03 Maj 2009, Nie 23:53, PID: 145733
Hektor napisał(a):Freud miał swoje ogromne zasługi, ale wiele rzeczy pokręcił. Ja mówie o neurotyczności w opisie psychoanalityków kulturowych, głównie Karen Horney - Neurotyczna osobowość naszych czasów, czytałeś? Jeżeli książka może być dowodem, to niech ona będzie(do dzisiaj jest uważana za jedną z najpoważniejszych prac na temat nerwic).
Czytałem, nie jest to dla mnie dowód - bo jest to teoria bez pokrycia i nie mająca uzasadnienia we współczesnej wiedzy, choćby neurologicznej. Nic dziwnego, to książka z lat 50-tych XX wieku - a przełom w nauce o mózgu człowieka to ostatnie dwie dekady XX wieku. Czy możesz podać konkretne badania wspierające Twoją tezę? U Ramachandrana jest masa na moją.
Rozumiem, że Ci się podoba ta teoria, ale jest ona tylko teorią - i to odrzucaną dzisiaj przez większość innych szkół i ignorowana przez DSM-IV, który traktuje psychoanalizę jako sztukę pozbawioną podstaw naukowych.
Hektor napisał(a):Nie mówię, że jesteś kłamcą. Cały czas rozchodzi się o to, że nie zgadzasz się ze mną, że konkretne zaburzenia nerwicowe mają swoje źródło w nerwicy charakteru.
Nie, to nie jest kwestia tego, że się z Tobą nie zgadzam. To kwestia tego, że ja podaje Ci konkretne, znane mi osobiście przypadki, gdzie nie ma mowy o nerwicy charakteru, a jest lub była silna fobia społeczna (i na odwrót, sytuacje gdzie były w dzieciństwie intensywne przeżycia neurotyczne, a nie ma problemów z fobią) , a Ty odrzucasz je z góry hasłem "nie uwierzę w to".
To nie jest kwestia zgody czy niezgody. To kwestia Twojego zamknięcia oczu na konkretne dowody i twierdzenie "nie widzę tego, więc tego nie ma" - trochę jak średniowieczni astronomowie odmawiający spojrzenia przez teleskop Galileusza "bo ich zaczaruje".
Hektor napisał(a):Nie chodzi o moją subiektywną wiarę, tylko o prawdę. Nawet jeżeli nie jest łatwa. Uważam, że lepiej ją znać niż myśleć, że wszystko jest takie proste i później się zawieść. Nie mam celu w negowaniu Twojej wiedzy dla złośliwości.
Sorry, ale tu naprawdę nie chodzi o prawdę - chyba, że wyszłoby, że to Twoja prawda jest tą faktyczną prawdę. Wtedy tak, ale tylko wtedy.
Gdyby chodziło o prawdę, nie miałbyś problemów z przyjrzeniem się dowodom mogącym obalić Twoje stanowisko i nie odrzucałbyś ich z góry.
Natomiast Ty masz już upatrzoną teorię i trzymasz się jej, bez jakiejkolwiek analizy przeciwnych dowodów. Jeśli nie możesz czegoś odrzucić, wymyślasz racjonalizację post factum, bez próby przyjrzenia się bliżej niewygodnym przesłankom.
To podejście typu "Jeśli fakty nie pasują do mojej teorii -tym gorzej dla faktów".
I tak długo, jak robiłbyś to tylko sobie - ok, Twoje życie i Twój wybór. Ale gdy próbujesz to wmawiać innym jako "prawdę", jeszcze w imię ich dobra - to jest to potwornie egoistyczne z Twojej strony, bo robisz po prostu ludziom krzywdę "żeby ich ochronić przed zawodem".
Ba, nawet gdyby Twoja teoria BYŁA prawdziwa (a mamy sporo dowodów na to że nie jest, a brakuje dowodów na to, że jest), to i tak robiłbyś ludziom krzywdę w imię "ochrony przed zawodem" - bo tych kilkanaście-kilkadziesiąt procent, u których zadziałałby stary dobry efekt placebo byłoby wartę tej "fałszywej" wiary.
Dodaj do tego fakt, że traktujesz niepotwierdzoną teorię jako prawdę - i mamy spory syf.