27 Lip 2015, Pon 2:23, PID: 456104
Cytat:Wiesz co? Myślę, że będzie Ci bardzo trudno samemu sobie z tym poradzić. Spróbuj się przełamać i mimo wszystko powiedzieć o swoich problemach rodzicom, żeby Cię zabrali do jakiegoś dobrego psychologa, póki nie jest za późno.
Ech, naprawdę rozumiem twoją poradę i wszystko to, co napisałaś, ale... Ja wiem dobrze że i tak tego nie zrobię. Nie będę Ciebie, ani siebie oszukiwać że powiem o tym moim rodzicom. Po prostu nie potrafię, czułbym się bardzo dziwnie z tym faktem... Tak, wiem że kopię pod sobą dołek, ale to jeszcze nie jest czas na to...
Cytat:Czyli szukasz dla swoich ograniczeń jakiegoś wytłumaczenia w świecie zewnętrznym, żeby zrzucić z siebie odpowiedzialność, tak można to określić?
Zgadza się, zrzucam z siebie odpowiedzialność i własne winy.
Cytat: Chyba jednak nie jest jedynym problemem to, że się za rzadko widzicie - sam pisałeś, że kiedy byliście razem przez tydzień, to też było źle, bo Twoje lęki nie pozwalały Ci do końca czuć się dobrze, bo włączały Ci się te różne "chore", niepotrzebne myśli.
Nie do końca. Moja fobia nie męczyła mnie aż tak bardzo, naprawdę uważam ten czas za udany, mimo to chodziło mi bardziej o sytuacje, kiedy spotykaliśmy się z jego znajomymi. Wtedy mnie coś blokowało; jak napisałaś wcześniej; przed spontanicznym działaniem i mówieniem - i to jest moim największym problemem w tym przypadku. Mimo tego uważam, że i tak dałem sobie radę całkiem nieźle. Tu chodzi bardziej o trochę inne uczucie... Coś w stylu, że samym sobą i swoimi słowami nie chcę zrobić mu wstydu przed jego znajomymi. Ja nie potrafię osiągnąć konsensusu z samym sobą. Czasami to wygląda tak, jakbym dbał bardziej o czyjeś uczucia i dobre imię, niż o moje własne... Nie wiem dlaczego, ale mam takie podświadome uczucie że jak "bronię swojego", to prowadzi to jedynie do kłótni i krzywego patrzenia się na mnie "Matko, co za dziwak".
Cytat:Nie będę Ci pisać, że musisz próbować się przełamać, bo sama tak miałam i wiem jakie to trudne - jeśli w ogóle jest możliwe żeby samemu to zmienić.
W tym przypadku jestem rozdarty w następującym temacie; czy ja tak naprawdę mam zaniżoną samoocenę? Czy wprost przeciwnie; zawyżoną? Czy ja jestem "na tyle dumny" że oczekuję czegoś od ludzi, samemu nic nie dając?
Cytat:Często Cię zaczepiają...?
Nie, nie zdarza się to często, jednak mieszkam w takim patologicznym mieście że muszę być na to przygotowany, a im bardziej się nakręcam tym gorzej. Tęsknie za czasami; dajmy na to jeszcze dwa lata temu, kiedy nawet nie myślałem o takich pierdołach i miałem spokój ze wszystkim, nawet takie sytuacje mnie nie dotykały. Tu nie chodzi o samą istotę zaczepiania; tylko moje poczucie "bycia gorszym" w takiej sytuacji.
Swangoz poważniej myślę o tym, żeby od września zapisać się na sztuki walki. Może nauczyłbym się czegoś, a i moja pewność siebie trochę wzrosła. Sama istota mojej fobii jest bardzo dziwna... Są dni, w których czuję się przytłoczony; kiedy rozmyślam nad tym wszystkim, a są też dni wprost przeciwne, jak chociażby dzisiaj; czuję się jakbym znajdował się moim umysłem na "wyższym stopniu świadomości". To znaczy że czuję się trochę bardziej pewny siebie, nie rozmyślam nad tą fobią... Jednak wiem że te "dni fobiczne" powrócą.
Może jest to spowodowane faktem, że udało mi się w pewnej kwestii przełamać. W piątek w moim mieście była impreza plenerowa. Umówiłem się; więc zaplanowałem że pójdę. Lęk przed wszystkim zżerał mnie przez cały dzień - do czasu kiedy nie wyszedłem z domu. Potem spędziłem ten czas naprawdę dobrze, w ogóle nie rozmyślałem nad żadnymi lękami a do domu wróciłem zadowolony. Zauważyłem że im więcej śmiechu i radości w towarzystwie oraz przyjemnych sytuacji; to mój lęk znika. Działa to jak bateria, która naładowuje mnie pozytywnie na parę następnych dni, jednak wiem że po jakimś czasie zanika... A ja tego nie chcę, chcę mieć cały czas poczucie własnej wartości. Ale o to ciężko...
Kontynuuje terapię Richardsona; pomimo że nie robię tego regularnie, to i tak cieszę się z faktu że się nie zniechęciłem; i nie zamierzam.