09 Gru 2021, Czw 13:33, PID: 851046
(09 Gru 2021, Czw 10:06)Pandady napisał(a): Tak się zastanawiam czy ktoś z was może był, jest w podobnej do mnie sytuacji życiowej i na przysłowiowym zakręcie i jest w podobnym wieku.
W w przyszłym tygodniu idę do nowej pracy i tak jakoś wzięło mnie na rosterki i chęć po prostu wygadania się.
Nie jest to praca marzeń jak to mówią. Zresztą nawet nie wiem jaka to praca marzeń.
Ot kolejna praca na produkcji z tą różnicą że w mniejszym składzie i z produkcją maszyn przemysłowych od podstaw.
Jedyny plus to słowa kierownika że wszystkiego nauczą i pokażą co i jak(chodzi mi o obsługę maszyn i elektronarzędzi, bo skręcenie mebli w domu to nie to samo).
Z jednej strony w jakiś sposób cieszę się, bo praca blisko domu i na jedną zmianę, a z drugiej strony jestem załamany, bo na start 2500 na rękę po ok. 3 miesiącach 2800 i później kwestia dogadania jak się sprawdzę + dochodzi strach przed oceną innych osób pracujących, bo jestem totalnym laikiem a z tego co widziałem to osoby tam pracujące i chyba młodsze ode mnie ogarniają temat.
Ostatnio pracowałem na produkcji w dużym zakładzie, ale psychicznie nie wyrabiałem po 4 latach i skończyło się ponad rokiem na bezrobociu..........
Czasami mam takie przemyślenia, że gdyby nie błędy które popełniałem/popełniam w życiu, to teraz byłbym w znacznie lepszej sytuacji
A tak jest mi po prostu wstyd przed samym sobą i rodziną .
Jestem trochę młodsza od Ciebie (27 lat), a mam bardzo podobnie i pewnie niz się za bardzo nie zmieni jak będę w Twoim wieku.
Ja pracuję na pół etatu jako sprzątaczka w Niemczech, a jestem po studiach. Niech Cię nie zmyli tutaj, że w ojro zarabiam to mam lepiej, bo pół etatu to tutaj nic, gdyby ni mój chłop robiący na cały etat to bym pod mostem wylądowała. Jednocześnie biorąc pod uwagę moje zaburzenia, mój charakter plus patrząc realnie na to, co posiadam i miejsce, w którym się znajduję (obcy kraj), to pewnie podskoczę w zyciu zwodowym nie dalej niz jakaś recepcja, sklep i to przy lepszej znajomości języka oczywście.
U mnie na to wszystko złożył się mix:
-zaburzenia psychiczne (zespół stresu pourazowego),
-dziwaczne lęki (lęk przed byciem w centrum uwagi, co utrudnia mi rozmowy kwalifikacyjne, paniczny lęk przed porażką), - niezaradność życiowa (brak umiejętności kombinowania i takiego "cwaniactwa", lub wymyślania kreatywnych rozwiązań),
-lenistwo (nienawidzę się męczyć, większoś życia spędzam w łóżku, nie mam żadnych przydatnych umiejętności bo wolę uciekać od problemu niż się z nim konfrontować),
-podświadome wybieranie najgorszych możliwości (np. gdybym miała do wyboru kilka mieszkań, to wybrałabym jedno z tych brzydszych),
-skłonność do utrudniania sobie życia (często robię rzeczy, których nie muszę, albo robię wszysto "naokoło" zamiast na skróty jak większość osób robi, w konsekwencji wykonanie najprostszej czynności zajmuje mi więcej czasu niż innym, jestem mało efektywna i nawet w g*wnorobotach mieli do mnie problem, bo nie potrafiłam jak inni kombinować i zrobić tak, żeby było na skróty, szybko i dobrze, tylko godzinam z jedną pierdołą się męczyłam robiąc posłusznie całą instrukcję, jak pracodawca nakazał- to pewnie nazywa się brakiem myślenia tak mi się wydaje)
Czy mi to przeszkadza? Oczywiście, że tak ale ostatnio zaczybam się z tym powoli godzić, na zasadzie niemyślenia o tym i izolacji społecznej. Mi bardzo przeszkadza, że skończyłam na miotle, nie dlatego, że w jakikolwiek sposób gardze tą pracą, ale dlatego, że znowu zajmuję najniższą pozycję społeczną (jestem z biednej rodziny, a w szkole byłam gnębiona) i wykonując taką robotę, mam wrażenie, że znowu jestem podatna na przemoc, bp ludzie gardzą takimi "robolami", ni traktują ich poważnie, osobu w trudnej sytuacji życiowej są nierzadko wrzucane do tego samego wora z jakimiś patusami co się uczyć w szkole nie chciały.
Ja unikam już kontaktu z ludźmi, z którymi kiedyś mogłam się zadawać; z wykształconymi, albo z takimi z dobrą pracą. Na kursie niemieckiego wszystkie osoby, które ze mną tam chodzą, to osoby bezrobotne albo wykonujące tu w Niemczech g*wnoroboty. Jest to jedyne towarzystwo gdie nie czuję sie gorsza, ani narażona na ataki personalne. W towarzystwie ludzi z lepszą sytuacją zawodową, czułabym się jak g*wno, miałabym wrażenie, że nie moę za bardzo się wychylać bo łatwo można mi pocisnąć po mojej sytuacji zawodowej, coś na zasadzie:" ni dziwnego, że jesteś za partią X skoro pracujesz jako sprzątaczka". Można się zapierać, że jest inaczej, ale ludzie oceniają innych głownie po styuacji zawodowej, stosując mocne steeotypy. I tak boli mnie to, bo np. mój szwagier, alkoholik przemocowiec, który mnie molestował, ma dla większości ludzi większą pozycję społeczną (bo ma zawód spawacza), niż ja, wykonująca pracę dla "malpy", z g*wno studiami. Bardzo mi to obniża samoocenę.
Zawód sprawiony rodzinie też u mnie występuje, bo ja miałam studia skończyc i mieć dobrą pracę XD
U mnie jeszcze dochodzi kwestia tego, że ja się czuję kompletnie niepotrzebna społeczeństwu. Ludzie w sytuacji podobnej do mojej (g*wnorobota) mają chociaż dzieci (w większości), czyli wnoszą coś, może nowych lekarzy, prawników, naukowców. Inni mają zwierzęta, o które się troszczą, albo angazują się w coś. Niektórzy mają swoje małe społeczeności, dla których są ważni (rodzina, przyjaciele). Ja z kolei wegetuję, poza robotą, zajmowaniem się chłopem ( który tez wykonuje g*wnorobotę), jedzeniem, wydalaniem i spaniem nie robię kompletnie nic i nie wiem co musiałby się zdarzyć, żeby to się zmieniło.