22 Lis 2015, Nie 0:58, PID: 489622
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Lis 2015, Nie 1:50 przez Ertix.)
Z tymi facetami to mam tak samo (dokładnie) jak Wy. Zgadzam się ze wszystkim co tu piszecie.
Dodam tylko fakt, że zbyt ulegam pozorom i wyglądowi. Jak widzę takiego krótko ściętego faceta z rozdmuchanym ego to..... mam ochotę się zapaść pod ziemię. Albo gorzej jest jak widzę łysoli, lub jakiegokolwiek innego gościa z 1.80m i dresem.
Nie ważne jest, że wyprowadza psa czy idzie na jogging. I tak się boję.
Wtedy automatycznie przychodzą mi negatywne myśli i dostaję szybszego bicia serca i zawrotów głowy.
Jednak chyba najgorzej jest jak widzę takich co to się drą i obrażają. Czuję wtedy zagrożenie, poczucie bezsilności. No po prostu się czuję jak taka mała, zagubiona dziewczynka lub chłopiec. Właśnie dlatego mam problemy z zaakceptowaniem swej płciowości bo mnie te wszystkie pozerstwa, wyścigi byków i udowadnianie innym swej racji bytu kompletnie nie pociągają, nie pasują. To jest dziecinne i... chore, bo takie wy/za - chowanie jest dla mnie zaprzeczeniem człowieczeństwa/wyższej empatii czego wynikiem są właśnie wojny, dyskryminacja, stres, narzucane role społeczne (zauważcie, że to głównie się tyczy facetów). A potem kobiety się dziwią, że faceci są z innej planety, a lalusie mają satysfakcję z tego, że nie mają takich problemów. A jak tu się nie dziwić?
A może to ja mam problem i posiadam za małą ilość testosteronu/hormonów?
Podejrzewam, że chyba też tak macie i/lub mieliście.
I czy naprawdę każdy kto woli towarzystwo kobiet jest od razu homoseksualistą? No nie powiedziałbym. W towarzystwie kobiet czuję się jakoś tak bezpieczniej, lepiej, bo wiem, że są bardziej ogarnięte i zaradne. A faceci? Mam straszną fobię przed nimi.
W głowie wytwarza mi się obraz chama który najchętniej by mnie jeszcze dobił i poćwiartował, albo wykorzystał (interpretacja dowolna).
I z tego co zauważyłem to ten strach objawia się w stosunku do rówieśników lub facetów na pograniczu 30-40sti. Ze starszymi jest łatwiej, ale tu z kolei - jak pewnie każdy młody człowiek - boję się etykietek w stylu ''a co to dzisiaj za faceci, phi..''.
No i nie żebym był gejem, ale osoby atrakcyjniejsze fizycznie (lub tzw. badassy, ch..e, obojętne czy w życiu, czy na filmach) jakoś tak mnie przyciągają i powodują, że ''miękną kolana''. Ja to nazywam sobie zaburzeniem własnej płciowości, ale to może borderline? Kobieta która wykazuje więcej cech męskich zacznie się bardziej upodabniać do mężczyzn i będzie szukać takiego faceta przy którym mogłaby się wykazać. I odwrotnie, z tym, że facetowi o kruchej psychice będą imponować silni i stanowczy, bez znaczenia na płeć. Nie możecie zaprzeczyć, że tak nie jest.
Z dziewczynami też lekko nie jest bo ich też się obawiam. Obawiam się presji z ich strony, zarzucania słabości, niezrozumienia. To i tak nic w porównaniu do facetów bo przy nich to jest kaplica murowana.
Z jednej strony chciałbym być traktowany poważnie, ale z drugiej strony nie potrafię sprostać wymaganiom społecznym narzuconym na naszą płeć. I tak koło się zamyka, a ja cierpię. I niewątpliwie będzie to mieć swoje fatalne skutki w przyszłości, i tego najbardziej się obawiam. Przez to się czuję nieszczęśliwy, nie mam poczucia własnej tożsamości.
Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z tego, że mogłem to wreszcie komuś napisać. Cieszy mnie ta świadomość, że nie jestem sam, ale i jednocześnie smuci bo jest nas mało, a i mam takie dziwne przeczucie, że tylko ja w męskim gronie wyolbrzymiam sprawę. Ekstrawertycy potrafią nas wykończyć psychicznie (i fizycznie, tego też się boję).
Jak nazwać taką sytuację/fobię gdzie osobnik boi się innych osobników tej samej płci? Homoseksualność to raczej pociąg do osób tej samej płci, a nie paniczny strach.
Dodam tylko fakt, że zbyt ulegam pozorom i wyglądowi. Jak widzę takiego krótko ściętego faceta z rozdmuchanym ego to..... mam ochotę się zapaść pod ziemię. Albo gorzej jest jak widzę łysoli, lub jakiegokolwiek innego gościa z 1.80m i dresem.
Nie ważne jest, że wyprowadza psa czy idzie na jogging. I tak się boję.
Wtedy automatycznie przychodzą mi negatywne myśli i dostaję szybszego bicia serca i zawrotów głowy.
Jednak chyba najgorzej jest jak widzę takich co to się drą i obrażają. Czuję wtedy zagrożenie, poczucie bezsilności. No po prostu się czuję jak taka mała, zagubiona dziewczynka lub chłopiec. Właśnie dlatego mam problemy z zaakceptowaniem swej płciowości bo mnie te wszystkie pozerstwa, wyścigi byków i udowadnianie innym swej racji bytu kompletnie nie pociągają, nie pasują. To jest dziecinne i... chore, bo takie wy/za - chowanie jest dla mnie zaprzeczeniem człowieczeństwa/wyższej empatii czego wynikiem są właśnie wojny, dyskryminacja, stres, narzucane role społeczne (zauważcie, że to głównie się tyczy facetów). A potem kobiety się dziwią, że faceci są z innej planety, a lalusie mają satysfakcję z tego, że nie mają takich problemów. A jak tu się nie dziwić?
A może to ja mam problem i posiadam za małą ilość testosteronu/hormonów?
Podejrzewam, że chyba też tak macie i/lub mieliście.
I czy naprawdę każdy kto woli towarzystwo kobiet jest od razu homoseksualistą? No nie powiedziałbym. W towarzystwie kobiet czuję się jakoś tak bezpieczniej, lepiej, bo wiem, że są bardziej ogarnięte i zaradne. A faceci? Mam straszną fobię przed nimi.
W głowie wytwarza mi się obraz chama który najchętniej by mnie jeszcze dobił i poćwiartował, albo wykorzystał (interpretacja dowolna).
I z tego co zauważyłem to ten strach objawia się w stosunku do rówieśników lub facetów na pograniczu 30-40sti. Ze starszymi jest łatwiej, ale tu z kolei - jak pewnie każdy młody człowiek - boję się etykietek w stylu ''a co to dzisiaj za faceci, phi..''.
No i nie żebym był gejem, ale osoby atrakcyjniejsze fizycznie (lub tzw. badassy, ch..e, obojętne czy w życiu, czy na filmach) jakoś tak mnie przyciągają i powodują, że ''miękną kolana''. Ja to nazywam sobie zaburzeniem własnej płciowości, ale to może borderline? Kobieta która wykazuje więcej cech męskich zacznie się bardziej upodabniać do mężczyzn i będzie szukać takiego faceta przy którym mogłaby się wykazać. I odwrotnie, z tym, że facetowi o kruchej psychice będą imponować silni i stanowczy, bez znaczenia na płeć. Nie możecie zaprzeczyć, że tak nie jest.
Z dziewczynami też lekko nie jest bo ich też się obawiam. Obawiam się presji z ich strony, zarzucania słabości, niezrozumienia. To i tak nic w porównaniu do facetów bo przy nich to jest kaplica murowana.
Z jednej strony chciałbym być traktowany poważnie, ale z drugiej strony nie potrafię sprostać wymaganiom społecznym narzuconym na naszą płeć. I tak koło się zamyka, a ja cierpię. I niewątpliwie będzie to mieć swoje fatalne skutki w przyszłości, i tego najbardziej się obawiam. Przez to się czuję nieszczęśliwy, nie mam poczucia własnej tożsamości.
Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z tego, że mogłem to wreszcie komuś napisać. Cieszy mnie ta świadomość, że nie jestem sam, ale i jednocześnie smuci bo jest nas mało, a i mam takie dziwne przeczucie, że tylko ja w męskim gronie wyolbrzymiam sprawę. Ekstrawertycy potrafią nas wykończyć psychicznie (i fizycznie, tego też się boję).
Jak nazwać taką sytuację/fobię gdzie osobnik boi się innych osobników tej samej płci? Homoseksualność to raczej pociąg do osób tej samej płci, a nie paniczny strach.