PhobiaSocialis.pl
"Nie mam znajomych..." - Nasze Historie - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html)
+--- Dział: Relacje międzyludzkie (https://www.phobiasocialis.pl/forum-19.html)
+---- Dział: ZNAJOMI (https://www.phobiasocialis.pl/forum-63.html)
+---- Wątek: "Nie mam znajomych..." - Nasze Historie (/thread-10846.html)



"Nie mam znajomych..." - Nasze Historie - MrPolish - 25 Lip 2014

Na początku cześć wszystkim. :-)

Przeczytałem kilkanaście wpisów z tego forum, czy pokrewnych for(?) (tak to się odmienia?), jak również wiele stronek w necie i w naprawdę wielu wpisach/stronkach przewija się problem braku znajomych.

Chciałbym zastanowić się nad tym problemem bardziej dogłębnie, w dalszej kolejności poznać przyczynę, a następnie podjąć działanie, aby wyeliminować ten problem. Chciałbym abyście pod moim wpisem (trochę długi wyszedł nie? :Stan - Uśmiecha się: ) podzielili się z nami swoją historią/ przemyśleniami/ problemem.

Chciałbym abyśmy w tym temacie stworzyli coś na wzór społeczności gdzie będziemy mogli podzielić się naszą historią, doradzać sobie, czyli jednym słowem wzajemnie sobie pomagać. I w konsekwencji poradzić sobie z tym problemem!


Zacznę od siebie.

Mam na imię Marcin. Mam 21 lat. Kilka słów o mnie. Jeszcze kilka lat temu borykałem się z problemem nieśmiałości. Na szczęście, mogę już całkowicie uczciwie powiedzieć, że w końcu wygrałem tą wielką batalię w moim życiu jaką była walka z tak zwaną "nieśmiałością". Nie była to łatwa walka, o nie! Ale patrząc na to gdzie byłem wtedy a gdzie jestem dzisiaj, nie żałuję, że podjąłem tą bardzo trudną i mozolną walkę. Mogę śmiało powiedzieć, że nawet nie marzyłem, o tym że będę kiedyś tak pewny siebie jak teraz. Po prostu funkcjonuje normalnie. Z nieśmiałości wyleczyłem się całkowicie. Ale jest pewien problem...

W wieku 13 lat przeprowadziłem się z rodzicami z mojego miasta do innego oddalonego ponad 600 km. Byłem całkiem nowy. Nikogo nie znałem. Trudno było mi zaczepić się gdzieś w towarzystwo.

Tam gdzie mieszkałem było kilka dziewczyn (większość z nich była młodsza o 2-3 lata, choć była też jedna starsza o rok) na podwórku. Powoli, zacząłem bawić się z nimi. W sumie to pierwszy krok zrobiła moja mama, wypychając mnie w samo centrum placu zabaw. Tak czy siak to jestem wdzięczny mojej mamie, bo gdyby nie ona to bym się rozkręcał jeszcze długo zanim odważyłbym się zagadać. (Największy problemem było dla mnie przełamanie pierwszych lodów, później już szło mi całkiem dobrze.) Graliśmy razem w siatkę z tymi babami i w jeszcze inne zabawy, wygłupialiśmy się. Podobało mi się to nie powiem, ale brakowało mi czegoś na pewno .Było to głównie w wakacje. Niemniej jednak kontakt z nimi po pewnym czasie osłabił się. Wtedy też zaczął się czas gimnazjum.

Chodziłem do szkoły. Tam poznałem kilku kolegów z klasy. Było nas gdzieś 5-tka czy 6-ustka, reszta to baby. OMG! Stanowczo z dużo bab w klasie :Stan - Uśmiecha się: Ale, ok wracając do naszego topic-a. Na początku mieliśmy małą spine, bo zaczęli się ze mnie naśmiewać i dogryzać i takie tam nie porozumienia. Wydawało mi się wtedy, że nie pasowałem do towarzystwa ( chociaż teraz wydaje mi się że na pewno mogliśmy jakoś złapać wspólny język ).

Po zajęciach nie spotykałem się z nikim. Po prostu nikt mnie nie odwiedzał. Przyjeżdżałem ze szkoły (miałem do niej gdzieś z 6 km) i siedziałem sam. Przez całe gimnazjum tylko, o ile dobrze pamiętam, tylko 1 raz kolega z klasy odwiedził mnie, tak to nie było u mnie nikogo. Po prostu nie utrzymywałem kontaktów z kumplami z klasy. Mówiliśmy sobie tylko cześć i tyle. Nic więcej. Jak widzicie bardzo marnie to wszystko wyglądało.

Później zaczęło się liceum. Tutaj już na szczęście opamiętałem się i wyszedłem ze swojego egoizmu i zacząłem kumplować się z kilkoma kolegami z klasy. (Niestety w klasie było nas znowu gdzieś 6-tka i reszta bab.) Niestety był tam jeden gościu co bardzo jechał po wszystkich i ogólnie bardzo nieprzyjemny typ, ale też niestety nie można było z tym za wiele zrobić z racji tego że było nas w klasie kilku dosłownie, więc musieliśmy se jakoś tam radzić.

Poza domem byłem kilka razy z nimi co było dużym przełomem dla mnie, bo wcześniej nie wychodziłem za bardzo z domu. Jednakże poza nimi ( a było nas czwórka w sumie), nie kolegowałem się za bardzo z nikim.

To jest moja historia tak w skrócie.
Obecnie studiuję. Tak jak napisałem już na wstępie nie mam żadnego problemu z nieśmiałością, ale właśnie ten brak znajomych sprawia mi problem. Nie to że mi jest tego wstyd, bo leci mi to, ale dlatego że po prostu najnormalniej w świecie chciałbym mieć kilku kumpli, z którymi mógłbym se iść na piwo, poobczajać fajne laski czy coś w teń deseń.

Po pierwsze: Co o tym myślicie? Co byście mi radzili zrobić, aby uporać się z tym problemem?

I po drugie: Czekam i gorąco zachęcam Was do podzielenia się z nami swoimi historiami jeśli i Wy macie podobny problem.

"Nie mam znajomych" to tytuł mojego topic-a. Dałem go w cudzysłów, bo bardzo często pojawiał się on na forach czy stronkach o tej tematyce.

Nie przedłużając: Siemka wszystkim jeszcze raz i czekam na wasze wpisy.:-)

Marcin[/b]


Re: "Nie mam znajomych..." - Nasze Historie - Patryk16 - 25 Lip 2014

Witaj Marcin, ja pozwolę sobie również podzielić się moją historią, w świecie realnym nie mam takiej możliwości, a potrzebuje tego, dlatego chociaż tutaj to zrobie.

Mam na imię Patryk i mam 18 lat. Też cierpię na samotność. Jestem trochę nieśmiały, fobii społecznej nie mam, nieśmiały jestem przede wszystkim w stosunku to płci przeciwnej, pewnie z racji braku obycia w kontaktach z dziewczynami.

Podstawówka to był najlepszy czas jeśli chodzi o kontakty z rówieśnikami, szczególnie okres wakacyjny kiedy to praktycznie codziennie bawiliśmy się w chowanego, graliśmy w piłke na computerze itd. Mieszkam na wsi i mam dosyć dużą posesje gdzie jest się gdzie schować więc zazwyczaj spotykaliśmy się u mnie. Było nas 10. W roku szkolnym raczej nie spotykałem się z kolegami, chociaż sporadycznie się zdarzało. Niestety, nastał czas gimnazjum, niby z klasy 20 osobowej 7 osób miałem w klasie w podstawówce, ale zmieniły się nasze kontakty jeśli chodzi o spotykanie się poza szkołą, miałem nadwagę i poniżali mnie uczniowie z 3 klasy, najbliżsi koledzy zaczeli grać w klubie piłkarskim i odsunęli mnie od siebie i tak wakacje po 1 klasie gimnazjum już spędziłem samotnie. Od tamtej pory do teraz już samemu muszę sobie organizować czas, co w sumie mi wyszło na dobrę bo zacząłem na owych wakacjach jeździć na rowerze i schudłem do normalnej sylwetki, później również zacząłem ćwiczyć na siłowni. O późniejszym okresie nie ma co już pisać bo nic się nie zmieniło, 0 kontaku pozaszkolnego z rówieśnikami, organizowanie sobie czasu samemu. Nastał czas szkoły średniej- miałem nadzieję, iż może coś się zmieni, ale niestety musze dojeżdżać do szkoły 20km, a większość osób z klasy to albo koledzy z gimnazjum i raczej nie szukają nowych, albo po prostu mam do nich za daleko także dalej mam 0 kontakty, co mnie już dobija i staram się mimo tego cieszyć z życia i być twardym, ale nieraz brakuje po prostu kogoś do pogadania. Teraz idę do 3 klasy i chce się dostać na wymarzone studia i wyjechać z tej wsi, być może wyjazd do miasta coś zmieni, na pewno się usamodzielnie, chociaż jak czytam że ty mimo studiów jesteś samotny to być może i mnie czeka już do końca życia bycie pustelnikiem, kto wiem. Najbardziej denerwuje mnie właśnie aktualny czas wakacyjny, bo nie mam kompletnie z kim pogadać, więc żeby zapełnić czas uczę się dosyć sporo do matury, gram na komputerze, pojeźdze coś na rowerze byle by zabić ten czas.

Niestety nic Ci nie poradzę na ten problem gdyż sam go mam, ale kto wie może czas przyniesie i nam coś dobrego :Stan - Uśmiecha się:.


Re: "Nie mam znajomych..." - Nasze Historie - MrPolish - 26 Lip 2014

Cześć Patryk,

Dla mnie podstawówka to był również najlepszy czas. Bawiłem się z rówieśnikami w różne zabawy. BTW najlepiej wspominam jak jedna grupa była oddziałem komandosów a druga ugrupowaniem terrorystycznym.
Ale to była zabawa... Lataliśmy ze spluwami po podwórku. Oczywiście każdy chciał być komandosem a raczej nikt terrorystą ale to już inna bajka :Stan - Uśmiecha się:

Już widzę pierwsze podobieństwa miedzy moją a twoją historią. Kiedy chodziłem do podstawówki, to również kumple spotykali się u mnie. (miałem duży ogród, a poza tym dookoła mnie było wiele miejsca, ogrodów działkowych). Podstawówka to był okres kiedy na prawdę miałem kumpli. Czasami ja odwiedzałem ich, ale zazwyczaj to oni chcieli być u mnie. Po szkole również spotykaliśmy się. Czasami częściej czasami rzadziej ale kontakt na pewno był.

Problemy zaczęły się na wf-ie. Wf-y mieliśmy łączone z inną klasą. Było tam kilku "silniejszych" kolesi co zaczęło strugać sami wiesz kogo. Dodatkowo tamci gnoje, skumali się z dwoma kolesiami z naszej klasy. Zaczęli poniżać i wyśmiewać się z niektórych osób.

Obrywali moi koledzy również, ale to chyba ja dostawałem najwięcej.Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego że taki się już urodziłem że jak mi coś/ktoś nie odpowiada to nie będę na siłę się męczył żeby ktoś mnie polubił/ zaakceptował czy coś w tym stylu. (I może tak z perspektywy czasu, nie jest to właśnie najlepsze postępowanie).

Po drugie, reagowałem na zaczepki tamtych kolesi w stosunku do moich kumpli z klasy, na co nie odważył się nikt. (Taki już mam dziwny charakter :Stan - Uśmiecha się: ale mimo wszystko nie żałuję tego że stanąłem w ich obronie, nawet pomimo tego że to ja później zacząłem dostawać wiele batów od nich.)

Ponadto, wdaje mi się że inną przyczyną mogło być to że byłem chudy i że słabo (wg opinii nauczyciela) radziłem sobie na wf. (Ja uważam że niczym nie ustępowałem innym kolegom, wiadomo nie byłem najlepszy, ale uważam że daleko było mi od słabeusza. Uważam że było kilku kolegów słabszych ode mnie pod tym względem. No ale wiecie jak to jest, łatka została przyklejona.)

Ręce/(mięśnie) miałem za słabe, aby stanąć na rękach czego od nas wymagano. (W końcu nauczyłem się i się udało jako warunek podwyższenia mi oceny z wf od tego nauczyciela-palanta, którego z pewnością nie pozdrawiam :Stan - Uśmiecha się: )

Słabo radziłem sobie z rzucaniem piłeczką palantową i sportami zespołowymi. Nikt nie chciał mi podawać jak graliśmy w nogę z powodu wielu przezywanek i poniżania. Pomimo tego że mógłby sobie świetnie radzić w nogę, została do mnie przyklejona łatka , że do niczego się nie nadaję i że nigdy nie będę dobrze grać w nogę. Co było absurdem, jeśli tylko dano by mi szansę i traktowano jak kumpla a nie poniżano mnie cały czas, jeśli nie bardzo często. Zniechęciło mnie to na maksa jeśli chodzi o sporty zespołowe.

Ale pomimo tego nie było tak źle. Miałem kumpli i do ostatniej klasy podstawówki (czyli do mojego wyjazdu i przeprowadzki) spotykaliśmy się, wygłupialiśmy się, spędzaliśmy czas razem, czasami częściej, czasami rzadziej ale jednak.

Czas gimnazjum jak już pisałem. Byłem nowy. Nie znałem dosłownie nikogo poza moimi rodzicami, psem i rodziną (aha o rybkach zapomniałem :Stan - Uśmiecha się: ale to mniejsza).

Jak w podstawówce miałem całkiem wielu kolegów, to w gimnazjum już nie miałem ani jednego ( z którym bym się spotykał poza szkoła) lecz miałem tam kilka koleżanek ( też nie spotykaliśmy się poza szkołą z nimi, ale przynajmniej w szkole miałem z kim pogadać).

Od czasów po przeprowadzce brakowało mi i po dziś dzień brakuje dobrych kontaktów z kumplami. I jestem bardzo zdeterminowany żeby ten problem rozwiązać. Jestem przekonany że się uda. Po prostu mocno w to wierzę. I wierzę także że wam się uda. Nam wszystkim którzy teraz uważamy że nie mamy przyjaciół, wierzę że sytuacja się zmieni. Ale nie sama sobie, tylko my musimy przyłożyć się do tego (jeśli na serio chcecie zmiany; bo ja chcę! :Stan - Uśmiecha się: ) bo problem nie leży po stronie ludzi tylko w nas coś się... wybaczcie mi za język :Stan - Uśmiecha się: po+:Ikony bluzgi pierd: po drodze.

Ludzie mogą uważać nas za nienormalnych i mają prawo tak myśleć. Oczywiście nie każdy musi mieć przyjaciół. Ktoś kto tego nie chce, to jego sprawa. Ma prawo żyć samotnie. Ja takie życie przetestowałem inie podoba mi się, więc chcę to moje życie zmienić.
Swoją wypowiedź kieruję więc do ludzi którzy chcą przestać być sami, a chcą zacząć mieć kumpli/ koleżanki.




Wracając do Twojej wypowiedzi Patryk to:
Napisałeś że nie spotykałeś się z kolegami. Czy możesz napisać (jeśli nie jest to tajemnicą) dlaczego nie spotykałeś z kolegami w podstawówce? Jak była tego przyczyna?
I drugie pytanie jak myślisz dlaczego masz, jak to ująłeś, 0 kontaktu pozaszkolnego z rówieśnikami? Co może być tego przyczyną? Czy zastanawiałeś się jak to zmienić? (zakładam że nie jest Ci to na rękę).

Na twoim miejscu spróbowałbym się skumać z tymi kolesiami z klasy. Skąd wiesz że nie szukają nowych? Może tylko Ci się tak wydaje? Wiesz, z każdym, tak z każdym człowiekiem można się jakoś dogadać. Nawet z kimś kto na pierwszy rzut oka wydaje Ci się niezbyt, może okazać się całkiem całkiem. Z każdym człowiekiem można znaleźć nić porozumienia. Nie możesz umówić się z nimi w tym mieście do masz do niego 20 km. Na przykład umówić z rana/po południu na mieście i pochodzić z nimi, spędzić czas np. aż do wieczora?

Jeśli liczysz na to że wyjedziesz na studia i samo się zmieni to ci powiem że nic się nie zmieni póki nie wyeliminujesz tych negatywnych mechanizmów z siebie. Niestety taka jest prawda.

Jeśli o mnie chodzi, to coś co do tej pory mi utrudniało tworzenie poprawnych relacji z kumplami to to że ich po prostu olewałem.
Nie chciało mi się wyjść, zagadać, podjąć ryzyka. Umówić z nimi po szkole. Często rezygnowałem bo byłem najnormalniej w świecie zmęczony i nie chciało mi się. Byłem zamknięty w swoim świecie i nie widziałem jak dużo dobrego uciekało i ucieka mi przez palce z życia.

Ode mnie to na razie tyle.
Patryk, czekam na twoją odpowiedź.
Przemyśl to co napisałem i odpowiedz na moje pytania.





Do wszystkich pozostałych. Czekam na wasze historie. Ja swoje wpisy traktuje jako swoistą psychoterapię, bo nie stać mnie na psychologa :Stan - Uśmiecha się: nie no żart :Stan - Uśmiecha się: . Stać mnie, ale szkoda mi kasy tracić. A poza tym sam chcę sobie rozwiązać swoje problemy, a nie liczyć że ktoś za mnie je rozwiąże.
Po prostu tak nie chcę.

Chciałbym abyśmy stworzyli coś na wzór grupy wsparcia(?), grupy psychoterapeutycznej(?), gdzie każdy jest psychologiem dla każdego i dzieląc się (tak jak ja zacząłem, a następnie Patryk kontynuował) możemy wspólnie znaleźć źródło problemu i wyeliminować je!. Czyli znowu cieszyć się normalnym życiem towarzyskim.

Dlatego zachęcam was bardzo do podzielenia się Waszymi historiami. "Co spowodowało że nie mam znajomych..." W moich wpisach staram się być w 100% szczery z Wami, więc chciałbym aby i Wasze wpisy były całkowicie szczere.

Nie przedłużając. Pozdrawiam wszystkich i czekam na Wasze historie i komentarze.


Re: "Nie mam znajomych..." - Nasze Historie - Luctucor - 26 Lip 2014

Czemu nie mam znajomych? Bo nie potrafię żadnych głębszych znajomości nawiązać. Rok temu, początek 3 klasy liceum mogę powiedzieć, że w miarę nauczyłem się kontaktu z ludźmi i umiałem jakoś poprowadzić rozmowę. Z uwagi na brak znajomych i doskwierającą samotność postanowiłem wtedy te znajomości nawiązać. W szkole było całkiem ok, mogłem w miarę bez problemu z każdym porozmawiać i chyba nikt nie krył jakiejś niechęci. Mniejsza z tym, że to ja musiałem każdego zagadywać i prowadzić rozmowę. Nie pamiętam sytuacji w której ktoś do mnie podszedł, żeby pogadać o czymś innym niż "jak zrobić to zadanie", "wytłumacz mi". Często po szkole zatrzymywałem się koło przystanku, żeby jeszcze trochę pogadać z osobami dojeżdżającymi. Z tymi samymi osobami próbowałem też kontaktować się przez neta, na fejsie. Tutaj mogę powiedzieć, że było kompletne dno. Ludzie potrafili nie odpowiadać w ogóle na moje wiadomości (nawet na jakieś życzenia noworoczne czy świąteczne), kończyli nagle rozmowę bez odpowiedzi (później też nie odpowiadali) albo odpowiadali po kilku godzinach albo nawet dniach (pomimo, że w międzyczasie wchodzili). Jak już rozmowa przebiegła jakimś cudem płynnie to trwała zwykle nie dłużej niż 20 minut, bo ktoś nagle musi iść i wraca po 20 minutach (oczywiście wtedy już nie pisze do mnie) albo siedzi na niewidocznym. Nie pamiętam sytuacji w której ktoś do mnie napisał sam z siebie "co słychać", "jak ci poszło na sprawdzianie" itp. Jak już ktoś napisał to z pytaniem czy mogę rozwiązać zadanie albo coś innego zrobić w tym rodzaju. Po przyjściu do domu byłem odcięty od interakcji z rówieśnikami, jedynym miejscem kontaktu była szkoła. Teraz są wakacje, wychodzę raz na tydzień ze znajomymi na boisko albo piwo (bo każdy jest zajęty swoimi sprawami, więc nie można częściej), a resztę czasu spędzam sam. Nie mam co się łudzić, że ktoś do mnie napisze. Sam napisałem na wakacjach do kilku osób, efekt jest przedstawiony wyżej. Próbowałem jakoś spotkać ludzi na mieście wiedząc, że będą bardziej chętni do rozmowy, ale w ten sposób to można sobie szukać godzinami. Na studiach postaram się jakoś przycisnąć, żeby nawiązać te znajomości póki się jeszcze ludzie nie znają. Jak przez pierwsze pół roku studiów będzie tak jak do tej pory to chyba stanę się podłym chamem, bo z tej frustracji narasta mi ochota, żeby kogoś zgnoić.


RE: "Nie mam znajomych..." - Nasze Historie - vipere - 29 Paź 2019

Moja historia. Nieśmiałość była zawsze. Do 5 klasy podstawówki miałam jeszcze kontakty z ludźmi. Potem się pogorszyło. Nie raz były epizody, że byłam ofiarą, czasem nawet dla żartów, bo tak. Byłam grzeczna, cicha, nieśmiała, nie umiałam się bronić, poza tym kujonka, tak, więc obiekt idealny.

Jak nie żarty to spotkałam się z totalną olewką badź ala kulturalnym nie chodź za nami. Spotykałam się ludźmi z czatów, żeby mieć jakiś kontakt z ludźmi, najgorsze było jak spotkałam kogoś ze szkoły i mi powiedział, że mam ksywkę samotniczka. Niezbyt ucieszyło mnie to, że koleś ze szkoły mnie tak skojarzył i później się już nie odezwał. Ja nie wiem co ci ludzie sobie myśleli, że mnie tak ignorowali i zrobili ze mnie samotniczkę. Nie chciałam być sama. Do dziś nie wiem w czym był problem. Z jednej strony chciałabym usłyszeć prawdę, z drugiej w sumie nie jest to potrzebne, powtórki nie będzie. Gdyby nie kontakty poza szkołą, to nie miałabym z kim pogadać.

Też miejscowi robili sobie ze mnie żarty przez telefon, co przyczyniło sie do mojego stanu.
Przyjaciele mnie oszukali.
Straciłam też zaufanie do psychologów, psycholożka uznała mnie kiedyś za winną, wysłuchała tylko wersji dreczycielki, ja niewiele miałam głosu; nie prosiłam się, żeby za mną ktoś chodził i mi dokuczał, nie prosiłam się, żeby obrażano mnie w kółeczku i żałuje, że moja obrona nie przeszła w czyn do dziś, wtedy minimalnie mogłabym za to przeprosić. W sumie kto normalny by chciał przeprosić osobę, która wyskoczyła z tekstem o gwałcie. W sumie poszło na mnie, bo poskarżyła się, że jej "wpi****** jak nie puści plecaka" - musiałabym przekonująca. Tylko dlaczego to co było wcześniej zostało pominięte?

Stopniowo traciłam zaufanie do ludzi i zostałam sama (w sumie mam tylko chłopaka). Boje się dzwonić czy odbierać telefon, mój nr ma kilka osób na krzyż. Boje się ocen, z nikim się nie witam i tak robią na mnie oczy jak na kosmitę, czasami mam ochotę powiedzieć o co chodzi? I mało kto powie czesc. Z ludźmi którzy mnie otaczają nie nawiąże relacji, jedyne co mi zostaje to nowe znajomości. Choć pewnie tych co mówią cześć, zdziwiłoby jakbym nagle zagadała, z drugiej strony wole, żeby moje życie prywane tu gdzie jestem nie wypłyneło, a ja nie chce, żeby historia się powtórzyła i dlatego nie mogę być zbyt szczera, wole udawać, że samotność jest czadowa, bo nic mnie ogranicza, choć to nie dokońca prawda, bo chciałabym dzielić się swoimi pasjami lub mieć z kim pogadać. Miejscowi wole, żeby postrzegali mnie tak jak widzą, czyli tyle co ja pokazuje, tak jest lepiej, a w środku krzyczę.


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.