15 Sty 2015, Czw 20:46, PID: 430036
Od dziecka mam problem z lękiem. Mój mózg jest wadliwy. Gdybyś odciął nogę Dalajlamie to by swoją świadomością tej nogi nie zrekompensował- wykształcił jakiś fantom.Podobnie ja jestem kalekom i potrzebuje "protezy"
Z mojej perspektywy dzikusami to jest dzisiejsze społeczeństwo. Nie ma co na siłe szukać z nimi symbiozy i tym samym równać do dołu. Można wyszukać ludzi wartościowych pod warunkiem że znasz swoją wartość to wtedy jesteś widoczny dla nich jak latarnia morska. A przepis na poznanie siebie już wam przedstawiłem.
Zapominacie co was uczyniło lękliwymi społecznie? Syndrom sztokholmski przez was przemawia.
Zamiast malkontencić , weźcie zeszyt i idźcie w głusze. Dla ludzi takich jak my, obcowanie z świadomością zbiorową która ma wszystko podzielone na szufladki a w każdej szufladce paczkę etykiet do naklejania na wszelkie zaobserwowane zjawiska to tragedia, nawet kiedy wyjdziemy z fobii. Bo przecież ten stan rzeczy jest powodem naszej choroby! Dlatego ze się z nim nie zgadzamy w głębi własnego sumienia.
Rozumiem cię. Swego czasu bardzo dużo myślałem nad najgłębszymi przyczynami tej fobii. Nigdy nie udało mi się odkryć czy ta przyczyna tkwi tylko we mnie, czy też jednak istnieje jakieś zaburzenie generowane na zewnątrz. Prawda leży pewnie gdzieś po środku. Bo społeczeństwo na pewno nie jest nieskazitelne. Niekiedy trudno się w nim odnaleźć, właściwie przecież w tym tkwi sedno naszego zaburzenia. Poetycko mówiąc, przez długi czas żyłem po przeciwnej stronie niż słońce, z boku obserwowałem raczysko które namnaża się w tkance społecznej. Nie chciałem w tym uczestniczyć, upajałem się literaturą egzystencjalną, nihilistyczną. Ale zdałem sobie sprawę, że to wszystko wysysa ze mnie resztki energii i stanąłem na rozdrożu. Sceptycy zazwyczaj źle kończą, chociaż mają rację. Dlatego postanowiłem się leczyć, żeby nie co prawda wtopić się w pospolity tłum, ale móc zdrowo reagować na kontakty z innymi, które siłą rzeczy są nieuniknione. W swoim wnętrzu pewnie już na zawsze będę nosił tę melancholię i niezgodę na zastany świat, stworzony jak się wydaje na miarę dzikusów. Tego żadna terapia nie zmieni. Idee, które w jakiś sposób zagrażają przetrwaniu i trwaniu ludzkości zawsze będą spychane na margines i usuwane w cień. Dlaczego taką popularnością cieszą się książki P.Coelho, a literatura E.Ciorana niemal nie istnieje dla przeciętnego odbiorcy? Bo ten drugi był bliżej niewygodnej prawdy dokonując wiwisekcji społeczeństwa, zwłaszcza w "Zarysie rozkładu". Pozdrawiam.
Z mojej perspektywy dzikusami to jest dzisiejsze społeczeństwo. Nie ma co na siłe szukać z nimi symbiozy i tym samym równać do dołu. Można wyszukać ludzi wartościowych pod warunkiem że znasz swoją wartość to wtedy jesteś widoczny dla nich jak latarnia morska. A przepis na poznanie siebie już wam przedstawiłem.
Zapominacie co was uczyniło lękliwymi społecznie? Syndrom sztokholmski przez was przemawia.
Zamiast malkontencić , weźcie zeszyt i idźcie w głusze. Dla ludzi takich jak my, obcowanie z świadomością zbiorową która ma wszystko podzielone na szufladki a w każdej szufladce paczkę etykiet do naklejania na wszelkie zaobserwowane zjawiska to tragedia, nawet kiedy wyjdziemy z fobii. Bo przecież ten stan rzeczy jest powodem naszej choroby! Dlatego ze się z nim nie zgadzamy w głębi własnego sumienia.
Rozumiem cię. Swego czasu bardzo dużo myślałem nad najgłębszymi przyczynami tej fobii. Nigdy nie udało mi się odkryć czy ta przyczyna tkwi tylko we mnie, czy też jednak istnieje jakieś zaburzenie generowane na zewnątrz. Prawda leży pewnie gdzieś po środku. Bo społeczeństwo na pewno nie jest nieskazitelne. Niekiedy trudno się w nim odnaleźć, właściwie przecież w tym tkwi sedno naszego zaburzenia. Poetycko mówiąc, przez długi czas żyłem po przeciwnej stronie niż słońce, z boku obserwowałem raczysko które namnaża się w tkance społecznej. Nie chciałem w tym uczestniczyć, upajałem się literaturą egzystencjalną, nihilistyczną. Ale zdałem sobie sprawę, że to wszystko wysysa ze mnie resztki energii i stanąłem na rozdrożu. Sceptycy zazwyczaj źle kończą, chociaż mają rację. Dlatego postanowiłem się leczyć, żeby nie co prawda wtopić się w pospolity tłum, ale móc zdrowo reagować na kontakty z innymi, które siłą rzeczy są nieuniknione. W swoim wnętrzu pewnie już na zawsze będę nosił tę melancholię i niezgodę na zastany świat, stworzony jak się wydaje na miarę dzikusów. Tego żadna terapia nie zmieni. Idee, które w jakiś sposób zagrażają przetrwaniu i trwaniu ludzkości zawsze będą spychane na margines i usuwane w cień. Dlaczego taką popularnością cieszą się książki P.Coelho, a literatura E.Ciorana niemal nie istnieje dla przeciętnego odbiorcy? Bo ten drugi był bliżej niewygodnej prawdy dokonując wiwisekcji społeczeństwa, zwłaszcza w "Zarysie rozkładu". Pozdrawiam.