03 Lip 2009, Pią 23:51, PID: 161653
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04 Lip 2009, Sob 1:36 przez Clarissa.)
Paul chciałbym sobie radzić...
Pierwsza metoda treningu to życie. I jak to się mówiło kiedyś - że jest "brutal end ful of zasadzkas"...i te zasadzki, to najlepszy trening.
Po prostu nie mam wyboru (owszem, tę przysłowiową łopatę wożę ze sobą, jak to mój Przyjaciel powiedział). Kiedyś stanęłam przed alternatywą i po prostu nie miałam wyboru i musiałam przełamać lęk, żeby robić rzeczy, na myśl o których robiło mi się słabo. Początki były tragiczne. Nadal czuję emocje towarzyszące mi wówczas, pamiętam jak trzęsły mi się ręce i drżał głos i wstyd mi za siebie. Z czasem szło coraz lepiej.
Małe konsekwentne kroczki. Mnie pomaga planowanie - ale też najwięcej kosztuje wykonanie tego planu - po prostu tragedia . Dlatego planuj - zaplanuj sobie dzień. Jeśli dzień to za dużo - zacznij od 1 godziny. Rozpisz sobie - co i w której minucie - podlanie kwiatka, nakarmienie rybki itp. . I w ten sposób weź się za lęk. Wiem, że on paraliżuje, wiem, że to może być niewykonalne - ale trzeba się starać o tym nie myśleć. Zaplanuj sobie, że dzisiaj zrobisz coś, czego się boisz - np. telefonowania. Zaplanuj, wyznacz godzinę, cel i wykonaj. Potem ciesz się!
Dla mnie najważniejsze jest nie "dołować się", nie dopuszczać oskarżających mnie myśli do siebie i mieć dla siebie wyrozumiałość - bo to ja jestem swoim pierwszym i najgorszym katem i oskarżycielem. Trochę czasu upłynęło, zanim to zrozumiałam.
Wszystko się ułoży, zobaczysz - to jest jak z dojrzewaniem owocu - nic na siłę i wszystko w swoim czasie.
Ważne, żeby przejąć kontrolę nad swoim życiem. Nad lękiem, nad wszystkim.
Honestly Twojego podejścia można tylko pogratulować. Najzdrowsze!
Pierwsza metoda treningu to życie. I jak to się mówiło kiedyś - że jest "brutal end ful of zasadzkas"...i te zasadzki, to najlepszy trening.
Po prostu nie mam wyboru (owszem, tę przysłowiową łopatę wożę ze sobą, jak to mój Przyjaciel powiedział). Kiedyś stanęłam przed alternatywą i po prostu nie miałam wyboru i musiałam przełamać lęk, żeby robić rzeczy, na myśl o których robiło mi się słabo. Początki były tragiczne. Nadal czuję emocje towarzyszące mi wówczas, pamiętam jak trzęsły mi się ręce i drżał głos i wstyd mi za siebie. Z czasem szło coraz lepiej.
Małe konsekwentne kroczki. Mnie pomaga planowanie - ale też najwięcej kosztuje wykonanie tego planu - po prostu tragedia . Dlatego planuj - zaplanuj sobie dzień. Jeśli dzień to za dużo - zacznij od 1 godziny. Rozpisz sobie - co i w której minucie - podlanie kwiatka, nakarmienie rybki itp. . I w ten sposób weź się za lęk. Wiem, że on paraliżuje, wiem, że to może być niewykonalne - ale trzeba się starać o tym nie myśleć. Zaplanuj sobie, że dzisiaj zrobisz coś, czego się boisz - np. telefonowania. Zaplanuj, wyznacz godzinę, cel i wykonaj. Potem ciesz się!
Dla mnie najważniejsze jest nie "dołować się", nie dopuszczać oskarżających mnie myśli do siebie i mieć dla siebie wyrozumiałość - bo to ja jestem swoim pierwszym i najgorszym katem i oskarżycielem. Trochę czasu upłynęło, zanim to zrozumiałam.
Wszystko się ułoży, zobaczysz - to jest jak z dojrzewaniem owocu - nic na siłę i wszystko w swoim czasie.
Ważne, żeby przejąć kontrolę nad swoim życiem. Nad lękiem, nad wszystkim.
Honestly Twojego podejścia można tylko pogratulować. Najzdrowsze!