09 Kwi 2017, Nie 12:12, PID: 626659
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Kwi 2017, Nie 12:16 przez Zasió.)
w sumie to nie wiemy, co o tym sądzą rodzice, póki co to tylko autorka boi się, że obrazi rodzinę... no bo zazwyczaj tak jest, ale chyba faktycznie wypadałoby najpierw sprawę przedyskutować.
no a jeśli obawy okażą się słuszne? skoro to robienie czegoś, czego się chce, pomimo lęku , to jedynym wyjściem jest zaprosić wszystkich.
sam zupełnie nie czuję klimatu wesel, na szczęście wątpię, by takowe mnie w życiu czekało, a gdyby mnie nawet czekało, to rodzice młodej musieliby wszystko zafundować, bo mojej matki nie stać, a ja nie wydałbym kilkunastu z trudem odkładanych tysięcy na popijawę dla rodziny. poza tym cześć rodziny mieszka za daleko, by przyjechać, z częścią od nastu lat nie utrzymujemy kontaktów, więc tak czy inaczej nie wiem czy ze 40 osób by się uzbierało...
... ale nawet gdyby było ich 30, do 90% nic nie czuję, więc też bym ich najchętniej nie zapraszał (no właśnie - ślub i wesele to pryszcz, ale weź jeździj do takich z twoją wybranką i udawaj entuzjazm przy zapraszaniu oraz prowadź small talki!), a może nawet w ogóle nie wyprawiał wesela!...
...gdybym jednak mimo wszytko "musiał", no to sytuacja jest prosta - da sie przepchnąć jak najbardziej kameralną imprezę? i jestem na tyle asertywny, by to zrobić? robię to!
nie da się/nie umiem? nie ma nad czym debatować, trzeba się poświęcić. dałem się poderwać, dałem się pokochać, no to kilka godzin przy stole i jakiś śmieszny nieporadny taniec chyba też już jestem w stanie przeżyć... w każdym razie dla mnie taka jest gradacja stopnia trudności, a nie odwrotna.
I tak połowa gości się popije i będzie im wszystko jedno. Chyba że to jakieś wyższe sfery i ma być impreza "ą-ę", no ale jak wśród gości sami dyrektorzy, mecenasi i doktorzy, to już chyba luz na całego, obgadywać będą tylko ukradkiem i za plecami, kultura zobowiązuje. stawiałbym jednak że chodzi o standardowe towarzystwo "wuj Janusz i ciotka Grażyna". fakt, dobrych wspomnień to nie gwarantuje, no ale jak widać wyjścia są dwa, i autorka dobrze je zna - skoro rezygnacja ze ślubu nie wchodzi w grę.
oczywiście przyszły mąż nic nie wie o rozterkach? (standard w tego typu wątkach...)
no a jeśli obawy okażą się słuszne? skoro to robienie czegoś, czego się chce, pomimo lęku , to jedynym wyjściem jest zaprosić wszystkich.
sam zupełnie nie czuję klimatu wesel, na szczęście wątpię, by takowe mnie w życiu czekało, a gdyby mnie nawet czekało, to rodzice młodej musieliby wszystko zafundować, bo mojej matki nie stać, a ja nie wydałbym kilkunastu z trudem odkładanych tysięcy na popijawę dla rodziny. poza tym cześć rodziny mieszka za daleko, by przyjechać, z częścią od nastu lat nie utrzymujemy kontaktów, więc tak czy inaczej nie wiem czy ze 40 osób by się uzbierało...
... ale nawet gdyby było ich 30, do 90% nic nie czuję, więc też bym ich najchętniej nie zapraszał (no właśnie - ślub i wesele to pryszcz, ale weź jeździj do takich z twoją wybranką i udawaj entuzjazm przy zapraszaniu oraz prowadź small talki!), a może nawet w ogóle nie wyprawiał wesela!...
...gdybym jednak mimo wszytko "musiał", no to sytuacja jest prosta - da sie przepchnąć jak najbardziej kameralną imprezę? i jestem na tyle asertywny, by to zrobić? robię to!
nie da się/nie umiem? nie ma nad czym debatować, trzeba się poświęcić. dałem się poderwać, dałem się pokochać, no to kilka godzin przy stole i jakiś śmieszny nieporadny taniec chyba też już jestem w stanie przeżyć... w każdym razie dla mnie taka jest gradacja stopnia trudności, a nie odwrotna.
I tak połowa gości się popije i będzie im wszystko jedno. Chyba że to jakieś wyższe sfery i ma być impreza "ą-ę", no ale jak wśród gości sami dyrektorzy, mecenasi i doktorzy, to już chyba luz na całego, obgadywać będą tylko ukradkiem i za plecami, kultura zobowiązuje. stawiałbym jednak że chodzi o standardowe towarzystwo "wuj Janusz i ciotka Grażyna". fakt, dobrych wspomnień to nie gwarantuje, no ale jak widać wyjścia są dwa, i autorka dobrze je zna - skoro rezygnacja ze ślubu nie wchodzi w grę.
oczywiście przyszły mąż nic nie wie o rozterkach? (standard w tego typu wątkach...)