25 Lip 2015, Sob 13:29, PID: 455748
Garrus napisał(a):PRZEOGROMNY paradoks; chcę wyjść z domu i poznać nowych ludzi, ale jednocześnie nie chcę mi się wyjść z domu i boję się poznawać tych nowych ludzi...Wiesz co? Myślę, że będzie Ci bardzo trudno samemu sobie z tym poradzić. Spróbuj się przełamać i mimo wszystko powiedzieć o swoich problemach rodzicom, żeby Cię zabrali do jakiegoś dobrego psychologa, póki nie jest za późno. Niestety popełniłam ten sam błąd, i mimo to, że miałam coraz większe problemy, w domu długi czas udawałam, że nic się nie dzieje, bo wstydziłam się, że sobie nie radzę. Uwierz mi, im dłużej to będzie trwało, tym trudniej Ci będzie i nagle może się okazać, że wpadniesz w spiralę obwiniania się i zadręczania, z której się nie wydostaniesz.
Naprawdę uważam, że jestem osobą nudną; ofiarą losu. Nie mam nic do zaoferowania innym. Bo czym ja się mogę pochwalić? Skrzywieniem klatki piersiowej? Niedoczynnością tarczycy? A może fobią? Ktoś chce ze mną pogadać o sporcie; gdzie tam, nie znam się na tym, w nic grać nie umiem. Nie mogę patrzeć na chłopaków w moim wieku którzy tak dobrze sobie w różnych sportach zespołowych radzą i przede wszystkim; mają znajomych i potrafią grać. Naprawdę, jestem nieporadną ofiarą losu. Na sto osób które miałyby pójść do odstrzału - wybraliby mnie. Na 3 osoby w które zaczepi się jakiś cwaniak - to właśnie będę ja (z życia wzięte); dlaczego? Czym się różnie od pozostałych zewnętrznie? Niczym, po prostu jestem ofiarą losu. Nawet w głupie karty w większości przypadków muszę przegrywać.
Wiesz w czym tkwi paradoks? Że dla ludzi bez fobii niedoczynność tarczycy, czy skrzywienie klatki piersiowej wcale nie muszą wpływać na ich samoocenę. A człowiek, który ma fobię ma ZABURZONY obraz siebie i świata i wszystko będzie tłumaczył na swoją niekorzyść.
Z dzisiejszej perspektywy dochodzę do wniosku, że mój wygląd, który był źródłem moich wielkich kompleksów, dla kogoś bez fobii mógłby nie być żadnym problemem w nawiązywaniu znajomości itd. - to ja sobie wmawiałam, że przez to jak wyglądam inni mnie nie akceptują.
Garrus napisał(a):W ogóle, zauważyłem "fajną" zależność wmawiania sobie różnych rzeczy, jakby tłumaczenie ich na drugą stronę; dajmy znów przykład ze sportem = wewnętrznie dana gra mi się podoba, jednak nie mam z kim grać i nie potrafię grać (i się nie nauczę; strach przed ośmieszeniem i nabijaniem się ze mnie ) - tłumaczę sobie to na: "to jest nudne i bezsensu, w ogóle mnie to nie interesuje, nie wiem co oni w tym widzą". Inna sprawa "Ale ty przy nas biały jesteś" - "Unikam słońca jak tylko mogę, nie lubię się opalać!". Naprawdę: "Wychodzę z domu co dwa, trzy dni więc ciężko jest mi się opalić, no wieecie jak to jest!".
Czyli szukasz dla swoich ograniczeń jakiegoś wytłumaczenia w świecie zewnętrznym, żeby zrzucić z siebie odpowiedzialność, tak można to określić?
Garrus napisał(a):I to tak "pięknie" naginam wiele rzeczy i wciskam ludziom kity że gdybym urodził się 70 lat wcześniej, to zwerbowaliby mnie za ten "talent" do KBW albo UB.
Garrus napisał(a):wiele razy już miałem taką sytuację, gdzie ja nad czymś rozmyślałem "jak to wyszło", kiedy inni już od dawna mieli to gdzieś i nawet tego nie pamiętali. No ale co z tego że "Ja" to wiem, mój umysł jest ode mnie mądrzejszy i on wie lepiej jak to "naprawdę" jest!Można się w ten sposób trochę zapętlić
Garrus napisał(a):W moim przypadku nie do końca tak jest. Mam tu paru innych znajomych, jednak z jakiegoś niewiadomego powodu akurat uwziąłem się na niego. Ogólnie zauważyłem że samym charakterem i sposobem myślenia jesteśmy do siebie podobni, nie raz rozmawialiśmy o głębszych, wewnętrznych sprawach, jednak mimo to nigdy nie powiedziałbym mu o fobii. Ani go samego o fobie nie podejrzewał. Jedyne co mi przeszkadza, to to że w wakacje bardzo rzadko się widzimy.Ale jednak kiedy o nim piszesz, to określasz to tak, że się do niego "kleisz", albo się na niego "uwziąłeś". Tak się nie opisuje swojego przyjaciela - bez urazy, też miałam podobne odczucia w stosunku do dziewczyn, które uważałam za przyjaciółki. Chyba jednak nie jest jedynym problemem to, że się za rzadko widzicie - sam pisałeś, że kiedy byliście razem przez tydzień, to też było źle, bo Twoje lęki nie pozwalały Ci do końca czuć się dobrze, bo włączały Ci się te różne "chore", niepotrzebne myśli.
Garrus napisał(a):Teraz był ten tydzień - kolejny raz, nie wiem kiedy. W dodatku mimo tego że ja czegoś chce od ludzi, chcę popisać dajmy na to - nigdy, ale to nigdy nie piszę pierwszy. Czekam aż ktoś do mnie napisze i coś mi zaproponuje. OBŁĘD.Nie będę Ci pisać, że musisz próbować się przełamać, bo sama tak miałam i wiem jakie to trudne - jeśli w ogóle jest możliwe żeby samemu to zmienić.
Tak samo rzadko kiedy, a tym bardziej temu mojemu przyjacielowi, zaproponuję spotkanie. Albo inaczej, mu nie zaproponuję częstszego spotykania się. Dlaczego? Uważam że ma co u siebie robić, ma swoich znajomych, a ja nie będę mu truł d*py swoją nudną osobą.
Garrus napisał(a):Zauważyłem że u mnie dominującą myślą mojej fobii, za każdym razem kiedy wyjdę na zewnątrz, jest strach przed spotkaniem jakiś cwaniaków; strach przed zaczepkami. Tym bardziej przed znajomymi. Pomimo tego że zawsze pyskuję, to wewnętrznie czuję się zażenowaną ofiarą losu, a na zewnątrz się pocę...Często Cię zaczepiają...?