21 Gru 2014, Nie 22:51, PID: 426166 
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21 Gru 2014, Nie 22:53 przez zagubiony.)
	
	
	
		Cześć. Nie bardzo wiedziałem w jakim dziale utworzyć ten temat, mam nadzieję, że wybrałem właściwy :<
Szczerze mówiąc nie wiem, czemu piszę. Czy chcę rady, czy oceny, a może po prostu chciałbym z tym o kimś pogadać ale nie mam z kim? Nie mam pojęcia.
Od kiedy pamiętam byłem w życiu sam. Kontakt ze znajomymi w szkole był zawsze na pokaz (żebym tylko był akceptowany). Długo nie mogłem się pogodzić z tym, że jestem samotny. Nie myślałem o tym, po prostu spychałem myśli na ten temat na drugi plan. Przez kilka lat był właśnie taki moment, kiedy naprawdę starałem się udzielać się społecznie, ale nie dawało mi to radości. Nie byłem sobą.
Teraz dopiero to odczuwam. Mam 18 lat. Czuję samotność. Nie mam nikogo, z kim mógłbym porozmawiać o moich smutkach, problemach. Sytuacja z rodzicami jest bardzo skomplikowana. Z tatem nigdy się nie dogadywałem. Z mamą od bardzo dawna wstydzę się o czymkolwiek rozmawiać. Zawsze byłem zamknięty w sobie i nie dzieliłem się swoimi myślami.
Czuję potrzebę szczerości. Wszystkie moje znajomości są zbudowane na warstwie sztuczności, na udawaniu, że jestem fajny, że niczym się nie przejmuję i nie mam problemów. Chcę zacząć być szczery, ale to, co już sobie zbudowałem tak bardzo mi ciąży. Jest taka dziewczyna w mojej klasie, z którą czuję, że mógłbym się dobrze dogadywać i która mogłaby mnie zrozumieć, bo czuję, że w środku mamy podobne charaktery, ale tak bardzo boję się szczerze zacząć rozmawiać. Zdjąć maskę i rozmawiać normalnie, a nie za każdym razem stawać na głowie, żeby być akceptowanym.
Nie będę tego ukrywał, byłem w niej zauroczony, ale to już minęło. Po prostu na dzień dzisiejszy nie jestem gotowy na żaden związek. Chciałbym zacząć szczere rozmawiać, otworzyć się bardziej. Zdjąć maskę, którą tyle lat nosiłem.
Koniec końców, tak łatwo jest o tym mówić, jak jest się domu, zdala od zgiełku szkoły i stresu. A gdy przychodzi co do czego, koło zatacza pełny obrót i jestem w punkcie wyjścia...
	
	
	
	
Szczerze mówiąc nie wiem, czemu piszę. Czy chcę rady, czy oceny, a może po prostu chciałbym z tym o kimś pogadać ale nie mam z kim? Nie mam pojęcia.
Od kiedy pamiętam byłem w życiu sam. Kontakt ze znajomymi w szkole był zawsze na pokaz (żebym tylko był akceptowany). Długo nie mogłem się pogodzić z tym, że jestem samotny. Nie myślałem o tym, po prostu spychałem myśli na ten temat na drugi plan. Przez kilka lat był właśnie taki moment, kiedy naprawdę starałem się udzielać się społecznie, ale nie dawało mi to radości. Nie byłem sobą.
Teraz dopiero to odczuwam. Mam 18 lat. Czuję samotność. Nie mam nikogo, z kim mógłbym porozmawiać o moich smutkach, problemach. Sytuacja z rodzicami jest bardzo skomplikowana. Z tatem nigdy się nie dogadywałem. Z mamą od bardzo dawna wstydzę się o czymkolwiek rozmawiać. Zawsze byłem zamknięty w sobie i nie dzieliłem się swoimi myślami.
Czuję potrzebę szczerości. Wszystkie moje znajomości są zbudowane na warstwie sztuczności, na udawaniu, że jestem fajny, że niczym się nie przejmuję i nie mam problemów. Chcę zacząć być szczery, ale to, co już sobie zbudowałem tak bardzo mi ciąży. Jest taka dziewczyna w mojej klasie, z którą czuję, że mógłbym się dobrze dogadywać i która mogłaby mnie zrozumieć, bo czuję, że w środku mamy podobne charaktery, ale tak bardzo boję się szczerze zacząć rozmawiać. Zdjąć maskę i rozmawiać normalnie, a nie za każdym razem stawać na głowie, żeby być akceptowanym.
Nie będę tego ukrywał, byłem w niej zauroczony, ale to już minęło. Po prostu na dzień dzisiejszy nie jestem gotowy na żaden związek. Chciałbym zacząć szczere rozmawiać, otworzyć się bardziej. Zdjąć maskę, którą tyle lat nosiłem.
Koniec końców, tak łatwo jest o tym mówić, jak jest się domu, zdala od zgiełku szkoły i stresu. A gdy przychodzi co do czego, koło zatacza pełny obrót i jestem w punkcie wyjścia...
 PhS
 Od półtora miesiąca chodzę na terapię, ale na razie nie ma żadnych efektów. Chociaż dużo więcej obserwuję siebie teraz, więc jest na plus.
	
 A jak chcę podtrzymać rozmowę to jakoś średnio to wychodzi. W dodatku jestem sztywna i nie ufam ludziom, w związku z tym nie potrafię się przed nimi jakoś bardziej otworzyć. Niby mam koleżanki i się dogaduję z ludźmi ale właściwie to sama nie wiem czemu :-P Ja naprawdę totalnie nie mam pojęcia za co inni mnie wgl lubią i chyba nigdy tego nie zrozumiem. Jeśli chodzi o chłopaków to jeszcze gorzej. Mam wrażenie, że już na starcie większość czuje do mnie jakąś niechęć, a jeśli nie na starcie to prędzej czy później dojdą do wniosku, że jestem głupia/niefajna itp. O jakiejś głębszej relacji nie ma mowy bo nie potrafię się otworzyć, boję się tego i uciekam przed tym, nawet jak mi się ktoś spodoba 
 Jakoś tak czuję, jakbym w żadnym stopniu nie spełniała ich oczekiwań - nie jestem dostatecznie ładna, mądra, uśmiechnięta, przebojowa itd. Sama nie wiem z czego to wynika, chyba po prostu ze swoją płcią się lepiej dogaduję 
 
mt095
	