02 Cze 2012, Sob 15:55, PID: 303581
I Ty, Brutusie, przeciwko mnie? ;]
Słowo klucz - "głównie". Mogłem napisać - "przeważnie, zwykle, zazwyczaj". Nie oznacza to, że zawsze. Nie oznacza też, że u osób nieśmiałych fakt ich nieśmiałości wyklucza powodzenie u kobiet.
Ale jeśli przez ćwierć wieku egzystencji zwykle nie spotykałem się z większym zainteresowaniem płci przeciwnej (w zbliżonym wieku, o przyzwoitej urodzie i osobowości) - to nie pisz mi, że nie ma w tym pewnej prawidłowości.
Tzw. "niefobikom" przychodzi to samo, albo przychodzi z łatwością. Najpierw spotkania na podwórku, na "dzielni", potem częste imprezowanie. Nie mają problemu dobrego wychowania, bo wychowuje ich ulica i liczni znajomi. Uczą się zaradności, w tym sposobów na dobry bajer.
U niektórych fakt łatwości w zdobywaniu dziewczyn wynika z ich trybu życia. Tego, czy mają szczęście i są z natury towarzyscy, czy mają szczęście do ludzi i wreszcie czy mieli szczęście i znaleźli sobie fajną niewiastę. Mój wywód mogę sprostować i wykreślić z niego słowa "chamy i debile". Ale to tyle, i też bez przekonania. "Chamy", bo w dzisiejszych czasach żeby coś osiągnąć, trzeba się rozpychać, iść po trupach. Chyba się zgodzisz? "Debile" - ok, za mocne słowo, rzecz w tym, że naprawdę jestem inteligentniejszy i bardziej wartościowy od wielu osób przebywających w związkach. I nie ma tu miejsca na fałszywą skromność.
Części ludzi wystarczy zakręcić się w odpowiednim towarzystwie - które często już mają - i posilić się na parę gestów sprzyjających nawiązaniu kontaktu z niewiastą. Ludziom takim, jak użytkownicy tego forum, na przeszkodzie stoi walka z samym sobą. Dziewczyny zwyczajnie zwykle nie mają okazji dobrze nas poznać, w odróżnieniu od tej pierwszej grupy. Albo widzą i myślą sobie - "może ładny, ale jakiś nieciekawy... właściwie to pierdoła. Nie warto". Ergo: mamy mniejsze powodzenie od lanserów i chamów. Stanowisko podtrzymuję. I chuck ma być.
Słowo klucz - "głównie". Mogłem napisać - "przeważnie, zwykle, zazwyczaj". Nie oznacza to, że zawsze. Nie oznacza też, że u osób nieśmiałych fakt ich nieśmiałości wyklucza powodzenie u kobiet.
Ale jeśli przez ćwierć wieku egzystencji zwykle nie spotykałem się z większym zainteresowaniem płci przeciwnej (w zbliżonym wieku, o przyzwoitej urodzie i osobowości) - to nie pisz mi, że nie ma w tym pewnej prawidłowości.
Tzw. "niefobikom" przychodzi to samo, albo przychodzi z łatwością. Najpierw spotkania na podwórku, na "dzielni", potem częste imprezowanie. Nie mają problemu dobrego wychowania, bo wychowuje ich ulica i liczni znajomi. Uczą się zaradności, w tym sposobów na dobry bajer.
U niektórych fakt łatwości w zdobywaniu dziewczyn wynika z ich trybu życia. Tego, czy mają szczęście i są z natury towarzyscy, czy mają szczęście do ludzi i wreszcie czy mieli szczęście i znaleźli sobie fajną niewiastę. Mój wywód mogę sprostować i wykreślić z niego słowa "chamy i debile". Ale to tyle, i też bez przekonania. "Chamy", bo w dzisiejszych czasach żeby coś osiągnąć, trzeba się rozpychać, iść po trupach. Chyba się zgodzisz? "Debile" - ok, za mocne słowo, rzecz w tym, że naprawdę jestem inteligentniejszy i bardziej wartościowy od wielu osób przebywających w związkach. I nie ma tu miejsca na fałszywą skromność.
Części ludzi wystarczy zakręcić się w odpowiednim towarzystwie - które często już mają - i posilić się na parę gestów sprzyjających nawiązaniu kontaktu z niewiastą. Ludziom takim, jak użytkownicy tego forum, na przeszkodzie stoi walka z samym sobą. Dziewczyny zwyczajnie zwykle nie mają okazji dobrze nas poznać, w odróżnieniu od tej pierwszej grupy. Albo widzą i myślą sobie - "może ładny, ale jakiś nieciekawy... właściwie to pierdoła. Nie warto". Ergo: mamy mniejsze powodzenie od lanserów i chamów. Stanowisko podtrzymuję. I chuck ma być.