19 Mar 2021, Pią 13:04, PID: 839377
(16 Mar 2021, Wto 19:48)Blue_Rose napisał(a): Jeśli interesuje Cię HR, to może spoko opcją byłyby studia podyplomowe związane stricte z tym obszarem. Nie wiem z jakiego jesteś miasta, wiem że na pewno w Warszawie są takie podyplomówki na UW czy SGH. Zawsze to jakiś plus w CV, rekruter zobaczy, że naprawdę się interesujesz tym konkretnym obszarem i masz wiedzę na ten temat. Są też różne kursy z tej tematyki na Udemy, Courserze czy LinkedIn, ale po angielsku i trzeba więcej lub mniej zapłacić. Wydaje mi się, że plusem byłaby też znajomość chociaż jakichś podstaw twardego HR, tzn. prawa pracy.W trakcie lockdownu rok temu, ponieważ siedziałam 2 miesiące w domu i nie pracowałam, zainwestowałąm 800zł na kurs online z HR. Podstawy, żeby mieć cokolwiek. Oczywiście nic mi to nie dało, chociaż kurs sam w sobie był bardzo przyjemny. Boję się, że studia podyplomowe nic nie wniosą a to są już grube pieniądze. Analizując oferty, na stanowiska juniorskie chcą już min. rocznego doświadczenia, a a od praktykantów i stażystów wymaga się statusu studenta. Ja studia skończyłam 5 lat temu. Wydaje mi się, ze ta droga jest już dla mnie zamknięta.
Co do angielskiego, na pewno warto zainwestować w podszlifowanie go, dobry angielski Ci się przyda niemal wszędzie i pozwoli na trochę większe zarobki.
Co do pracy fizycznej, czasem mam takie myśli. A nawet zdarzało mi się aplikować np na sprzedawcę w galeriach handlowych. Tam też chyba przyjmują samych studentów, bo nie było żadnego odzewu. Potem czułam ulgę, ponieważ wstyd byłoby mi przed rodziną przyznać się, że tak zarabiam. Wśród mojego najbliższego otoczenia są sami lekarze, nauczyciele, inżynierowie i pracownicy korpo. Z drugiej strony na takim magazynie dostałabym pensję, a do pracy biurowej to tylko wymagania i kwalifikacje a nawet na bezpłatną praktykę ciężko się dostać.
Co do mojej fobii, to nigdy się nią jakoś mocno nie przejmowałam. Tzn zawsze byłam bardziej cicha i mniej wygadana w stosunku np do koleżanek, ale też jakiejś wielkiej tragedii nie było. W szkole podstawowej i liceum nie miałąm problemów. Na studiach trochę się czułam samotna, bo inne miasto, daleko od domu rodzinnego, jezdziłąm do domu rzadko. Nie pracowałam tylko same studia, bo rodzice mnie utrzymywali a mnie było wygodnie, że mogę się skupic na nauce. Studia dzienne, zajęć mało ale porozwalane tak, że cięzko byłoby pracować na tygodniu, ale za to w weekedny jak najbardziej, ale że za rachunki i jedzenie płacić nie musiałąm, a byłam na tyle spokojna, że jakichś większych wydatków nigdy nie miałam, to pracę odwlekałąm do zakończenia studiów. Teraz to nie do pomyślenia, więc od razu chyba się przegrywa na niskich stanowiskach z obecnymi studentami? Po obronie oczywiście Urząd Pracy, staż, praca biurowa zgodna ze studiami, byłam tam do marca zeszłego roku, prawie 5 lat. Przyszedł Covid i zmiana przepisów, pracę straciłąm i znowu wylądowałąm w Urzędzie Pracy, znowu na stażu, po którym raczej mnie nie zatrudnią (zaszłyszane z plotkowania bo nikt ze mną otwarcie nie rozmawia, a ja mam taką naturę, że nie narzucam się sama ). Zresztą nawet bym nie chciałą, atmosfera mnie dobija. Nikt mi nic nie tłumaczy, każdy jest zajęty "pracą", a ja nie umiem się uczyć poprzez podchodzenie i zaglądanie komuś przez ramię, jestem skupiona na tym co ja robię i nie pytam czym się zajmują inni. I właśnie teraz wychodzi mój brak 'przebojowości", bo najlepiej to by było, żebym nauczyła się przez obserwację i swoją dociekliwość, niż żeby ktoś mi poświęcił uwagę i mnie przeszkolił. Nie wiem czy to fobia, ale wydaje mi się, że normalna osoba by z takiego miejsca uciekła, z przekonaniem, że to kiepskie miejsce pracy. A ja oczywiście mam poczucie winy, że gdybym się bardziej starała, gdybym to ja była inna to by to inaczej wyglądało. No i pozostaje pytanie, jak już tam skończy mi się umowa, to gdzie dalej szukać. Urząd pracy chyba już wykorzystałam do cna.