18 Lut 2017, Sob 0:48, PID: 615949
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18 Lut 2017, Sob 1:05 przez magadu.)
Wtracę się, bo temat jest mi bliski. Fajnie, że inni mają odwagę przyznać się do takich uczuć, ja długo ukrywałam je nawet przed samą sobą. W tej chwili moje "nielubienie" ludzi nie jest już takie uogólnione i pojawia się tylko czasem, zwykle kiedy tracę kontrolę nad emocjami, czuję silny lęk.
W moim przypadku przyczyną nienawiści, którą kiedyś czułam były po części moje oczekiwania wobec tych ludzi i moje bardzo niskie poczucie mocy sprawczej. Odczuwałam niesprawiedliwość, że im było (w moim mniemaniu) łatwiej coś zrobić by ten świat był lepszy, a jednak nie czuli potrzeby wsparcia mnie w potrzebie, że byli jakby znieczuleni. Myśli się wtedy nakręcały i płynęła lawina negatywnych uczuć. Później była to już wyuczona, jakby automatyczna reakcja obronna na ewentualne poczucie zawodu wobec kogoś komu bym jednak zechciała zaufać.
Wszystko zaczęło się zmieniać kiedy zamiast na sobie samej, zaczęłam skupiać się na kimś mi bliskim, kto pewnie w dużej mierze przyczynił się do moich zaburzeń. Męczyło mnie dlaczego ktoś robił coś złego i zaczęłam "grzebać" w tej osobie zamiast, jak to dotąd robiłam, w sobie. Krok po kroku doszłam do tego, że każdy ma swoją historię, swoje lęki i inne zaburzenia, blokady itd., które ukształtowały go właśnie takim jakim jest. To pomogło mi wiele wybaczyć, ale też wpłynęło na postrzeganie innych osób, które spotykam w życiu.
Nadal pojąć nie mogę dlaczego ludzie są czesto obojętni, znieczuleni czy nawet zdają się być negatywnie nastawieni do tych, którzy "objawiają" jakieś problemy. Udało mi się jednak wyrobić nawyk "próby zrozumienia", że coś za tą niechęcią, pozorną znieczulicą się kryje. Może nawet jakieś lęki przed tym, że jak "dotkną" tematu to sami się posypią? Może tak naprawdę Ci wokół "nas" wcale nie są tak silni jak nam się wydaje? Mi to pomaga. Ta świadomość, że musi być jakiś powód takich a nie innych zachowań ludzi. Dzięki temu nie czuję już do nich nienawiści. Czasem odczuwam niechęć, nielubienie chwilowe, żal, że tak jest.
Podsumowując, pomogło mi, że przestałam skupiać się na sobie, na krzywdzie jaką odczuwałam. Przerzuciłam myśli na innych, na ich bagaż doświadczeń, na to co nimi powoduje. Jednocześnie poczułam, że oni też z czymś się zmagają (lub może nawet nie są świadomi jeszcze, że coś ich blokuje na innych), więc tym samym nie jestem już od nich tak inna, co też obniża poczucie złości do nich. Daje to jakieś poczucie wspólnotowosci, przynależenia chyba.
Przepraszam za przydługi wpis. Pierwszy raz udzielam się w jakimś temacie na forum i chyba trochę popłynęłam z przemyśleniami.
W moim przypadku przyczyną nienawiści, którą kiedyś czułam były po części moje oczekiwania wobec tych ludzi i moje bardzo niskie poczucie mocy sprawczej. Odczuwałam niesprawiedliwość, że im było (w moim mniemaniu) łatwiej coś zrobić by ten świat był lepszy, a jednak nie czuli potrzeby wsparcia mnie w potrzebie, że byli jakby znieczuleni. Myśli się wtedy nakręcały i płynęła lawina negatywnych uczuć. Później była to już wyuczona, jakby automatyczna reakcja obronna na ewentualne poczucie zawodu wobec kogoś komu bym jednak zechciała zaufać.
Wszystko zaczęło się zmieniać kiedy zamiast na sobie samej, zaczęłam skupiać się na kimś mi bliskim, kto pewnie w dużej mierze przyczynił się do moich zaburzeń. Męczyło mnie dlaczego ktoś robił coś złego i zaczęłam "grzebać" w tej osobie zamiast, jak to dotąd robiłam, w sobie. Krok po kroku doszłam do tego, że każdy ma swoją historię, swoje lęki i inne zaburzenia, blokady itd., które ukształtowały go właśnie takim jakim jest. To pomogło mi wiele wybaczyć, ale też wpłynęło na postrzeganie innych osób, które spotykam w życiu.
Nadal pojąć nie mogę dlaczego ludzie są czesto obojętni, znieczuleni czy nawet zdają się być negatywnie nastawieni do tych, którzy "objawiają" jakieś problemy. Udało mi się jednak wyrobić nawyk "próby zrozumienia", że coś za tą niechęcią, pozorną znieczulicą się kryje. Może nawet jakieś lęki przed tym, że jak "dotkną" tematu to sami się posypią? Może tak naprawdę Ci wokół "nas" wcale nie są tak silni jak nam się wydaje? Mi to pomaga. Ta świadomość, że musi być jakiś powód takich a nie innych zachowań ludzi. Dzięki temu nie czuję już do nich nienawiści. Czasem odczuwam niechęć, nielubienie chwilowe, żal, że tak jest.
Podsumowując, pomogło mi, że przestałam skupiać się na sobie, na krzywdzie jaką odczuwałam. Przerzuciłam myśli na innych, na ich bagaż doświadczeń, na to co nimi powoduje. Jednocześnie poczułam, że oni też z czymś się zmagają (lub może nawet nie są świadomi jeszcze, że coś ich blokuje na innych), więc tym samym nie jestem już od nich tak inna, co też obniża poczucie złości do nich. Daje to jakieś poczucie wspólnotowosci, przynależenia chyba.
Przepraszam za przydługi wpis. Pierwszy raz udzielam się w jakimś temacie na forum i chyba trochę popłynęłam z przemyśleniami.