16 Wrz 2016, Pią 6:35, PID: 577425
Jako jedyny z klasy (34 osoby) nie zapisałem się na prawko. Zrobiłem to w wieku 21 lat, gdy zostałem zmuszony przez rodziców.
Moim instruktorem był kolega taty. :-D Mimo, iż dopiero wtedy pierwszy raz prowadziłem, nie szło mi jakoś źle. Nawet szło mi dobrze. Opanowanie pojazdu, plac manewrowy, czy jazda po mieście, to był dla mnie pikuś. Był, dopóki miałem obok siebie osobę, która mną kierowała, pilota.
Egzamin zdałem za 6 razem. Instruktor był bardzo rozczarowany. Zawsze oblewałem na mieście, głównie na wymuszaniu pierwszeństwa.
Jeżdżę bardzo mało. Przeważnie, gdy po imprezie rodzinnej trzeba ludzi odwieźć, to ja jako niepijący się tym zajmuję. Chociaż też od tego uciekam. Komfortowo mi się jeździ z osobą obok, która mówi, gdzie mam jechać i na co mam uważać. Samemu nie ogarniam. Poza tym wolę prowadzić nocą, gdy jest mały ruch, najlepiej jeszcze poza miastem. :-D
Na pewno boję się wypadku, czy stłuczki. Raczej nie ze względu na straty materialne, ale przed obawą, że komuś coś się stanie. Boję się też, że będę musiał z ludźmi rozmawiać. Do tego dochodzą jakieś ubezpieczenia, uje muje i nie wiem, co jeszcze, których w ogóle rozumem i nie ogarniam, tak jak całej administracji i podpisywanych papierków... Kolejną rzeczą jest strach przed zepsuciem samochodu gdzieś w trasie. Nienawidzę niezaplanowanych, nieprzewidzianych sytuacji, na które nie mam wpływu. Mogę jeszcze napisać o tankowaniu. Jeszcze nigdy nie wlewałem nic do baku. Ba! Nawet nie wiem, co tam wlać, jakie paliwo.
Podpiszę się też pod sytuacjami, gdy ktoś za mną jedzie. Głowę zawracają mi wtedy myśli, które nie sprzyjają bezpiecznemu uczestniczeniu w ruchu drogowym.
Moim instruktorem był kolega taty. :-D Mimo, iż dopiero wtedy pierwszy raz prowadziłem, nie szło mi jakoś źle. Nawet szło mi dobrze. Opanowanie pojazdu, plac manewrowy, czy jazda po mieście, to był dla mnie pikuś. Był, dopóki miałem obok siebie osobę, która mną kierowała, pilota.
Egzamin zdałem za 6 razem. Instruktor był bardzo rozczarowany. Zawsze oblewałem na mieście, głównie na wymuszaniu pierwszeństwa.
Jeżdżę bardzo mało. Przeważnie, gdy po imprezie rodzinnej trzeba ludzi odwieźć, to ja jako niepijący się tym zajmuję. Chociaż też od tego uciekam. Komfortowo mi się jeździ z osobą obok, która mówi, gdzie mam jechać i na co mam uważać. Samemu nie ogarniam. Poza tym wolę prowadzić nocą, gdy jest mały ruch, najlepiej jeszcze poza miastem. :-D
Na pewno boję się wypadku, czy stłuczki. Raczej nie ze względu na straty materialne, ale przed obawą, że komuś coś się stanie. Boję się też, że będę musiał z ludźmi rozmawiać. Do tego dochodzą jakieś ubezpieczenia, uje muje i nie wiem, co jeszcze, których w ogóle rozumem i nie ogarniam, tak jak całej administracji i podpisywanych papierków... Kolejną rzeczą jest strach przed zepsuciem samochodu gdzieś w trasie. Nienawidzę niezaplanowanych, nieprzewidzianych sytuacji, na które nie mam wpływu. Mogę jeszcze napisać o tankowaniu. Jeszcze nigdy nie wlewałem nic do baku. Ba! Nawet nie wiem, co tam wlać, jakie paliwo.
Podpiszę się też pod sytuacjami, gdy ktoś za mną jedzie. Głowę zawracają mi wtedy myśli, które nie sprzyjają bezpiecznemu uczestniczeniu w ruchu drogowym.