07 Lut 2012, Wto 21:54, PID: 291463
Temat zainteresował mnie głównie temu, że niedawno sama musiałam iść do fryzjerki. Koniecznie tej samej co zwykle, bo jak mama wspominała o zamiarze wybrania innej na drugim końcu miasta — to zamarłam, a potem błagałam wzrokiem, żeby to okazało się marnym żartem.
Trzeci raz poszłam się ścinać u tej samej osoby, co w moim wykonaniu naprawdę stanowi rekord — zwykle nożyczki do rąk bierze mama, a krucjatę do obcych ludzi robię albo raz na półrocze, albo nawet i rok.
Lubię tą kobietę, u której byłam, i nie kryję — ufam jej w pewnym stopniu, co jest naprawdę sporym osiągnięciem. Mam traumę do nożyczek, bo kiedyś znajoma siostry ścięła mnie tak tragicznie, że sześć późniejszych miesięcy chodzenia do szkoły było piekłem... Może właśnie dlatego mam zaufanie do swojej obecnej fryzjerki, bo potem umiała ogarnąć tamtą tragedię? Tak, to chyba właśnie powód.
Tak czy siak — jak wygląda chodzenie do fryzjera. Oczywiście z mamą, bo umarłabym chyba w samotni siedząc w salonie. Jak najbardziej lakonicznie tłumacząc swoje idee na to, jak moje włosy mogłyby wyglądać. Potem? Siedzę, daję się ostrzyc... i jakkolwiek to nie głupie, mam zamknięte oczy, które otwieram tylko przy ewentualnych pytaniach czy dobrze. Każde spławiam jak najszybszym tak, byleby już na siebie nie patrzeć w lustrze. Daję sobie potulnie poprawiać głowę, bo często się kulę i trudno mi się wyprostować na dłużej.
Na początku po ścięciu nie mogę na siebie patrzeć, bo moja twarz wydaje się perfidnie uwydatniona... dopiero wracając do domu i patrząc w swoje lustro, zaczynam się szczerze uśmiechać. Nie zawsze na długo, ale jednak.
Zawsze taka sama rutyna. Zawsze bezpiecznym, acz błędnym kole.
Trzeci raz poszłam się ścinać u tej samej osoby, co w moim wykonaniu naprawdę stanowi rekord — zwykle nożyczki do rąk bierze mama, a krucjatę do obcych ludzi robię albo raz na półrocze, albo nawet i rok.
Lubię tą kobietę, u której byłam, i nie kryję — ufam jej w pewnym stopniu, co jest naprawdę sporym osiągnięciem. Mam traumę do nożyczek, bo kiedyś znajoma siostry ścięła mnie tak tragicznie, że sześć późniejszych miesięcy chodzenia do szkoły było piekłem... Może właśnie dlatego mam zaufanie do swojej obecnej fryzjerki, bo potem umiała ogarnąć tamtą tragedię? Tak, to chyba właśnie powód.
Tak czy siak — jak wygląda chodzenie do fryzjera. Oczywiście z mamą, bo umarłabym chyba w samotni siedząc w salonie. Jak najbardziej lakonicznie tłumacząc swoje idee na to, jak moje włosy mogłyby wyglądać. Potem? Siedzę, daję się ostrzyc... i jakkolwiek to nie głupie, mam zamknięte oczy, które otwieram tylko przy ewentualnych pytaniach czy dobrze. Każde spławiam jak najszybszym tak, byleby już na siebie nie patrzeć w lustrze. Daję sobie potulnie poprawiać głowę, bo często się kulę i trudno mi się wyprostować na dłużej.
Na początku po ścięciu nie mogę na siebie patrzeć, bo moja twarz wydaje się perfidnie uwydatniona... dopiero wracając do domu i patrząc w swoje lustro, zaczynam się szczerze uśmiechać. Nie zawsze na długo, ale jednak.
Zawsze taka sama rutyna. Zawsze bezpiecznym, acz błędnym kole.