26 Sty 2012, Czw 0:33, PID: 290372
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26 Sty 2012, Czw 1:03 przez SVR.)
Można wiedzieć jaki to kierunek? I dlaczego wybrany "nie przez ciebie"?
Ja się jeszcze nie przygotowuję, bo bardzo dobrze poszły mi próbne i opalam się w blasku swojej... hmm, rozległej wiedzy, ale przed maturami na pewno przysiądę, przede wszystkim nad matematyką, z którą mam problemy. Spore. Ostatnio zacząłem sobie wmawiać, że porządnie się za to wezmę, ale ten przedmiot nawet nie jest mi potrzebny - a te 40-50% to powinienem jednak spokojnie wbić. I znajdź tu motywację.
Tutaj nie ma co pytać o radę: jeśli czujesz, że marnujesz zbyt wiele czasu i że będzie źle, jeśli nie przeznaczysz go na naukę, to po prostu... przeznacz go na nią. Tak będzie lepiej. Kiedy uświadamiam sobie, że np. od godziny siedzę nad jakimś durnym zadaniem, i że - choć mam to gdzieś - coś tam zaczynam rozumieć, to odczuwam naprawdę sporą satysfakcję, a o ile jest ona większa, gdy widać efekty pracy. Taki bonus. Nie tłumacz się, że nie masz czasu, że akurat tobie wyjątkowo się nie chce - u mnie też lenistwo przybiera rozmiary tak wielkie, jak... jak... jak coś, do czego opisania brakuje mi metafory. Kurde, mógłbym zostać jakimś doradcą życiowym czy czymś takim.
Och, lektury też mnie wyjątkowo męczą. Potrafię połykać książki... Ciekawe książki. Spora część naszych uroczych szkolnych lektur jest niestety - jak na złość - cholernie nieciekawa. Powodzenia w próbach przebrnięcia przez "Lalkę" albo bzdury typu "Granicy" Nałkowskiej - ja przy próbach czytania streszczeń w/w dzieł miałem ochotę skończyć jak Wokulski albo Ziembiewicz, albo chociaż palnąć sobie w łeb czymś wyjątkowo ciężkim. Palnąć wyjątkowo mocno. Gdybym mógł, to palnąłbym też Prusa i Nałkowską, ale niestety - nie było mi dane. Gdybym zaś chciał oszukać samego siebie, to może napisałbym, że spróbuję przeczytać chociaż "Ferdydurke" - przynajmniej mógłbym bez zbędnego ryzyka robić to w pomieszczeniu z ostrymi przedmiotami i ze świadomością, że wiem, gdzie leży wiatrówka.
A LO... LO właśnie jest od tego "bimbania". To przecież pełna wersja demówki, którą były podstawówka i gimnazjum, a tam tego "bimbania" - przynajmniej u mnie - było równie sporo, albo nawet więcej. Pocieszmy się optymistyczna myślą, że najgorsze dopiero przed nami. I że zbliża się w wyjątkowo szybkim tempie.
edit:
BTW Zauważyłaś, że twoje posty jakoś wyjątkowo poruszają tematy, na które mam nieodpartą ochotę maltretować moją biedną klawiaturę?
Ja się jeszcze nie przygotowuję, bo bardzo dobrze poszły mi próbne i opalam się w blasku swojej... hmm, rozległej wiedzy, ale przed maturami na pewno przysiądę, przede wszystkim nad matematyką, z którą mam problemy. Spore. Ostatnio zacząłem sobie wmawiać, że porządnie się za to wezmę, ale ten przedmiot nawet nie jest mi potrzebny - a te 40-50% to powinienem jednak spokojnie wbić. I znajdź tu motywację.
Tutaj nie ma co pytać o radę: jeśli czujesz, że marnujesz zbyt wiele czasu i że będzie źle, jeśli nie przeznaczysz go na naukę, to po prostu... przeznacz go na nią. Tak będzie lepiej. Kiedy uświadamiam sobie, że np. od godziny siedzę nad jakimś durnym zadaniem, i że - choć mam to gdzieś - coś tam zaczynam rozumieć, to odczuwam naprawdę sporą satysfakcję, a o ile jest ona większa, gdy widać efekty pracy. Taki bonus. Nie tłumacz się, że nie masz czasu, że akurat tobie wyjątkowo się nie chce - u mnie też lenistwo przybiera rozmiary tak wielkie, jak... jak... jak coś, do czego opisania brakuje mi metafory. Kurde, mógłbym zostać jakimś doradcą życiowym czy czymś takim.
Och, lektury też mnie wyjątkowo męczą. Potrafię połykać książki... Ciekawe książki. Spora część naszych uroczych szkolnych lektur jest niestety - jak na złość - cholernie nieciekawa. Powodzenia w próbach przebrnięcia przez "Lalkę" albo bzdury typu "Granicy" Nałkowskiej - ja przy próbach czytania streszczeń w/w dzieł miałem ochotę skończyć jak Wokulski albo Ziembiewicz, albo chociaż palnąć sobie w łeb czymś wyjątkowo ciężkim. Palnąć wyjątkowo mocno. Gdybym mógł, to palnąłbym też Prusa i Nałkowską, ale niestety - nie było mi dane. Gdybym zaś chciał oszukać samego siebie, to może napisałbym, że spróbuję przeczytać chociaż "Ferdydurke" - przynajmniej mógłbym bez zbędnego ryzyka robić to w pomieszczeniu z ostrymi przedmiotami i ze świadomością, że wiem, gdzie leży wiatrówka.
A LO... LO właśnie jest od tego "bimbania". To przecież pełna wersja demówki, którą były podstawówka i gimnazjum, a tam tego "bimbania" - przynajmniej u mnie - było równie sporo, albo nawet więcej. Pocieszmy się optymistyczna myślą, że najgorsze dopiero przed nami. I że zbliża się w wyjątkowo szybkim tempie.
edit:
BTW Zauważyłaś, że twoje posty jakoś wyjątkowo poruszają tematy, na które mam nieodpartą ochotę maltretować moją biedną klawiaturę?