23 Gru 2015, Śro 15:49, PID: 498366
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23 Gru 2015, Śro 16:02 przez Luctucor.)
Nasze geny wyznaczają ramy w których możemy się zmieniać. I tak nieśmiała za młodu osoba nie stanie się bywalcem klubów i imprez ani też rasowym podrywaczem. W drugą stronę też tak nie działa (chyba, że pod wpływem jakichś urazów/chorób). Ale w pewnym stopniu jak najbardziej możemy się rozwinąć. Takie ładne określenie kiedyś czytałem - jak ktoś się urodził wróblem to orłem się już nie stanie, ale może stać się najsilniejszym spośród pozostałych wróbli.
Wracając do tego, że nieśmiałość jest taka znana i tolerowana - nie jest. Znaczy tolerowana to może i jest, ale na tym się kończy. Z nieśmiałymi mało kto chce się zadawać, bo zwykle są nudni, mało rozmowni i nieciekawi. Sam znam nieśmiałe osoby i ani trochę mnie do nich nie ciągnie chociaż powinienem jak nikt inny rozumieć ich sytuację. W związku z tym są oni izolowani (co mogę sam zaobserwować nie tylko na moim przykładzie, ale w najbliższym otoczeniu), często cierpią na samotność, niską samoocenę i inne problemy z tą izolacją powiązane. Sam nie mam już praktycznie większych lęków, i co, myślisz, że jest tak cudownie? Jest jeszcze gorzej niż jak siedziałem w po uszy, bo wtedy wzbudzałem jakieś współczucie i politowanie, a nawet zaciekawienie czemu on ma wszystkich w dup*e (bo się bał, heh), teraz jest tylko chłodna obojętność. Oczywiście funkcjonować mogę, potrafię załatwić większość życiowych spraw bez problemów, tylko czy dzięki temu mogę powiedzieć, że jestem już szczęśliwy? Nie sądzę.
Wracając do tego, że nieśmiałość jest taka znana i tolerowana - nie jest. Znaczy tolerowana to może i jest, ale na tym się kończy. Z nieśmiałymi mało kto chce się zadawać, bo zwykle są nudni, mało rozmowni i nieciekawi. Sam znam nieśmiałe osoby i ani trochę mnie do nich nie ciągnie chociaż powinienem jak nikt inny rozumieć ich sytuację. W związku z tym są oni izolowani (co mogę sam zaobserwować nie tylko na moim przykładzie, ale w najbliższym otoczeniu), często cierpią na samotność, niską samoocenę i inne problemy z tą izolacją powiązane. Sam nie mam już praktycznie większych lęków, i co, myślisz, że jest tak cudownie? Jest jeszcze gorzej niż jak siedziałem w po uszy, bo wtedy wzbudzałem jakieś współczucie i politowanie, a nawet zaciekawienie czemu on ma wszystkich w dup*e (bo się bał, heh), teraz jest tylko chłodna obojętność. Oczywiście funkcjonować mogę, potrafię załatwić większość życiowych spraw bez problemów, tylko czy dzięki temu mogę powiedzieć, że jestem już szczęśliwy? Nie sądzę.