24 Lip 2014, Czw 1:46, PID: 404466
Kurcze czytając pierwszego posta miałem już w głowie ułożoną odpowiedź ale Tośka już mnie wyprzedziła.
Totalnie się pod tym podpisuję. Złapała mnie ostatnio straszna depresja z tego powodu. Oczywiście u mnie sprawa jest dosyć prosta - brakuje mi miłości. Nigdy mi nie szło z dziewczynami, ale starałem się tę lukę zakopać fajnymi zajęciami, pasją, pracą, podróżami i już to właściwie wszystko zrobiłem. Nawet raz skoczyłem z cholernego bungee, mam tę całą pracę, nie musze się martwić o byt i chyba to jest ten najgorszy moment. Jestem zawieszony w próżni. Nie mam już dokąd dalej iść. Wszystkie pomysły typu samorozwój, podróżowanie, gierki, seriale stały się takimi zapychaczami, na które już się uodporniłem. Nie mam już czegoś takiego że czekam z niecierpliwością na jakieś wydarzenie.
I czego się boję najbardziej, to że będzie coraz gorzej. Znajomi tego nie rozumieją, nie mam już do nich zaufania. Koleżanki to już w ogóle. Do jednej już przestałem się odzywać jak mnie wyśmiała, że te moje problemy to nie są żadne problemy. Ludzie którzy są w parach myślą już innymi kategoriami... Zresztą nie mogę się tak wszystkim żalić. Ludzie nie lubią słuchać takich rzeczy bo spływa na nich jakiś obowiązek a to jest trochę nie fair. Kiedyś jak mi się jeden znajomy żalił że jest w rozsypce to dziwnie się czułem muszę przyznać.
Ale wracając do tematu.. ja nie wiem, macie jakieś pomysły? Myślałem czy by może nie wyemigrować, zmienić otoczenie. Tylko nie wiem czy to by coś poprawiło z moim nastrojem. Muszę coś wymyślić, bo już zaczynam tracić sens tego życia. Jak już teraz każdy rok ma wyglądać tak samo, no to ja dziękuję, psychiatryk to by była kwestia czasu.
Totalnie się pod tym podpisuję. Złapała mnie ostatnio straszna depresja z tego powodu. Oczywiście u mnie sprawa jest dosyć prosta - brakuje mi miłości. Nigdy mi nie szło z dziewczynami, ale starałem się tę lukę zakopać fajnymi zajęciami, pasją, pracą, podróżami i już to właściwie wszystko zrobiłem. Nawet raz skoczyłem z cholernego bungee, mam tę całą pracę, nie musze się martwić o byt i chyba to jest ten najgorszy moment. Jestem zawieszony w próżni. Nie mam już dokąd dalej iść. Wszystkie pomysły typu samorozwój, podróżowanie, gierki, seriale stały się takimi zapychaczami, na które już się uodporniłem. Nie mam już czegoś takiego że czekam z niecierpliwością na jakieś wydarzenie.
I czego się boję najbardziej, to że będzie coraz gorzej. Znajomi tego nie rozumieją, nie mam już do nich zaufania. Koleżanki to już w ogóle. Do jednej już przestałem się odzywać jak mnie wyśmiała, że te moje problemy to nie są żadne problemy. Ludzie którzy są w parach myślą już innymi kategoriami... Zresztą nie mogę się tak wszystkim żalić. Ludzie nie lubią słuchać takich rzeczy bo spływa na nich jakiś obowiązek a to jest trochę nie fair. Kiedyś jak mi się jeden znajomy żalił że jest w rozsypce to dziwnie się czułem muszę przyznać.
Ale wracając do tematu.. ja nie wiem, macie jakieś pomysły? Myślałem czy by może nie wyemigrować, zmienić otoczenie. Tylko nie wiem czy to by coś poprawiło z moim nastrojem. Muszę coś wymyślić, bo już zaczynam tracić sens tego życia. Jak już teraz każdy rok ma wyglądać tak samo, no to ja dziękuję, psychiatryk to by była kwestia czasu.