20 Lip 2015, Pon 19:40, PID: 454792
PRZEOGROMNY paradoks; chcę wyjść z domu i poznać nowych ludzi, ale jednocześnie nie chcę mi się wyjść z domu i boję się poznawać tych nowych ludzi...
Naprawdę uważam, że jestem osobą nudną; ofiarą losu. Nie mam nic do zaoferowania innym. Bo czym ja się mogę pochwalić? Skrzywieniem klatki piersiowej? Niedoczynnością tarczycy? A może fobią? Ktoś chce ze mną pogadać o sporcie; gdzie tam, nie znam się na tym, w nic grać nie umiem. Nie mogę patrzeć na chłopaków w moim wieku którzy tak dobrze sobie w różnych sportach zespołowych radzą i przede wszystkim; mają znajomych i potrafią grać. Naprawdę, jestem nieporadną ofiarą losu. Na sto osób które miałyby pójść do odstrzału - wybraliby mnie. Na 3 osoby w które zaczepi się jakiś cwaniak - to właśnie będę ja (z życia wzięte); dlaczego? Czym się różnie od pozostałych zewnętrznie? Niczym, po prostu jestem ofiarą losu. Nawet w głupie karty w większości przypadków muszę przegrywać.
W ogóle, zauważyłem "fajną" zależność wmawiania sobie różnych rzeczy, jakby tłumaczenie ich na drugą stronę; dajmy znów przykład ze sportem = wewnętrznie dana gra mi się podoba, jednak nie mam z kim grać i nie potrafię grać (i się nie nauczę; strach przed ośmieszeniem i nabijaniem się ze mnie ) - tłumaczę sobie to na: "to jest nudne i bezsensu, w ogóle mnie to nie interesuje, nie wiem co oni w tym widzą". Inna sprawa "Ale ty przy nas biały jesteś" - "Unikam słońca jak tylko mogę, nie lubię się opalać!". Naprawdę: "Wychodzę z domu co dwa, trzy dni więc ciężko jest mi się opalić, no wieecie jak to jest!".
I to tak "pięknie" naginam wiele rzeczy i wciskam ludziom kity (jadę gdzieś, idę gdzieś = siedzę w domu i nie chcę wyjść) że gdybym urodził się 70 lat wcześniej, to zwerbowaliby mnie za ten "talent" do KBW albo UB.
Dokładnie, wiele razy już miałem taką sytuację, gdzie ja nad czymś rozmyślałem "jak to wyszło", kiedy inni już od dawna mieli to gdzieś i nawet tego nie pamiętali. No ale co z tego że "Ja" to wiem, mój umysł jest ode mnie mądrzejszy i on wie lepiej jak to "naprawdę" jest!
W moim przypadku nie do końca tak jest. Mam tu paru innych znajomych, jednak z jakiegoś niewiadomego powodu akurat uwziąłem się na niego. Ogólnie zauważyłem że samym charakterem i sposobem myślenia jesteśmy do siebie podobni, nie raz rozmawialiśmy o głębszych, wewnętrznych sprawach, jednak mimo to nigdy nie powiedziałbym mu o fobii. Ani go samego o fobie nie podejrzewał. Jedyne co mi przeszkadza, to to że w wakacje bardzo rzadko się widzimy. Teraz był ten tydzień - kolejny raz, nie wiem kiedy. W dodatku mimo tego że ja czegoś chce od ludzi, chcę popisać dajmy na to - nigdy, ale to nigdy nie piszę pierwszy. Czekam aż ktoś do mnie napisze i coś mi zaproponuje. OBŁĘD.
Tak samo rzadko kiedy, a tym bardziej temu mojemu przyjacielowi, zaproponuję spotkanie. Albo inaczej, mu nie zaproponuję częstszego spotykania się. Dlaczego? Uważam że ma co u siebie robić, ma swoich znajomych, a ja nie będę mu truł d*py swoją nudną osobą.
Zauważyłem że u mnie dominującą myślą mojej fobii, za każdym razem kiedy wyjdę na zewnątrz, jest strach przed spotkaniem jakiś cwaniaków; strach przed zaczepkami. Tym bardziej przed znajomymi. Pomimo tego że zawsze pyskuję, to wewnętrznie czuję się zażenowaną ofiarą losu, a na zewnątrz się pocę...
Naprawdę uważam, że jestem osobą nudną; ofiarą losu. Nie mam nic do zaoferowania innym. Bo czym ja się mogę pochwalić? Skrzywieniem klatki piersiowej? Niedoczynnością tarczycy? A może fobią? Ktoś chce ze mną pogadać o sporcie; gdzie tam, nie znam się na tym, w nic grać nie umiem. Nie mogę patrzeć na chłopaków w moim wieku którzy tak dobrze sobie w różnych sportach zespołowych radzą i przede wszystkim; mają znajomych i potrafią grać. Naprawdę, jestem nieporadną ofiarą losu. Na sto osób które miałyby pójść do odstrzału - wybraliby mnie. Na 3 osoby w które zaczepi się jakiś cwaniak - to właśnie będę ja (z życia wzięte); dlaczego? Czym się różnie od pozostałych zewnętrznie? Niczym, po prostu jestem ofiarą losu. Nawet w głupie karty w większości przypadków muszę przegrywać.
W ogóle, zauważyłem "fajną" zależność wmawiania sobie różnych rzeczy, jakby tłumaczenie ich na drugą stronę; dajmy znów przykład ze sportem = wewnętrznie dana gra mi się podoba, jednak nie mam z kim grać i nie potrafię grać (i się nie nauczę; strach przed ośmieszeniem i nabijaniem się ze mnie ) - tłumaczę sobie to na: "to jest nudne i bezsensu, w ogóle mnie to nie interesuje, nie wiem co oni w tym widzą". Inna sprawa "Ale ty przy nas biały jesteś" - "Unikam słońca jak tylko mogę, nie lubię się opalać!". Naprawdę: "Wychodzę z domu co dwa, trzy dni więc ciężko jest mi się opalić, no wieecie jak to jest!".
Cytat:To znaczy nie okłamujesz z wyrachowania, tylko pewnie tuszujesz pewne rzeczy
I to tak "pięknie" naginam wiele rzeczy i wciskam ludziom kity (jadę gdzieś, idę gdzieś = siedzę w domu i nie chcę wyjść) że gdybym urodził się 70 lat wcześniej, to zwerbowaliby mnie za ten "talent" do KBW albo UB.
Cytat: Ciągłe poczucie winy i roztrząsanie po dziesięć razy czegoś, na co ktoś inny w ogóle nie zwróciłby uwagi...
Dokładnie, wiele razy już miałem taką sytuację, gdzie ja nad czymś rozmyślałem "jak to wyszło", kiedy inni już od dawna mieli to gdzieś i nawet tego nie pamiętali. No ale co z tego że "Ja" to wiem, mój umysł jest ode mnie mądrzejszy i on wie lepiej jak to "naprawdę" jest!
Cytat: Miałam ją i już z jakiegoś powodu nie mogłam mieć nikogo innego, bo obawiałam się jak ona by zareagowała na to, że utrzymuję kontakty z kimś innym.
W moim przypadku nie do końca tak jest. Mam tu paru innych znajomych, jednak z jakiegoś niewiadomego powodu akurat uwziąłem się na niego. Ogólnie zauważyłem że samym charakterem i sposobem myślenia jesteśmy do siebie podobni, nie raz rozmawialiśmy o głębszych, wewnętrznych sprawach, jednak mimo to nigdy nie powiedziałbym mu o fobii. Ani go samego o fobie nie podejrzewał. Jedyne co mi przeszkadza, to to że w wakacje bardzo rzadko się widzimy. Teraz był ten tydzień - kolejny raz, nie wiem kiedy. W dodatku mimo tego że ja czegoś chce od ludzi, chcę popisać dajmy na to - nigdy, ale to nigdy nie piszę pierwszy. Czekam aż ktoś do mnie napisze i coś mi zaproponuje. OBŁĘD.
Tak samo rzadko kiedy, a tym bardziej temu mojemu przyjacielowi, zaproponuję spotkanie. Albo inaczej, mu nie zaproponuję częstszego spotykania się. Dlaczego? Uważam że ma co u siebie robić, ma swoich znajomych, a ja nie będę mu truł d*py swoją nudną osobą.
Zauważyłem że u mnie dominującą myślą mojej fobii, za każdym razem kiedy wyjdę na zewnątrz, jest strach przed spotkaniem jakiś cwaniaków; strach przed zaczepkami. Tym bardziej przed znajomymi. Pomimo tego że zawsze pyskuję, to wewnętrznie czuję się zażenowaną ofiarą losu, a na zewnątrz się pocę...