jakkolwiek bym nie wyglądała i jak popaprana nie była przez to czego doświadczyłam. Tak sobie mówię i to działa. Później biorę się w garść i zaczynam robić coś, żeby było lepiej, żebym przestała czuć się jak ofiara losu i żeby ludzie przestali mnie za taką uważać. Na okrągło powtarzam sobie, że jak czegoś chcę to muszę się o to postarać a nie narzekać i użalać się, że życie nie jest dla p*zd, że słabsi muszą zginąć (często w domu słyszałam takie rzeczy) więc muszę być twarda. To mnie motywuje, serio. Ale to tylko ja, a ja jestem dziwna.