26 Lip 2014, Sob 10:22, PID: 404932
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26 Lip 2014, Sob 10:23 przez MrPolish.)
Cześć Patryk,
Dla mnie podstawówka to był również najlepszy czas. Bawiłem się z rówieśnikami w różne zabawy. BTW najlepiej wspominam jak jedna grupa była oddziałem komandosów a druga ugrupowaniem terrorystycznym.
Ale to była zabawa... Lataliśmy ze spluwami po podwórku. Oczywiście każdy chciał być komandosem a raczej nikt terrorystą ale to już inna bajka
Już widzę pierwsze podobieństwa miedzy moją a twoją historią. Kiedy chodziłem do podstawówki, to również kumple spotykali się u mnie. (miałem duży ogród, a poza tym dookoła mnie było wiele miejsca, ogrodów działkowych). Podstawówka to był okres kiedy na prawdę miałem kumpli. Czasami ja odwiedzałem ich, ale zazwyczaj to oni chcieli być u mnie. Po szkole również spotykaliśmy się. Czasami częściej czasami rzadziej ale kontakt na pewno był.
Problemy zaczęły się na wf-ie. Wf-y mieliśmy łączone z inną klasą. Było tam kilku "silniejszych" kolesi co zaczęło strugać sami wiesz kogo. Dodatkowo tamci gnoje, skumali się z dwoma kolesiami z naszej klasy. Zaczęli poniżać i wyśmiewać się z niektórych osób.
Obrywali moi koledzy również, ale to chyba ja dostawałem najwięcej.Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego że taki się już urodziłem że jak mi coś/ktoś nie odpowiada to nie będę na siłę się męczył żeby ktoś mnie polubił/ zaakceptował czy coś w tym stylu. (I może tak z perspektywy czasu, nie jest to właśnie najlepsze postępowanie).
Po drugie, reagowałem na zaczepki tamtych kolesi w stosunku do moich kumpli z klasy, na co nie odważył się nikt. (Taki już mam dziwny charakter ale mimo wszystko nie żałuję tego że stanąłem w ich obronie, nawet pomimo tego że to ja później zacząłem dostawać wiele batów od nich.)
Ponadto, wdaje mi się że inną przyczyną mogło być to że byłem chudy i że słabo (wg opinii nauczyciela) radziłem sobie na wf. (Ja uważam że niczym nie ustępowałem innym kolegom, wiadomo nie byłem najlepszy, ale uważam że daleko było mi od słabeusza. Uważam że było kilku kolegów słabszych ode mnie pod tym względem. No ale wiecie jak to jest, łatka została przyklejona.)
Ręce/(mięśnie) miałem za słabe, aby stanąć na rękach czego od nas wymagano. (W końcu nauczyłem się i się udało jako warunek podwyższenia mi oceny z wf od tego nauczyciela-palanta, którego z pewnością nie pozdrawiam )
Słabo radziłem sobie z rzucaniem piłeczką palantową i sportami zespołowymi. Nikt nie chciał mi podawać jak graliśmy w nogę z powodu wielu przezywanek i poniżania. Pomimo tego że mógłby sobie świetnie radzić w nogę, została do mnie przyklejona łatka , że do niczego się nie nadaję i że nigdy nie będę dobrze grać w nogę. Co było absurdem, jeśli tylko dano by mi szansę i traktowano jak kumpla a nie poniżano mnie cały czas, jeśli nie bardzo często. Zniechęciło mnie to na maksa jeśli chodzi o sporty zespołowe.
Ale pomimo tego nie było tak źle. Miałem kumpli i do ostatniej klasy podstawówki (czyli do mojego wyjazdu i przeprowadzki) spotykaliśmy się, wygłupialiśmy się, spędzaliśmy czas razem, czasami częściej, czasami rzadziej ale jednak.
Czas gimnazjum jak już pisałem. Byłem nowy. Nie znałem dosłownie nikogo poza moimi rodzicami, psem i rodziną (aha o rybkach zapomniałem ale to mniejsza).
Jak w podstawówce miałem całkiem wielu kolegów, to w gimnazjum już nie miałem ani jednego ( z którym bym się spotykał poza szkoła) lecz miałem tam kilka koleżanek ( też nie spotykaliśmy się poza szkołą z nimi, ale przynajmniej w szkole miałem z kim pogadać).
Od czasów po przeprowadzce brakowało mi i po dziś dzień brakuje dobrych kontaktów z kumplami. I jestem bardzo zdeterminowany żeby ten problem rozwiązać. Jestem przekonany że się uda. Po prostu mocno w to wierzę. I wierzę także że wam się uda. Nam wszystkim którzy teraz uważamy że nie mamy przyjaciół, wierzę że sytuacja się zmieni. Ale nie sama sobie, tylko my musimy przyłożyć się do tego (jeśli na serio chcecie zmiany; bo ja chcę! ) bo problem nie leży po stronie ludzi tylko w nas coś się... wybaczcie mi za język po+ po drodze.
Ludzie mogą uważać nas za nienormalnych i mają prawo tak myśleć. Oczywiście nie każdy musi mieć przyjaciół. Ktoś kto tego nie chce, to jego sprawa. Ma prawo żyć samotnie. Ja takie życie przetestowałem inie podoba mi się, więc chcę to moje życie zmienić.
Swoją wypowiedź kieruję więc do ludzi którzy chcą przestać być sami, a chcą zacząć mieć kumpli/ koleżanki.
Wracając do Twojej wypowiedzi Patryk to:
Napisałeś że nie spotykałeś się z kolegami. Czy możesz napisać (jeśli nie jest to tajemnicą) dlaczego nie spotykałeś z kolegami w podstawówce? Jak była tego przyczyna?
I drugie pytanie jak myślisz dlaczego masz, jak to ująłeś, 0 kontaktu pozaszkolnego z rówieśnikami? Co może być tego przyczyną? Czy zastanawiałeś się jak to zmienić? (zakładam że nie jest Ci to na rękę).
Na twoim miejscu spróbowałbym się skumać z tymi kolesiami z klasy. Skąd wiesz że nie szukają nowych? Może tylko Ci się tak wydaje? Wiesz, z każdym, tak z każdym człowiekiem można się jakoś dogadać. Nawet z kimś kto na pierwszy rzut oka wydaje Ci się niezbyt, może okazać się całkiem całkiem. Z każdym człowiekiem można znaleźć nić porozumienia. Nie możesz umówić się z nimi w tym mieście do masz do niego 20 km. Na przykład umówić z rana/po południu na mieście i pochodzić z nimi, spędzić czas np. aż do wieczora?
Jeśli liczysz na to że wyjedziesz na studia i samo się zmieni to ci powiem że nic się nie zmieni póki nie wyeliminujesz tych negatywnych mechanizmów z siebie. Niestety taka jest prawda.
Jeśli o mnie chodzi, to coś co do tej pory mi utrudniało tworzenie poprawnych relacji z kumplami to to że ich po prostu olewałem.
Nie chciało mi się wyjść, zagadać, podjąć ryzyka. Umówić z nimi po szkole. Często rezygnowałem bo byłem najnormalniej w świecie zmęczony i nie chciało mi się. Byłem zamknięty w swoim świecie i nie widziałem jak dużo dobrego uciekało i ucieka mi przez palce z życia.
Ode mnie to na razie tyle.
Patryk, czekam na twoją odpowiedź.
Przemyśl to co napisałem i odpowiedz na moje pytania.
Do wszystkich pozostałych. Czekam na wasze historie. Ja swoje wpisy traktuje jako swoistą psychoterapię, bo nie stać mnie na psychologa nie no żart . Stać mnie, ale szkoda mi kasy tracić. A poza tym sam chcę sobie rozwiązać swoje problemy, a nie liczyć że ktoś za mnie je rozwiąże.
Po prostu tak nie chcę.
Chciałbym abyśmy stworzyli coś na wzór grupy wsparcia(?), grupy psychoterapeutycznej(?), gdzie każdy jest psychologiem dla każdego i dzieląc się (tak jak ja zacząłem, a następnie Patryk kontynuował) możemy wspólnie znaleźć źródło problemu i wyeliminować je!. Czyli znowu cieszyć się normalnym życiem towarzyskim.
Dlatego zachęcam was bardzo do podzielenia się Waszymi historiami. "Co spowodowało że nie mam znajomych..." W moich wpisach staram się być w 100% szczery z Wami, więc chciałbym aby i Wasze wpisy były całkowicie szczere.
Nie przedłużając. Pozdrawiam wszystkich i czekam na Wasze historie i komentarze.
Dla mnie podstawówka to był również najlepszy czas. Bawiłem się z rówieśnikami w różne zabawy. BTW najlepiej wspominam jak jedna grupa była oddziałem komandosów a druga ugrupowaniem terrorystycznym.
Ale to była zabawa... Lataliśmy ze spluwami po podwórku. Oczywiście każdy chciał być komandosem a raczej nikt terrorystą ale to już inna bajka
Już widzę pierwsze podobieństwa miedzy moją a twoją historią. Kiedy chodziłem do podstawówki, to również kumple spotykali się u mnie. (miałem duży ogród, a poza tym dookoła mnie było wiele miejsca, ogrodów działkowych). Podstawówka to był okres kiedy na prawdę miałem kumpli. Czasami ja odwiedzałem ich, ale zazwyczaj to oni chcieli być u mnie. Po szkole również spotykaliśmy się. Czasami częściej czasami rzadziej ale kontakt na pewno był.
Problemy zaczęły się na wf-ie. Wf-y mieliśmy łączone z inną klasą. Było tam kilku "silniejszych" kolesi co zaczęło strugać sami wiesz kogo. Dodatkowo tamci gnoje, skumali się z dwoma kolesiami z naszej klasy. Zaczęli poniżać i wyśmiewać się z niektórych osób.
Obrywali moi koledzy również, ale to chyba ja dostawałem najwięcej.Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego że taki się już urodziłem że jak mi coś/ktoś nie odpowiada to nie będę na siłę się męczył żeby ktoś mnie polubił/ zaakceptował czy coś w tym stylu. (I może tak z perspektywy czasu, nie jest to właśnie najlepsze postępowanie).
Po drugie, reagowałem na zaczepki tamtych kolesi w stosunku do moich kumpli z klasy, na co nie odważył się nikt. (Taki już mam dziwny charakter ale mimo wszystko nie żałuję tego że stanąłem w ich obronie, nawet pomimo tego że to ja później zacząłem dostawać wiele batów od nich.)
Ponadto, wdaje mi się że inną przyczyną mogło być to że byłem chudy i że słabo (wg opinii nauczyciela) radziłem sobie na wf. (Ja uważam że niczym nie ustępowałem innym kolegom, wiadomo nie byłem najlepszy, ale uważam że daleko było mi od słabeusza. Uważam że było kilku kolegów słabszych ode mnie pod tym względem. No ale wiecie jak to jest, łatka została przyklejona.)
Ręce/(mięśnie) miałem za słabe, aby stanąć na rękach czego od nas wymagano. (W końcu nauczyłem się i się udało jako warunek podwyższenia mi oceny z wf od tego nauczyciela-palanta, którego z pewnością nie pozdrawiam )
Słabo radziłem sobie z rzucaniem piłeczką palantową i sportami zespołowymi. Nikt nie chciał mi podawać jak graliśmy w nogę z powodu wielu przezywanek i poniżania. Pomimo tego że mógłby sobie świetnie radzić w nogę, została do mnie przyklejona łatka , że do niczego się nie nadaję i że nigdy nie będę dobrze grać w nogę. Co było absurdem, jeśli tylko dano by mi szansę i traktowano jak kumpla a nie poniżano mnie cały czas, jeśli nie bardzo często. Zniechęciło mnie to na maksa jeśli chodzi o sporty zespołowe.
Ale pomimo tego nie było tak źle. Miałem kumpli i do ostatniej klasy podstawówki (czyli do mojego wyjazdu i przeprowadzki) spotykaliśmy się, wygłupialiśmy się, spędzaliśmy czas razem, czasami częściej, czasami rzadziej ale jednak.
Czas gimnazjum jak już pisałem. Byłem nowy. Nie znałem dosłownie nikogo poza moimi rodzicami, psem i rodziną (aha o rybkach zapomniałem ale to mniejsza).
Jak w podstawówce miałem całkiem wielu kolegów, to w gimnazjum już nie miałem ani jednego ( z którym bym się spotykał poza szkoła) lecz miałem tam kilka koleżanek ( też nie spotykaliśmy się poza szkołą z nimi, ale przynajmniej w szkole miałem z kim pogadać).
Od czasów po przeprowadzce brakowało mi i po dziś dzień brakuje dobrych kontaktów z kumplami. I jestem bardzo zdeterminowany żeby ten problem rozwiązać. Jestem przekonany że się uda. Po prostu mocno w to wierzę. I wierzę także że wam się uda. Nam wszystkim którzy teraz uważamy że nie mamy przyjaciół, wierzę że sytuacja się zmieni. Ale nie sama sobie, tylko my musimy przyłożyć się do tego (jeśli na serio chcecie zmiany; bo ja chcę! ) bo problem nie leży po stronie ludzi tylko w nas coś się... wybaczcie mi za język po+ po drodze.
Ludzie mogą uważać nas za nienormalnych i mają prawo tak myśleć. Oczywiście nie każdy musi mieć przyjaciół. Ktoś kto tego nie chce, to jego sprawa. Ma prawo żyć samotnie. Ja takie życie przetestowałem inie podoba mi się, więc chcę to moje życie zmienić.
Swoją wypowiedź kieruję więc do ludzi którzy chcą przestać być sami, a chcą zacząć mieć kumpli/ koleżanki.
Wracając do Twojej wypowiedzi Patryk to:
Napisałeś że nie spotykałeś się z kolegami. Czy możesz napisać (jeśli nie jest to tajemnicą) dlaczego nie spotykałeś z kolegami w podstawówce? Jak była tego przyczyna?
I drugie pytanie jak myślisz dlaczego masz, jak to ująłeś, 0 kontaktu pozaszkolnego z rówieśnikami? Co może być tego przyczyną? Czy zastanawiałeś się jak to zmienić? (zakładam że nie jest Ci to na rękę).
Na twoim miejscu spróbowałbym się skumać z tymi kolesiami z klasy. Skąd wiesz że nie szukają nowych? Może tylko Ci się tak wydaje? Wiesz, z każdym, tak z każdym człowiekiem można się jakoś dogadać. Nawet z kimś kto na pierwszy rzut oka wydaje Ci się niezbyt, może okazać się całkiem całkiem. Z każdym człowiekiem można znaleźć nić porozumienia. Nie możesz umówić się z nimi w tym mieście do masz do niego 20 km. Na przykład umówić z rana/po południu na mieście i pochodzić z nimi, spędzić czas np. aż do wieczora?
Jeśli liczysz na to że wyjedziesz na studia i samo się zmieni to ci powiem że nic się nie zmieni póki nie wyeliminujesz tych negatywnych mechanizmów z siebie. Niestety taka jest prawda.
Jeśli o mnie chodzi, to coś co do tej pory mi utrudniało tworzenie poprawnych relacji z kumplami to to że ich po prostu olewałem.
Nie chciało mi się wyjść, zagadać, podjąć ryzyka. Umówić z nimi po szkole. Często rezygnowałem bo byłem najnormalniej w świecie zmęczony i nie chciało mi się. Byłem zamknięty w swoim świecie i nie widziałem jak dużo dobrego uciekało i ucieka mi przez palce z życia.
Ode mnie to na razie tyle.
Patryk, czekam na twoją odpowiedź.
Przemyśl to co napisałem i odpowiedz na moje pytania.
Do wszystkich pozostałych. Czekam na wasze historie. Ja swoje wpisy traktuje jako swoistą psychoterapię, bo nie stać mnie na psychologa nie no żart . Stać mnie, ale szkoda mi kasy tracić. A poza tym sam chcę sobie rozwiązać swoje problemy, a nie liczyć że ktoś za mnie je rozwiąże.
Po prostu tak nie chcę.
Chciałbym abyśmy stworzyli coś na wzór grupy wsparcia(?), grupy psychoterapeutycznej(?), gdzie każdy jest psychologiem dla każdego i dzieląc się (tak jak ja zacząłem, a następnie Patryk kontynuował) możemy wspólnie znaleźć źródło problemu i wyeliminować je!. Czyli znowu cieszyć się normalnym życiem towarzyskim.
Dlatego zachęcam was bardzo do podzielenia się Waszymi historiami. "Co spowodowało że nie mam znajomych..." W moich wpisach staram się być w 100% szczery z Wami, więc chciałbym aby i Wasze wpisy były całkowicie szczere.
Nie przedłużając. Pozdrawiam wszystkich i czekam na Wasze historie i komentarze.