12 Lip 2015, Nie 18:28, PID: 453682
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Lip 2015, Nie 18:37 przez Garrus.)
Witam ponownie. Cóż, wróciłem po tygodniowych wakacjach u przyjaciela. Pomimo tego że naprawdę uważam, że był to wspaniale spędzony czas, obserwowałem przez cały pobyt niektóre swoje reakcje.
Pierwsze co mogę powiedzieć, to usilne zastanawianie się nad tym, jak zrobić dobre wrażenia na znajomych mojego przyjaciela. Cały czas w mojej głowie panowało takie dziwne zjawisko, żeby zachowywać się tak, aby nie zrobić wstydu sobie i przy okazji mojemu przyjacielowi. Pomimo tego że nie robiłem nic dziwnego, naprawdę polubiłem jego ekipę, i myślę że oni mnie też, ponieważ mieliśmy parę fajnych akcji; to i tak w moim chorym mózgu pojawiają się głupie scenariusze, że "mogło być lepiej", "mogłem mówić więcej". Ogólnie rzecz biorąc, były także sytuacje gdy ktoś nie mógł przyjść, musiał szybciej iść, albo że byliśmy z kumplem sami, bo komuś się nie chciało do nas wpaść, ktoś inny w pracy itd. No i oczywiście, mój kochany mózg musi sobie dorobić mały scenariusz; " od przyszłego tygodnia będą spotykać się częściej, będę bawić się lepiej, bo to TY im przeszkadzałeś, nie pasujesz do nich, wtrąciłeś im się w towarzystwo!"
Ogólnie zauważyłem, że nie potrafię rozmawiać o rzeczach, o których czegoś nie wiem. Np. kiedy mój kolega rozmawiał ze swoim znajomym o czymś tam, lub o jakiś innych osobach, których ja nie znałem, nie potrafiłem wtrącić do rozmowy swoich 3 groszy. Mam kompletną pustkę, nie wiem co w tym czasie robić. Zauważyłem także, że brak mi "bieżącej", "ogólnej" wiedzy. Każdy coś na jakiś temat wie, a ja jak taki idiota pytam się "a co to", "a co to jest", czasami aż mi wstyd...
Nadal panowało we mnie to uczucie "byle by się nie ośmieszyć" - to jest naprawdę frustrujące. Nigdy przy nikim nie słucham na głos muzyki; nie wiem dlaczego, wstydzę się przed ludźmi pokazać tego czego słucham. Boję i wstydzę się krytyki i wyśmiania. I to coraz bardziej mnie dołuje.
Nadal nie potrafię stwierdzić swojego charakteru, uważam że zachowuje się jak głupek. Zawsze uważam, że charakter innych osób jest lepszy od mojego. Chociażby obserwując mojego przyjaciela - opanowany analityk, pomimo tego że też nie jest jakoś super ekstrawertyczny, zawsze potrafi wtrącić coś swojego. Ja uważam że jestem taką dziką osobą... Szybko mówię, śmieję się z byle pierdoły... Nie potrafię się zmienić ani zaakceptować.
Strasznie mnie denerwuje to, że często wstydzę się powiedzieć to co mam na myśli albo to co mi się nie podoba - znów strach przed głupimi minami, spojrzeniami czy krytyką...
Jeśli przypomnę sobie coś jeszcze, to dopiszę, ogólnie uważam wyjazd za udany, jednak mogę dostrzec wciąż wiele objawów mojej fobii. I dzięki wam faktycznie stwierdziłem że mam fobię społeczną. Przynajmniej wiem z czym mam do czynienia i wiem jak to obserwować.
Pierwsze co mogę powiedzieć, to usilne zastanawianie się nad tym, jak zrobić dobre wrażenia na znajomych mojego przyjaciela. Cały czas w mojej głowie panowało takie dziwne zjawisko, żeby zachowywać się tak, aby nie zrobić wstydu sobie i przy okazji mojemu przyjacielowi. Pomimo tego że nie robiłem nic dziwnego, naprawdę polubiłem jego ekipę, i myślę że oni mnie też, ponieważ mieliśmy parę fajnych akcji; to i tak w moim chorym mózgu pojawiają się głupie scenariusze, że "mogło być lepiej", "mogłem mówić więcej". Ogólnie rzecz biorąc, były także sytuacje gdy ktoś nie mógł przyjść, musiał szybciej iść, albo że byliśmy z kumplem sami, bo komuś się nie chciało do nas wpaść, ktoś inny w pracy itd. No i oczywiście, mój kochany mózg musi sobie dorobić mały scenariusz; " od przyszłego tygodnia będą spotykać się częściej, będę bawić się lepiej, bo to TY im przeszkadzałeś, nie pasujesz do nich, wtrąciłeś im się w towarzystwo!"
Ogólnie zauważyłem, że nie potrafię rozmawiać o rzeczach, o których czegoś nie wiem. Np. kiedy mój kolega rozmawiał ze swoim znajomym o czymś tam, lub o jakiś innych osobach, których ja nie znałem, nie potrafiłem wtrącić do rozmowy swoich 3 groszy. Mam kompletną pustkę, nie wiem co w tym czasie robić. Zauważyłem także, że brak mi "bieżącej", "ogólnej" wiedzy. Każdy coś na jakiś temat wie, a ja jak taki idiota pytam się "a co to", "a co to jest", czasami aż mi wstyd...
Nadal panowało we mnie to uczucie "byle by się nie ośmieszyć" - to jest naprawdę frustrujące. Nigdy przy nikim nie słucham na głos muzyki; nie wiem dlaczego, wstydzę się przed ludźmi pokazać tego czego słucham. Boję i wstydzę się krytyki i wyśmiania. I to coraz bardziej mnie dołuje.
Nadal nie potrafię stwierdzić swojego charakteru, uważam że zachowuje się jak głupek. Zawsze uważam, że charakter innych osób jest lepszy od mojego. Chociażby obserwując mojego przyjaciela - opanowany analityk, pomimo tego że też nie jest jakoś super ekstrawertyczny, zawsze potrafi wtrącić coś swojego. Ja uważam że jestem taką dziką osobą... Szybko mówię, śmieję się z byle pierdoły... Nie potrafię się zmienić ani zaakceptować.
Strasznie mnie denerwuje to, że często wstydzę się powiedzieć to co mam na myśli albo to co mi się nie podoba - znów strach przed głupimi minami, spojrzeniami czy krytyką...
Jeśli przypomnę sobie coś jeszcze, to dopiszę, ogólnie uważam wyjazd za udany, jednak mogę dostrzec wciąż wiele objawów mojej fobii. I dzięki wam faktycznie stwierdziłem że mam fobię społeczną. Przynajmniej wiem z czym mam do czynienia i wiem jak to obserwować.