14 Gru 2014, Nie 23:24, PID: 425174
Dobrze, że twój chłopak ma! Ja spotykałam się przez pewien czas z takim co nie miał i to było straszne (non stop chciał się spotykać, każdy weekend razem, tylko we dwoje). Na początku znajomości to było fajne, bo wiadomo, zauroczenie i te sprawy, ale po kilku miesiącach to było już nie do wytrzymania (musiałam kłamać, żeby pobyć sama czy wyjść gdzieś z jakąś koleżanką, on tego nie rozumiał, bo przecież pary spędzają ze sobą czas
).
Także uważam, że pary gdzie jest jedna osoba mało towarzyska i druga "normalna" pod tym względem to najlepsza opcja, bo na prawdę, jaka miłość by nie była, potrzeba czasem poprzebywać w swoich środowiskach, z dala od siebie. Ja ostatecznie rozstałam się z tym chłopakiem, ale byliśmy ze sobą tak długo chyba właśnie dlatego, żeby nie być samemu.
A wracając do tematu - tak, wstydzę się, że nie mam znajomych. Na codzien mi to mocno nie przeszkadza, bo raczej mam samotniczą naturę, i w piątkowy wieczór wolę poczytać sobie ksiażkę niż wlec się na miasto na imprezę, ale przychodzi taki czas, że bardzo chciałabym mieć grono swoich dobrych znajomych - np Sylwester (który zbliża się wielkimi krokami), urodziny, czy np. wakacje (co roku chce gdzieś pojechać ale nie mam z kim)
).Także uważam, że pary gdzie jest jedna osoba mało towarzyska i druga "normalna" pod tym względem to najlepsza opcja, bo na prawdę, jaka miłość by nie była, potrzeba czasem poprzebywać w swoich środowiskach, z dala od siebie. Ja ostatecznie rozstałam się z tym chłopakiem, ale byliśmy ze sobą tak długo chyba właśnie dlatego, żeby nie być samemu.
A wracając do tematu - tak, wstydzę się, że nie mam znajomych. Na codzien mi to mocno nie przeszkadza, bo raczej mam samotniczą naturę, i w piątkowy wieczór wolę poczytać sobie ksiażkę niż wlec się na miasto na imprezę, ale przychodzi taki czas, że bardzo chciałabym mieć grono swoich dobrych znajomych - np Sylwester (który zbliża się wielkimi krokami), urodziny, czy np. wakacje (co roku chce gdzieś pojechać ale nie mam z kim)
PhS

W pracy gdzie mam na co dzień jedyną styczność z obcymi ludźmi jakoś staram się zawsze unikać tematu co robiłem w weekend albo Sylwestra. Jak już ktoś o to pyta wprost, to zbywam jakąś bajką że byłem gdzieś z kolegami (bez żadnych szczegółów). I przed ludźmi z poza rodziny którzy mnie słabo znają jakoś się wstydzę tego, że całe życie siedzę przed kompem w domu i nie mam żadnego życia towarzyskiego. Próbuję robić przed nimi dobrą minę do złej gry i udawać, że jestem "normalny", ale mam wrażenie, że i tak to widać na kilometr że coś jest ze mną nie tak.
. Generalnie patrząc na moich 'znajomych' stwierdzam, że niektórzy z nich są naprawdę okropnymi osobami; nabijają się z innych, są fałszywi, wredni, notorycznie kłamią i uważają się za lepszych. Mimo to mają pełno znajomych, przyjaciół, co więcej są w związkach. To takie irytujące. Mam wiele wad, ale szanuję drugą osobę i nie zachowuję się tak jak wyżej wspomniani. I cóż z tego mam? Nic. Czasem zastanawiam się czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie, a może raczej jego brak - po prostu dlaczego jestem skazana na samotność? Doszłam do wniosku, że to pewnie nie z powodu FS, ale krzywej mordy. To by tłumaczyło bycie życiowym nieudacznikiem...
