17 Mar 2019, Nie 16:52, PID: 785713
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17 Mar 2019, Nie 17:01 przez MissCthulhu.
Powód edycji: błąd w zawołaniu
)
(17 Mar 2019, Nie 12:30)kartofel napisał(a): Czytam sobie ten wątek i nasunęło mi się kilka pytań.Primo: lekarz kardiolog, do którego poszłam daaawno przez mdlenie, kołatanie serca i poty zasugerował endokrynologa; poszłam do rodzinnego się upewnić, owszem, dostałam skierowanie. Endokrynolog stwierdził, że są wszelkie podstawy do wykonania badania ginekologicznego; wtedy stchorzyłam. Wśród podstaw wymienił to, co już opisywałam; niemożność zrzucenia wagi (pod opieką dietetyka też byłam), męski zarost (ale nie meszek...), wysoki poziom testosteronu i innych "męskich" hormonów z badań krwi i chyba jeszcze jakichś, bóle w lewym jajniku, poważne - permanentne praktycznie - zaburzenie cyklu oraz przebijający charakter tych bóli.
Primo: Kto zdiagnozował zespół policystycznych jajników? Lekarz rodzinny? Endokrynolog?
Secundo: Jak definiujesz dziewictwo i jego "stratę"?
Tertio: Dlaczego uzależniasz wizytę u ginekologa od wspomnianej wyżej utraty dziewictwa? Dziewczynę niewspółżyjącą można normalnie zbadać przy użyciu wziernika (istnieją różne rozmiary), zrobić przezpochwowe USG, pobrać próbkę do cytologii. Oczywiście możesz nie wyrazić zgody na badanie (ja podpisywałam przed pierwszą wizytą w poradni). Jeśli boisz się lekarza - mężczyzny, może wybierz po prostu ginekolożkę?
Na pewno zdarzają się czarne owce, ale lekarz co najwyżej "zaprasza na fotel", a nie prosi i rozchylenie nóg. Badanie zwykle trwa krótko, potem się ubierasz i rozmawiasz z lekarzem normalnie, siedząc po drugiej stronie jego biurka.
Secundo: Utratę definiuję jako kontakt seksualny (dobrowolny) z człowiekiem, w przypadku hetero - mężczyzną, utratę błony dziewiczej (lub nie, jeśli wcześniej została przerwana inaczej), połączoną z odbyciem klasycznego stosunku seksualnego (penis w pochwę, orgazm lub nie). Analogicznie definiuję dziewictwo.
Tertio: Ponieważ mam blokadę psychiczną, początki pochwicy (podejrzenie psycho- i seksuologów), czyli tego zaciskania i bólu, wywołanej najprawdopodobniej traumą po odrzuceniu, a może wypartymi doświadczeniami z wcześniejszych lat i nie wyobrażam sobie wprowadzenia wziernika ani "rozłożenia się i pokazania" zanim ktoś nie nauczy mnie, że może być to połączone nie tylko z bólem i wstydem. Rozumiem różnicę między kontaktem intymnym i badaniem, rozumiem konieczność badania, jak i pokonania zalążków pochwicy. Wstyd - niestety staram sobie wybić z głowy kwestię babki, ale jako 11-letnie około dziecko byłam bardzo "chłonna". Boję się chamskiego potraktowania przez lekarza. Niedelikatnego. Chyba boję się też, że dowiem się o jakiejś dodatkowej chorobie, a przez uprawianie seksu chcę upewnić się, że przynajmniej anatomicznie jestem zbudowana okej, bez przodo- ani tyłozgięcia ścianek. Wybiorę mężczyznę, jak już przełamywać się, no to na całego; mamy portal z ocenami lekarzy... Choć nad tym się jeszcze zastanawiam. Wstydzę się też budowy swojej jednej z warg sromowych, na poziomie INTELEKTUALNYM wiem, że mało kto jest idealnie symetryczny, a HD w porno to bzdury wielkie, ale na poziomie UCZUĆ jest to okropne.
Z hormonami - codziennie biorę kilkukrotnie coś, co podbija prolaktynę (ale NIE są to leki hormonalne, nie odważę się na własną rękę; stąd u mężczyzn substancja ta powoduje np. ginekomastię i brak zarostu); BOJĘ SIĘ wręcz jak by to było, gdybym nie "zbijała" choć trochę tego męskiego bałaganu dodatkową prolaktyną (wywołaną jakby ubocznie).
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że czeka mnie od nowa bieg po specjalistach.
Po prostu będzie mi łatwiej, jeśli moje pierwsze włożenie czegoś w pochwę do końca nie będzie metalowym narzędziem... Upraszczam maksymalnie. Co do czarnych owiec, masz oczywiście rację. Skrzywdzeni mają tendencję do patrzenia nawet na białe jak na lekko szare, próbuję ją w sobie codziennie zwalczać, staję przed lustrem, kiedyś nawet myłam się stopniowo - jak myłam górę, to zasłaniałam dół i odwrotnie, nie chciałam patrzeć na ciało będące więzieniem. Teraz wzrost mi nieco pomaga (a nawet bardzo), nie maskuję ciała workowatymi ubraniami (jak wspominałam, rozmiar 40 to chyba nie wieloryb, ale dla niektórych mężczyzn jest; w zależności od rozmiarówki i 38 od góry się zdarza)
@"KA_☕☕☕_WA" - coś jak "chcę, ale się boję"; w wielu sprawach, oczywiście spłycam. W ogóle jestem zafascynowana Baudelairem, ale nie chciałabym tego tak spłycać i z chęcią włączę się w jakąś szerszą analizę "Les fleurs du mal" oraz jego życia prywatnego (Venus biała, Venus czarna i tak dalej), ale - to już w innym temacie. Aha, i "W miłości najbardziej przeszkadza mi to, że jest zbrodnią, której się nie da popełnić bez wspólnika.". To chyba akurat ze "Sztucznych rajów".
I przepraszam, ale nie pamiętam nicku, a nie mogę cofnąć strony - wydawało mi się, że przekaz tematu uczyniłam tak klarowny, jak tylko mogę. Wydawało mi się też, że wiele osób z fobią społeczną nie może zrobić tego, z czym mam i ja problem (fobia? związek? a w ogóle seks i stałe czy nie towarzystwo drugiego człowieka?) oraz ostatecznie decyduje się na towarzystwo Pani z R* lub innego portalu. Może intencjonalnie, może "samo wychodzi". Kwestia tylko, kto się przyzna - bo ja staram się, naprawdę staram przełamywać tabu i w swoim życiu, i ogólnie (ale nie szokować na siłę), natomiast zachowania takie spotykają się jeszcze z ostracyzmem, którego do końca ja z kolei nie rozumiem.