18 Cze 2016, Sob 20:23, PID: 552744
Nie mam przed kim się wstydzić, bo nie mam znajomych, chyba że przed rodziną. Chciałabym ich mieć, ale ludzie mnie nie lubią. To nie jest tak, że nie mam/nie miałam nikogo, ale Ci ludzie, których nazywałam swoimi przyjaciółmi zwyczajnie mnie zostawili, ot tak, widocznie nie byłam dla nich wystarczająco dobra. Kontakty ze mną ograniczyli do kilku wiadomości za pośrednictwem neta, dla nich to było wystarczające. Uważali, że do wychodzenia to ja mam sobie znaleźć swoich znajomych...to było śmieszne, ale dla moich przyjaciółek to było normalne i nie rozumiały o co ja mam pretensje. Nie wiem czy takie coś w ogóle można było nazwać przyjaźnią,
Przyjaciół więc miałam tylko z nazwy, a tak to siedziałam w domu.
Oczywiście miałam/mam też znajomych, ale samych typu: Nie mogę wyjść/ Nie mam kasy, żeby wyjść/ Nie mam czasu, żeby wyjść.
Ja się obracam w takim kręgu ludzi, że cotygodniowe wychodzenie na piwo jest dla mnie czymś w rodzaju mitu, legendy, kompletnie tego nie rozumiem. Albo Ci ludzie nigdy nie mają czasu, albo po prostu nie mają go dla mnie...Często słyszałam: Nie mogę, bo pracuję/Nie mogę, bo mam chłopaka/ Nie mogę, bo nie mam kasy/ Nie mogę, bo nie mam humoru. Nigdy nie miałam koło siebie osoby, której bym powiedziała: Hej idziemy dzisiaj gdzieś? a ona bez szemrania by na to przystała. Wkurza mnie to.
Nie izoluję się więc od ludzi (a przynajmniej kiedyś tak było), dlatego, że ich nie lubię, tylko dlatego, że oni odrzucają każdą moją próbę nawiązania kontaktu.
Na szczęście mam znajomości internetowe, które okazały się lepsze niż te z reala, więc żałuję, że te osoby nie mieszkają w moim mieście. Łączą nas wspólne zainteresowania i o dziwo mogę z nimi pogadać codziennie, mimo że też pracują, uczą się i mają swoje sprawy, to znajdują czas na wspólne pogawędki o "dup*e Marynie" to o czymś świadczy. Mnie się wydaje, że jak ktoś kogoś lubi i ma chęć z nim porozmawiać, to zawsze znajdzie na to czas.
Przyjaciół więc miałam tylko z nazwy, a tak to siedziałam w domu.
Oczywiście miałam/mam też znajomych, ale samych typu: Nie mogę wyjść/ Nie mam kasy, żeby wyjść/ Nie mam czasu, żeby wyjść.
Ja się obracam w takim kręgu ludzi, że cotygodniowe wychodzenie na piwo jest dla mnie czymś w rodzaju mitu, legendy, kompletnie tego nie rozumiem. Albo Ci ludzie nigdy nie mają czasu, albo po prostu nie mają go dla mnie...Często słyszałam: Nie mogę, bo pracuję/Nie mogę, bo mam chłopaka/ Nie mogę, bo nie mam kasy/ Nie mogę, bo nie mam humoru. Nigdy nie miałam koło siebie osoby, której bym powiedziała: Hej idziemy dzisiaj gdzieś? a ona bez szemrania by na to przystała. Wkurza mnie to.
Nie izoluję się więc od ludzi (a przynajmniej kiedyś tak było), dlatego, że ich nie lubię, tylko dlatego, że oni odrzucają każdą moją próbę nawiązania kontaktu.
Na szczęście mam znajomości internetowe, które okazały się lepsze niż te z reala, więc żałuję, że te osoby nie mieszkają w moim mieście. Łączą nas wspólne zainteresowania i o dziwo mogę z nimi pogadać codziennie, mimo że też pracują, uczą się i mają swoje sprawy, to znajdują czas na wspólne pogawędki o "dup*e Marynie" to o czymś świadczy. Mnie się wydaje, że jak ktoś kogoś lubi i ma chęć z nim porozmawiać, to zawsze znajdzie na to czas.
PhS
do niej na drugi koniec polski co tydzien. w sumie stad moja pewne przeswiadczenie co do pan na forum ze maja o niebo lepiej niz faceci bo kobieta predko sobie znajdzie koleczko adoratorow
Pisanie nadal nie ma nic wspólnego z tym, że spogladasz komuś w oczy i z tą osobą gadasz.




Gdy wchodzę do jakiegoś tematu i czytam Twoje wypowiedzi, to czuję się tak, jakbym to ja sama to pisała. Nie mówię teraz już o samym przeklinaniu, tylko ogólnie. Czytając Twoje posty zawsze się czuję tak, jakbyś mi coś "z ust wyjął" albo mam coś w stylu: Kurde mam klona!
Chodzi głównie o ten pesymizm, który przepełnia każdą wypowiedz.
prawdziwe olewanie jest wtedy jak z kimś się nie możesz spotkać nigdy i odpisuje łaskawie po iluś wiadomościach jakby się już nie chciała ta osoba nigdy spotkać. Nie wiem, może czas zrobić coś by ludzie sami lgnęli do nas, tylko co? Co robić by życie towarzyskie samo przyszło do nas? Ja mam wrażenie, że jak im samym się poświęca uwagę i samemu się stoi w pozycji osoby zapraszającej na hakieś wyjścia to wtedy w ogóle im się odechciewa kontaktu, wbrew tym wszystkim poradnikom, że jak się komuś poświęca uwagę to cię lubi.
