20 Lis 2009, Pią 17:58, PID: 186330
Mam za sobą dosyć dramatyczne wystąpienie publiczne, które miało znamiona z jednej strony utraty równowagii emocjonalnej, a z drugiej chęć manifestacji, apelowania, afiszowania się z zagrożeniem swobody osobistej na co dzień. Byłem naturalistyczny, ale zachowywałem dystans do swojej inicjatywy, bo przygotowałem się tak, by stan silnego uniesienia emocjnalnego pozwolił mi zestawić fakty tak, by każdy bez trudu zrozumiał, do czego doprowadza zagrażający nie tylko mnie narzucany powszechnie styl bycia. Utraciłem panowanie nad emocjami, ale nie do końca, bo ruch ten jednocześnie był dla mnie sposobem na odzyskanie równowagii wewnętrznej. Był poszukiwaniem cnót i alternatywą dla upadku obyczajowo - moralnego, chociaż zdarzało mi się chamsko dramatyzować i manifestować brak hamulców moralnych, pęd emocjonalny, który stał się chaotyczny i bezrozumny na skutek braku dyscypliny społecznej. Sytuacja mojego życia wynikała z bezkrytycznego przyjęcia powszechnych standardów społecznych. Zajścia, które miały miejsce w miejscach publicznych były też jakąś wypadkową siłą, która przy moim ogromnym zaangażowaniu emocjonalnym zmusiła mnie od odsunięcia od typowego życia i dała do myślenia na temat zasadności lęków.
Nie oszukujmy się, że nie widzimy codziennych dramatów ludzi, którzy podobnych symptomów lękowych nie odczuwają. Dlatego chciałem sprawdzić też, jakie są rzeczywiste powody odsunięcia mnie od życia. Był to też eksperyment, praca badawcza i poszukiwanie wiedzy.
Eksponowałem się więc z ogromnym żalem i rozgoryczeniem, które wynikały z braku stabilności fizyczno - emocjonalnej, a które prowadziły mnie ku większemu nieszczęściu. Nawoływałem ludzi, będąc wyzywający i przejawiałem się ekstarawagancko m. in. w środkach komunikacji miejskiej, by zrozumieć presję otoczenia i uzyskać szeroką panoramę zdarzeń, które wpływają na formę życia mojego i innych. Starałem się wzbudzać poruszenie, a nie się nastreczać.
Myślę, że bez tego nie potrafiłbym nadać swojemu życiu sens i utraciłbym motywację. Nie zrozumiałbym nigdy istoty rzeczy i nie wiedziałbym, jak walczyć z regresem. Wypadki, katastrofy, plagi dotykają ludzi, dlatego nie można twierdzić, że te rzeczy dzieją się daleko od nas. Miałem obawy i zapewne byłem też w grupie ryzyka ku jakimś dewianckim zachowaniom, oddającym skalę zagrożenia planu społecznego, rodzącego patologie przez rytualizm działań, mijający się z społecznym zapotrzebowaniem...
Miałem prawo roszczyć z powodu swojej społeczno - ekonomicznej sytuacji. Zostałem zmarginelizowany z racji urodzenia i w pewnym sensie napiętnowany. Polegało to na tym, że czuję od wczesnych lat zbyt dużą presję otoczenia, które wyznacza absurdalne wymogi, mijające się z celem społecznej równowagii, a służące jedynie odsunięciu ludzi takich jak ja od możliwości osiągnięcia celów równego współdecydowania o losach swoich i ludzi z otoczenia. Dochodzi do tego dodatkowo przez uprzedzenia ludzi materialnie wyżej usytuowanych, którzy wywierają presję oraz przejawiają wrogość wobec kogoś, kto ze względu cięższych materialnie warunków, gorszej pozycji społecznej stają się symbolicznym obiektem dyskryminacji społecznej.
Powodem takiej sytuacji jest niepewna sytuacja ekonomiczno - społeczna, która zwiazana jest z szkodliwością nieracjonalnej działalności, angażującej w fanatyczne plany konserwatystów nakład środków ludzkich dysharmonizujący trwale rozwój społeczny i indywidualny. Skutki to w dużym stopniu klęski żywiołowe, katastrofy, plagi społeczne, choroby cywilizacyjne. Nie jesteśmy w stanie racjonalnie gospodarować przede wszystkim potencjałem ludzkim, jeśli skupimy wszelkie środki wokół indywidualnych pasji, a takie wyrażają się przez kult postępu, tehnologii, nauki. To dysharmonizuje indywidualny rozwój i zaburza cnotliwy porządek moralno - obyczajowy, jako wyznacznik jedynie użytecznych rozwiązań kulturowych. Przede wszystkim jednak upadek obyczajowy niesie za sobą patologie począwszy od indywidualnych zaburzeń funkcjonowania w wspólnocie po dramaty utraty fizycznych zdolności panowania nad zrujnowanym zdrowiem, a zatem i zachowaniem.
Znalazłem się w sytuacji, którą wyżej opisuję, więc nie pozostawało mi nic innego niż roszczyć, choćby robiąc to postaci chamskiego dramatyzowania, że plan społeczny, którego jesteśmy członkami nie jest drogą postępu i awansu społecznego, a drogą do, potocznie mówiąc, piekła. Sposób nawoływania przeze mnie był, niestety, wynikiem dezaprobaty i braku odezwu na swoje działania i manifestacje. Stało się tak z powodu czynników opisywanych jako te warunkujące mnie do roszczeń z powodu dyskryminacji, dlatego manify stały się jedynie moim ruchem alternatywnym dla regresu kulturowego. Ogólnie rzecz biorąc, nie znajdując sprzymierzeńców aktywnie działających na rzecz porządku społecznego, czuję się odizolowany i zmarginelizowany. Jestem ofiarą systemu, jestem dyskryminowany, atakowany, zagrożona jest wręcz moja wolność osobista, gdy nie mam materialnych potwierdzeń swoich starań i apeli. Wolę dlatego, nie angażować się w pełnienie wytycznych, które mnie deprawują i niszczą. W wrogim otoczeniu czuję się subiektywnie obserwowany, a brak głębokiego odezwu na moje działania to w warunkach nieznośnego życia to brak poważania mnie i presja, która zastraszającą formą emocjonalnego pędu, zmusza mnie do stosowania kontrastowych from, by móc się wyrazić. To bierność innych skazuje nas na izolację.
Mam nadzieję, że teraz ktoś nazwie mój post próbą naukowego dociekania prawdy.
Nie oszukujmy się, że nie widzimy codziennych dramatów ludzi, którzy podobnych symptomów lękowych nie odczuwają. Dlatego chciałem sprawdzić też, jakie są rzeczywiste powody odsunięcia mnie od życia. Był to też eksperyment, praca badawcza i poszukiwanie wiedzy.
Eksponowałem się więc z ogromnym żalem i rozgoryczeniem, które wynikały z braku stabilności fizyczno - emocjonalnej, a które prowadziły mnie ku większemu nieszczęściu. Nawoływałem ludzi, będąc wyzywający i przejawiałem się ekstarawagancko m. in. w środkach komunikacji miejskiej, by zrozumieć presję otoczenia i uzyskać szeroką panoramę zdarzeń, które wpływają na formę życia mojego i innych. Starałem się wzbudzać poruszenie, a nie się nastreczać.
Myślę, że bez tego nie potrafiłbym nadać swojemu życiu sens i utraciłbym motywację. Nie zrozumiałbym nigdy istoty rzeczy i nie wiedziałbym, jak walczyć z regresem. Wypadki, katastrofy, plagi dotykają ludzi, dlatego nie można twierdzić, że te rzeczy dzieją się daleko od nas. Miałem obawy i zapewne byłem też w grupie ryzyka ku jakimś dewianckim zachowaniom, oddającym skalę zagrożenia planu społecznego, rodzącego patologie przez rytualizm działań, mijający się z społecznym zapotrzebowaniem...
Miałem prawo roszczyć z powodu swojej społeczno - ekonomicznej sytuacji. Zostałem zmarginelizowany z racji urodzenia i w pewnym sensie napiętnowany. Polegało to na tym, że czuję od wczesnych lat zbyt dużą presję otoczenia, które wyznacza absurdalne wymogi, mijające się z celem społecznej równowagii, a służące jedynie odsunięciu ludzi takich jak ja od możliwości osiągnięcia celów równego współdecydowania o losach swoich i ludzi z otoczenia. Dochodzi do tego dodatkowo przez uprzedzenia ludzi materialnie wyżej usytuowanych, którzy wywierają presję oraz przejawiają wrogość wobec kogoś, kto ze względu cięższych materialnie warunków, gorszej pozycji społecznej stają się symbolicznym obiektem dyskryminacji społecznej.
Powodem takiej sytuacji jest niepewna sytuacja ekonomiczno - społeczna, która zwiazana jest z szkodliwością nieracjonalnej działalności, angażującej w fanatyczne plany konserwatystów nakład środków ludzkich dysharmonizujący trwale rozwój społeczny i indywidualny. Skutki to w dużym stopniu klęski żywiołowe, katastrofy, plagi społeczne, choroby cywilizacyjne. Nie jesteśmy w stanie racjonalnie gospodarować przede wszystkim potencjałem ludzkim, jeśli skupimy wszelkie środki wokół indywidualnych pasji, a takie wyrażają się przez kult postępu, tehnologii, nauki. To dysharmonizuje indywidualny rozwój i zaburza cnotliwy porządek moralno - obyczajowy, jako wyznacznik jedynie użytecznych rozwiązań kulturowych. Przede wszystkim jednak upadek obyczajowy niesie za sobą patologie począwszy od indywidualnych zaburzeń funkcjonowania w wspólnocie po dramaty utraty fizycznych zdolności panowania nad zrujnowanym zdrowiem, a zatem i zachowaniem.
Znalazłem się w sytuacji, którą wyżej opisuję, więc nie pozostawało mi nic innego niż roszczyć, choćby robiąc to postaci chamskiego dramatyzowania, że plan społeczny, którego jesteśmy członkami nie jest drogą postępu i awansu społecznego, a drogą do, potocznie mówiąc, piekła. Sposób nawoływania przeze mnie był, niestety, wynikiem dezaprobaty i braku odezwu na swoje działania i manifestacje. Stało się tak z powodu czynników opisywanych jako te warunkujące mnie do roszczeń z powodu dyskryminacji, dlatego manify stały się jedynie moim ruchem alternatywnym dla regresu kulturowego. Ogólnie rzecz biorąc, nie znajdując sprzymierzeńców aktywnie działających na rzecz porządku społecznego, czuję się odizolowany i zmarginelizowany. Jestem ofiarą systemu, jestem dyskryminowany, atakowany, zagrożona jest wręcz moja wolność osobista, gdy nie mam materialnych potwierdzeń swoich starań i apeli. Wolę dlatego, nie angażować się w pełnienie wytycznych, które mnie deprawują i niszczą. W wrogim otoczeniu czuję się subiektywnie obserwowany, a brak głębokiego odezwu na moje działania to w warunkach nieznośnego życia to brak poważania mnie i presja, która zastraszającą formą emocjonalnego pędu, zmusza mnie do stosowania kontrastowych from, by móc się wyrazić. To bierność innych skazuje nas na izolację.
Mam nadzieję, że teraz ktoś nazwie mój post próbą naukowego dociekania prawdy.