23 Gru 2012, Nie 23:42, PID: 331549
Pitu-pitu. Fakt, źle sie wyraziłem, nie chodzi mi obsesyjne znienawidzenie, tylko o umiar i zdrowe podejście. Natomiast usprawiedliwianie kogoś, kto czyni nam krzywdę, dopatrywanie sie przyczyn itp - zwłaszcza, gdy mówimy właśnie li tylko o słowne, ale prostackiej, prymitywnej, ale przecież sprawiającej czasami duzą, a czasami wielką przykrość agresji - jest dla mnie juz pewnym tego zaprzeczeniem. A nawet jeśli samo w sobie mogłoby w pewnym stopniu zrozumieć, bo czasem jest ot trafna daignoza, mozna powiedzieć wiec - inteligentna i racjonalna ocena sytuacji, to najgorsze jest, gdy prowadzi ostatecznie do pokracznych wniosków typu "Z czasem, jak to wejdzie nam w krew to każda krytyka już tak nie boli, zmienia się nasza mowa ciała, odruchy i stajemy się mało atrakcyjnym celem. Agresor nie widzi już reakcji jakiej oczekiwał i przestaje." Choć rozumiem, skąd takie myślenie - jest pochodną bycia bardzo, bardzo słabym człowiekiem. A z ust innych (najczęściej rodziców wygłaszających podobne frazesy) pada, gdy nie mają pomysłu, jak nauczyć dziecko reakcji, która nie będzie narażała go na jeszcze większe pośmiewisko. Bardzo często to jest strategia dla tych, których odpowiedzią an zaczepki będzie, w zależności od wieku, płacz, mazgajenie albo wykrzykiwane z rozpaczą i złością wściekłego ratlerka "odczep się, daj mi spokój!". Z jednej strony faktycznie, lepiej uczyć takie dziecko, by siedziało cicho, bo faktycznie taka reakcja to niezły ubaw dla klasy no i woda na młyn dręczycieli. Ale nawet jak będzie siedzieć ciho, to i tka będzie dostawać po dup*e, po prostu z normalną częstotliwością. Nikt się nie znudzi, bo to po części nuda pcha do takich zachowań. A wyobraźnia jest nieograniczona.
Tylko zeby sie dobrze zrozumieć - chore jest też pałanie dziką nienawiścią, rozpamiętywanie. Myślenie o tym przedrzeźnianiu cały czas. Zaniedbywanie reszty życia. Trzeba umieć kontrolować swoje reakcje. Nie twierdzę też, zę buddyjska strategia w ogóle się nie sprawdza - ale raczej w drobnych, fobicznych sytuacjach życia codziennego. Jak sporkach dwie wredne suki w urzędzie, konował bedzie miał cię w dup*e, a jakis znajomy rozsieje ploty, to zamiast sie nad tym tydzień zastanawiać lepiej skoncentrować się na robieniu swojego i podążaniu dalej. I pewnie łatiwej jest, gdy sie wtedy pomyśli - "jakbym codziennie wysyłał 200 pisemek to by mnie tak samo strzeliła". Z drugiej strony, zależy od tego, jak nas potraktowano, trzeba też umieć bronić swojej godności. A jak wam murarz, mechanik albo konował fuszerkę zafunduje, to zdrową rekacja jest raczej "głupi pacan, więcej do niego nei kupię" - często wyrażone wprost przy rozstaniu. A jeśli fuszerka jest spora - to nawet myślenie o nim już zawsze per baran". Bez wieszania sie albo rocznej depresji, ale też bez "ach, może miał zły dzień".
Z tego waszego buddyjskiego idealizmu to płynie w praktyce takie przesłanie "zrozumieć każdego, pochylić się, spokojnie przyjmować ciosy". Co prawda wspominacie, ze "warto szukać sprawiedliwości", ale ja wyczuwam inną dominantę. Stoicyzm tojest dobry, jak nam tornado chałupę rozniesie - i tak nic nie poradzimy, trzeba życ jakoś, dalej. Ale nie jest remedium mjak nam jakiś pacan robi koło piura. On nawet tego słowa nei zna.
I pamiętajcie, ze w każdym filmie o buddyjskich, dostojnych mnichach, albo innych azjatyckich dumnych wojownikach ostatecznie pojawia sę, albo na końcu, albo tuż po przedstawieniu bohatera w poniżającej sytuacji, scena, w której albo mnich finalnie obija mordę największemu wrogowi i mści sie raz, a dobrze, albo dostojny wojownik nei wytrzymuje i łamie ręce, kolana oraz żebra, a potem dostojnie odchodzi....
Tylko zeby sie dobrze zrozumieć - chore jest też pałanie dziką nienawiścią, rozpamiętywanie. Myślenie o tym przedrzeźnianiu cały czas. Zaniedbywanie reszty życia. Trzeba umieć kontrolować swoje reakcje. Nie twierdzę też, zę buddyjska strategia w ogóle się nie sprawdza - ale raczej w drobnych, fobicznych sytuacjach życia codziennego. Jak sporkach dwie wredne suki w urzędzie, konował bedzie miał cię w dup*e, a jakis znajomy rozsieje ploty, to zamiast sie nad tym tydzień zastanawiać lepiej skoncentrować się na robieniu swojego i podążaniu dalej. I pewnie łatiwej jest, gdy sie wtedy pomyśli - "jakbym codziennie wysyłał 200 pisemek to by mnie tak samo strzeliła". Z drugiej strony, zależy od tego, jak nas potraktowano, trzeba też umieć bronić swojej godności. A jak wam murarz, mechanik albo konował fuszerkę zafunduje, to zdrową rekacja jest raczej "głupi pacan, więcej do niego nei kupię" - często wyrażone wprost przy rozstaniu. A jeśli fuszerka jest spora - to nawet myślenie o nim już zawsze per baran". Bez wieszania sie albo rocznej depresji, ale też bez "ach, może miał zły dzień".
Z tego waszego buddyjskiego idealizmu to płynie w praktyce takie przesłanie "zrozumieć każdego, pochylić się, spokojnie przyjmować ciosy". Co prawda wspominacie, ze "warto szukać sprawiedliwości", ale ja wyczuwam inną dominantę. Stoicyzm tojest dobry, jak nam tornado chałupę rozniesie - i tak nic nie poradzimy, trzeba życ jakoś, dalej. Ale nie jest remedium mjak nam jakiś pacan robi koło piura. On nawet tego słowa nei zna.
I pamiętajcie, ze w każdym filmie o buddyjskich, dostojnych mnichach, albo innych azjatyckich dumnych wojownikach ostatecznie pojawia sę, albo na końcu, albo tuż po przedstawieniu bohatera w poniżającej sytuacji, scena, w której albo mnich finalnie obija mordę największemu wrogowi i mści sie raz, a dobrze, albo dostojny wojownik nei wytrzymuje i łamie ręce, kolana oraz żebra, a potem dostojnie odchodzi....