27 Lip 2018, Pią 16:42, PID: 756841
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Lip 2018, Pią 16:44 przez Kiwi.)
Cytuję poniższe, ale piszę "tak ogólnie", nie konkretnie do kogoś
Choroby emocjonalno/psychiczne, lęki, stany depresyjne istnieją naprawdę. Nie trzeba stracić ręki, żeby wpaść w depresję i też nie wystarczy popatrzeć na zdrowego emocjonalnie, żeby z tej depresji wyjść.
"Nie możesz po prostu zacząć chodzić i cieszyć się, że masz nogi?" - zapytał osobę z niedowładem ktoś chory na depresję, w odpowiedzi na jego pytanie, czy nie może po prostu cieszyć się życiem i względnym zdrowiem.
Ważne, żeby próbować spojrzeć inaczej, dostrzec, że "nie jest aż tak źle". Dla jednych brak ręki to jest tragedia, ogromne ograniczenie w pracy i życiu, po prostu inwalidztwo i do tego nieukrywalna szpetota. A ktoś inny stwierdzi, że lepsze to niż rak i w sumie można iść pobiegać, wszystko wokół siebie zrobić i nie jest źle.
Ale czy pierwsze z tych podejść zasługuje na potępienie? Niekoniecznie... Doceniam moje obie ręce i bardzo mnie cieszą, mimo że bez jednej moim zdaniem można w miarę normalnie funkcjonować.
Myślę, że duże, albo nawet ogromne znaczenie w odbiorze swoich chorób ma stan psychiczny, zadowolenie z życia, lękliwość. Ale czy pomoże na to "eeee, nie przesadzaj, inni mają gorzej "?
Myślę, że nie pomoże.
Nie wiem, czy to kwestia "do przepracowania z terapeutą", ale pewnie tak. Myślę, że choroby przewlekłe są tak samo problemem, jak akceptacja siebie ogółem, wyglądu, tego "kim się jest".
Nie widzę większej różnicy w akceptacji moich wielkich barów (mam takowe, jest to absolutnie nie do obejścia nawet przy niedowadze, bo mi chodzi o kości, nawet operacyjnie tego nie robią), a tego, że jem jakieś tam tabletki i będę je jeść do końca życia. Jedni to zaakceptują i przejdą do porządku dziennego, a dla innych to będzie nie do przeskoczenia bez pomocy.
(27 Lip 2018, Pią 15:46)Ajka napisał(a): Niestety nie wiem jak się nazywał i gdzie można śledzić jego podróż, ale może sama anegdotka będzie inspirująca?
Choroby emocjonalno/psychiczne, lęki, stany depresyjne istnieją naprawdę. Nie trzeba stracić ręki, żeby wpaść w depresję i też nie wystarczy popatrzeć na zdrowego emocjonalnie, żeby z tej depresji wyjść.
"Nie możesz po prostu zacząć chodzić i cieszyć się, że masz nogi?" - zapytał osobę z niedowładem ktoś chory na depresję, w odpowiedzi na jego pytanie, czy nie może po prostu cieszyć się życiem i względnym zdrowiem.
Ważne, żeby próbować spojrzeć inaczej, dostrzec, że "nie jest aż tak źle". Dla jednych brak ręki to jest tragedia, ogromne ograniczenie w pracy i życiu, po prostu inwalidztwo i do tego nieukrywalna szpetota. A ktoś inny stwierdzi, że lepsze to niż rak i w sumie można iść pobiegać, wszystko wokół siebie zrobić i nie jest źle.
Ale czy pierwsze z tych podejść zasługuje na potępienie? Niekoniecznie... Doceniam moje obie ręce i bardzo mnie cieszą, mimo że bez jednej moim zdaniem można w miarę normalnie funkcjonować.
Myślę, że duże, albo nawet ogromne znaczenie w odbiorze swoich chorób ma stan psychiczny, zadowolenie z życia, lękliwość. Ale czy pomoże na to "eeee, nie przesadzaj, inni mają gorzej "?
Myślę, że nie pomoże.
Nie wiem, czy to kwestia "do przepracowania z terapeutą", ale pewnie tak. Myślę, że choroby przewlekłe są tak samo problemem, jak akceptacja siebie ogółem, wyglądu, tego "kim się jest".
Nie widzę większej różnicy w akceptacji moich wielkich barów (mam takowe, jest to absolutnie nie do obejścia nawet przy niedowadze, bo mi chodzi o kości, nawet operacyjnie tego nie robią), a tego, że jem jakieś tam tabletki i będę je jeść do końca życia. Jedni to zaakceptują i przejdą do porządku dziennego, a dla innych to będzie nie do przeskoczenia bez pomocy.