05 Wrz 2007, Śro 1:53, PID: 1596
Zazdroszczę tym, którzy leki psychotropowe biorą "na spokojnie", bez męczenia się z nimi. W swojej, że tak powiem, karierze wchłonąłem różne marki leków. Zolafren, Zalasta, Lerivon, Rispolept, Mianseryna i jeszcze kilka, może nawet drugie tyle. Łykałem tak jak mi kazano. Przez kilka lat. Po tych paskudztwach czułem się fatalnie, efekty uboczne utrzymywały się nieprzerwanie, w ciągu dnia snułem się jak mumia, a objawy chorobowe nadal występowały (ale przyznać muszę, że o mniejszej sile). W pewnym momencie leki mi zaszkodziły, zostałem na trzy dni w szpitalu. Po wypisaniu zmiana na mniejszą dawkę, dalsze męczarnie przez następne miesiące, aż do momentu, w którym "oberwałem" z znacznie większym stopniu, prawdopodobnie (choć to mało możliwe) od tych tabletek. Przestałem łykać, przez co czuję się trochę lepiej. Czy ja trafiłem na niekompetentną lekarkę? Pozytywne działanie leków znam tylko z opowieści. A ja chcę się leczyć. :-(
Michał napisał(a):Obowiązkowa. Leki pomogą Ci zamaskować sprawę, przyczynę odnajdziesz/zaleczysz na psychoterapii. Choć jest bardzo żmudna, a najwięcej zależy od tego jak bardzo Twoja podświadomośc (Ty) chce/jest gotowa (na) zmian.Dokładnie. Leki usuwają na jakiś czas tylko objawy choroby, ale jej "korzenie" nadal tkwią w naszym podłożu emocjonalnym. Do wypielenia mentalnego ogródka trzeba zaangażować psychoterapeutę. Wiele lat temu angielski lekarz, Edward Bach, wspomniał, że nie należy leczyć tylko objawów, ale sięgnąć do fundamentów problemu. Ale o to trzeba się zatroszczyć samemu.