19 Lut 2019, Wto 0:20, PID: 783367
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19 Lut 2019, Wto 0:45 przez Ketina.)
(18 Lut 2019, Pon 3:05)l1a1o1 napisał(a): Obie myśli są dokładnie te same, różnica leży w układzie trywialnych liter.Czyli innymi słowy, są po różnych stronach biegunów, ale niosą za sobą ten sam potencjał, czyż nie?
Cytat:Nie doceniasz życia, gdy mówisz o nim przez pryzmat pięknych uczuć. Ostatecznie to potwór, który jest trudny do zabicia. Bycie słabszym daje cel. Bycie silniejszym również. Zdobywanie doświadczeń, to jedyne co daje nadzieję na -cokolwiek więcej-. Niektórzy mówią, że to sposób na wyrwanie się z samsary, a to wielka gra...Nie, to nie tak. Bardzo doceniam życie, własne zdrowie i nigdy w to nie wątpiłam. Potwór? Może, może ktoś to tak postrzegać, droga wolna, nikomu nie mogę zabronić ani narzucić jakiejś określonej interpretacji. Ty nazywasz to potworem, a ja określam to jako niższą animę i nie mam zamiaru tego zabić nigdy w życiu, nie mam powodu, by to robić. Ma ona swoje negatywne aspekty, to prawda, ale też jest tym, co mnie broni i tym, co broni tych innych ludzi, którzy na to najbardziej zasługują i broni tych, którzy najbardziej tego potrzebują, a czują się bezsilni wobec swojej sytuacji. Jest w stanie dawać szczęście tym, którzy są dla mnie ważni i tym, którzy są cenni wewnętrznie - charakterologicznie. Jest tym, dzięki czemu nie czuję się samotna sama ze sobą w trudnych momentach, gdy muszę polegać tylko na sobie. Ona przypomina mi, o co tak naprawdę przez całe życie walczę i nie pozwala mi się poddać. Przypomina mi kim tak naprawdę jestem i po co jestem na tym świecie.
Pracując ze sobą, osoba nie jest nikomu nic winna. Jest sobie sama obiektem wiwisekcji. Godne uznania.
Bycie słabszym, bycie silniejszym... Myślę, że współpraca daje tak naprawdę cel, czasem kompromisy. Przede wszystkim realna kontrola, ale też bez przesady, bo to też potrafi wyniszczać.
Osoba pracująca nad sobą jest odpowiedzialna za swoje poczynania przed społeczeństwem - zawsze tak było, jest i będzie. Według mnie ta jak to określiłeś "wiwisekcja" nie jest tak godna uznania jak właśnie synteza, współpraca, składanie czegoś do kupy. Co to za sztuka, gdy nie zaakceptuje się swoich demonów, tego, że dostarczyły doświadczenia, cennych lekcji, nie dostrzeże się też pozytywnych aspektów tych pozornie złych stron osobowości? Nie można całe życie uciekać przed problemami, a stawiać im czoła, modyfikować je, a wszystko po to, by stać się jednością, w zgodzie z samym sobą i ze wszystkimi odcieniami/aspektami swojej osobowości. Dzięki temu od zawsze było dobrze na świecie, tak funkcjonuje natura, taka jest droga życia.
Oczywiście to moja teoria i ja mam do niej prawo. XDDD
Cytat:Tak czy siak nie wiemy zbyt wiele, więc tym bardziej nie ma się czym przejmować. A ludziska niestety się przejmują! Od czegoś trzeba zacząć, choćby była to nieudana rozmowa, któraś z kolei.I co? Przejmuję się, bo to jest naturalne. Wynika to z popędu obronnego(reakcji obronnych), z tego samego popędu u zdrowych ludzi w większości wynika też potrzeba do kontaktu z innymi ludźmi. Tworzymy społeczność, sieć, zależności. Są różne popędy, są to głównie procesy bardziej podświadome niż świadome, a ten popęd obronny jest dość silny(u mnie wybitnie silny), leży u podstawy. Popędy to to, co odróżnia ludzi czy ogólnie wszystkie istoty żywe od tych martwych, świata nieożywionego. I to akceptuję, bo dlatego żyję, jestem człowiekiem. Żeby tworzyć społeczność, żyć z kimś w zgodzie, trzeba przystać na pewne warunki - pewne byty są bardziej predysponowane do przystosowania się, a inne mniej. Inni muszą bardziej nad czymś pracować, a inni dostają coś "za darmo". Oczywiście nie przejmowanie się jest tak samo patologiczne, jak zbytnie przejmowanie się, ale żeby to wszystko było zdrowe, trzeba właśnie znaleźć ten złoty środek, kontrolę nad tym.
Mam przyjaciół na których mogłam niedawno liczyć, jak coś mnie przytłaczało(jak to czytacie fobiciele, to wiedzcie, że jesteście najlepsi i że Was kocham). Bez nich byłoby mi zdecydowanie trudnej. Bez innych nic nie miałoby sensu, tak samo jak bez popędu obronnego inne popędy nie mają sensu - taka jest natura, taka jest kolej rzeczy. Ty pewnie też masz jakieś osoby, dla których chcesz być ważny, żeby się przejmowali Twoim losem, a więc żebyś i Ty przejmował się tym, co oni pomyślą na Twój temat, bo zawsze trzeba do kogoś przemówić, stać się w jakiś sposób akceptowanym(bądź tez nie, ale prawdopodobieństwo złej reakcji na daną osobę jest dość duże), żeby być zauważonym, żeby ktoś zaczął się przejmować. Może nie chcesz się teraz do tego przyznać, bo może to być dla Ciebie trudne, ale warto by było, żebyś sam sobie odpowiedział na tę kwestię, tak dla własnego dobra.
Cytat:Cytat:Co jeśli w pewnym momencie błąd będzie poprawny, a prawda błędna?Tedy wypada zreflektować się i zacząć od nowa, na ciut solidniejszym fundamencie. Nie wiem jak Ty ale ja lubię budować.
A nie lepiej pogodzić się tak po prostu? Nic w naturze nie ginie, a przeistacza się w coś nowego. Czy jak drzewo się spali, to oznacza, że go tam nigdy nie było? No nie, a z procesu spalania może powstać popiół, który użyźni glebę, a z gleby może wyrosnąć nowe drzewko i tak w kółko. Ta "dojrzała" forma drzewa była potrzebna, żeby przeistoczyła się w tę "finalną". Nie mogło by się to obyć bez jakiegoś elementu.