28 Lis 2015, Sob 12:46, PID: 491172
Mój terapeuta pracuje w nurcie systemowym, i właśnie też się zastanawiam czy nie zmienić, ale jest to dla mnie ciężka decyzja.
I nie wiem czy to u każdego tak jest, ale czy Wasi terapeuci też mówią z taką jakby ''pogardą''? Żadnego ''dzień dobry'', tylko ot otwiera drzwi i pyta się co robiliście przez ostatni tydzień, a jak Wam braknie słów to ten milczy?
Jak ja mu coś mówię to mam takie wrażenie jakby ten się chciał wciąć w środek zdania. Nasza rozmowa wygląda tak, że ja się przez ileś minut/sekund nie odzywam, a jak już chcę coś powiedzieć to on razem ze mną.
Cytat:Terapię zaczynałam "pełna energii do zmian" a czuję że zmarnowałam ten miesiąc na bezowocne poszukiwania. A wiem że nie miałam jakichś wielkich traumatycznych przeżyć których on tak bardzo chce się doszukać.A ja z kolei nie nastawiam się na nic rewolucyjnego. Praktycznie to mógłbym rzec, że nawet nie wierzę za bardzo w działanie terapii, a tym samym nie mam świadomości i po prostu się boję, że psycholog będzie chciał nade mną zawładnąć/oszukać.
Cytat:Jeszcze jedno - też tak macie, że jesteście cali spięci podczas sesji? Ja czuję się jak na egzaminie - ciągle analizowana i oceniana. Zapominam słów i nie wiem co mówić jak nastaje chwila ciszy.Tak, dokładnie. Nie wiem czy to kwestia płci, czy takiej wewnętrznej blokady przed ludźmi, ale ja swojemu terapeucie na przykład nie patrzę prosto w oczy tylko odwodzę od niego wzrok na jego buty, lub na swoje dłonie. Czuję się jakiś taki zestresowany i wytresowany w otoczeniu obcych mi facetów. Jak taki skrzywdzony piesek, lub mały chłopiec z feministyczną osobowością (bo właściwie taki jestem) który zasłania twarz. Mam takie obawy, że terapeuta się na mnie dziwnie patrzy, albo myśli o mnie nie wiadomo co. Boję się mu też mówić o niektórych kwestiach, np. dotyczących mej orientacji seksualnej (nie jestem homo, ale w 100% hetero też nie). Mój mi zalecił wizytę u psychiatry, a mamy za sobą też tylko z .. 4 spotkania.
I nie wiem czy to u każdego tak jest, ale czy Wasi terapeuci też mówią z taką jakby ''pogardą''? Żadnego ''dzień dobry'', tylko ot otwiera drzwi i pyta się co robiliście przez ostatni tydzień, a jak Wam braknie słów to ten milczy?
Jak ja mu coś mówię to mam takie wrażenie jakby ten się chciał wciąć w środek zdania. Nasza rozmowa wygląda tak, że ja się przez ileś minut/sekund nie odzywam, a jak już chcę coś powiedzieć to on razem ze mną.
Cytat:PS: terapia na nfz, więc chyba nie chodzi o specjalne przedłużanie terapii.A to jak jest na NFZ to znaczy, że krótkoterminowa i gorsza? Pytam bo sam chciałbym się upewnić. Też korzystam na NFZ, i prawdę mówiąc nie rozumiem jak za taką terapię można płacić. Płacić za problemy własnego życia. Albo płatne toalety. Co to ma być, komuna jakaś?!