28 Sty 2013, Pon 21:04, PID: 336406
Nie mam zbyt wielkiej ochoty odświeżać znajomości z czasów szkolnych i studenckich, właściwie to nie wiem w jakim celu pododawałem je na facebooku. Te relacje nigdy nie były zażyłe czy głębokie (no, z drobnymi, dziś nieznaczącymi wyjątkami), więc nie bardzo jest co odświeżać. Ze szkołą i studiami, pod względem towarzyskim, przeważają u mnie negatywne skojarzenia. Jeśli nawet kiedyś kimś się zainteresowałem, to najczęściej nie potrafiłem wówczas (z powodu, a jakże, dennych umiejętności społecznych i blokad komunikacyjnych) wyrwać tego kogoś z 20-30 osobowej klasy/grupy, bądź grupki kumpli/psiapsiółek i oswoić. A jeśli tymczasowo zdarzyła się relatywnie bliższa znajomość, to proza życia skutecznie ją zatarła. Teraz natomiast wszyscy poszli w swoją stronę. Z drugiej strony - w ramach zakładanej poprawy relacji z ludźmi, właściwie równie dobrze mógłbym wybierać z dawnych znajomych, jak i nowo poznanych. A że ci pierwsi gorzej się kojarzą, to już wyżej napisałem. Wiem, że pobożnym życzeniem jest, aby ci nowi byli moim lustrzanym odbiciem, od razu mnie zaakceptowali czy polubili. Ale przynajmniej mogliby bardziej mi sprzyjać, niż większość osób, które przewinęły się przez moje życie do tej pory. Żebym coś dla kogoś znaczył. Żebym był dla kogoś ważną osobą, a ona dla mnie. Czy naprawdę trzeba być za+, wyrazistym, pewnym siebie, przebojowym i (lub) starać się ponad siły, żeby to dostać?
Tak, wiem, że to zależy ode mnie. Może wyłącznie ode mnie.
Tak, wiem, że to zależy ode mnie. Może wyłącznie ode mnie.