16 Kwi 2012, Pon 2:21, PID: 298697
Ciekawe podejscie. Własciwie to chyba mogę sie zgodzic, ze jest w tym sporo racji. Niewyklczone, ze fobia dla innych, zewnętrznych obserwatorów to tylko "nieśmiałosć", "chwilowe załąmanie", "taki dół, co to przecież każdego czasem dopada". Zwłaszcza, zę przecież większość objawó mozna, mocno upraszczajac, sprowadzic do odczuwanego leku, generalnie, wewnętrznych emocji i przeżyć, na zewnątrz skutkujacych tylko "skrajnym wycofaniem, nieśmiałością". Przy tm jesli osoba z fobią nei boi sie tych najblizszych, oraz nie jest na tyle rozbita, ze nei wychodzi z domu, jeśli "jakoś " funkcjonuje w szkole, albo ma pracę...
Niemiej to nie pozbawia sensu tego, co napisał uno (w sumie co aj tu robie, moge w wiekszosci kopiowac jego posty ). On eni tyle nawet to zbagatelizował, ile kompletnie zignorowal, tak jakby nei chcial nawet zadac sobie trudu, by to zrozumiec, jakby kompletnie go to nei obeszlo, jakby - bez wzgledu na to jak dokladnie to opisalas, a to trudne - nie chciał czegokolwiek wiecej sie dowiedzieć. To faktycznie bardzo smutne, skoro piszesz o osobie tak teoretycznie bliskiej... Zamurowało... To chyba raczej liczyć mozn ana reakcje "ale jak to,c o ty mowisz? Co sie dzieje?"
No i tez mam wrazenie, ze na zrozumienie nie ma co liczyc. Chyba, ze terapeuty - ale to raczej inny rodzaj zrozumienia, zrozumienie w sensie - nauczylem sie o tym i wiem o co chodzi oraz wiem, jaki to dla pana/pani problem, rozumiem jego mechanizm, objawy itp".
Zwykłemu człowiekowi trudno to sobei wyobrazić. W koncu czy my wiemy co czuje osoba chora psychizcznie, dajmy na to, schizofrenik? Ale Przecież to, ze nigdy nei złamałem nogi eni znaczy, ze mojej dziewczynie z noga w gipsie nie należałoby sie wsparcie i wysłuchanie...
Niemiej to nie pozbawia sensu tego, co napisał uno (w sumie co aj tu robie, moge w wiekszosci kopiowac jego posty ). On eni tyle nawet to zbagatelizował, ile kompletnie zignorowal, tak jakby nei chcial nawet zadac sobie trudu, by to zrozumiec, jakby kompletnie go to nei obeszlo, jakby - bez wzgledu na to jak dokladnie to opisalas, a to trudne - nie chciał czegokolwiek wiecej sie dowiedzieć. To faktycznie bardzo smutne, skoro piszesz o osobie tak teoretycznie bliskiej... Zamurowało... To chyba raczej liczyć mozn ana reakcje "ale jak to,c o ty mowisz? Co sie dzieje?"
No i tez mam wrazenie, ze na zrozumienie nie ma co liczyc. Chyba, ze terapeuty - ale to raczej inny rodzaj zrozumienia, zrozumienie w sensie - nauczylem sie o tym i wiem o co chodzi oraz wiem, jaki to dla pana/pani problem, rozumiem jego mechanizm, objawy itp".
Zwykłemu człowiekowi trudno to sobei wyobrazić. W koncu czy my wiemy co czuje osoba chora psychizcznie, dajmy na to, schizofrenik? Ale Przecież to, ze nigdy nei złamałem nogi eni znaczy, ze mojej dziewczynie z noga w gipsie nie należałoby sie wsparcie i wysłuchanie...