14 Sty 2015, Śro 21:47, PID: 429862
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14 Sty 2015, Śro 22:05 przez tytomasz.)
no, dokładnie to chodzi także o samo kierowanie spojrzenia, nie centralnie w oczy nawet, tylko po prostu na twarz.
Bo oczy są zwierciadłem duszy. I choć brzmi to jak mistyczny banał, to prawda - w sensie naukowym oczy to przecież jakby widzialna część naszego mózgu, nic dziwnego, że są dla innych tak ważne, mają one ogromną siłę przekazu niewerbalnego, co niektórzy są nawet podobno w stanie wyczytać z nich esencję danego człowieka, choć czy jest w tym jakaś prawda, trudno stwierdzić. Też mam z tym wciąż pewien problem, kiedy jestem w kontakcie z drugim człowiekiem, niekiedy trudno jest mi spojrzeć mu prosto w oczy, mam wtedy wrażenie, że obnażam go z jego najskrytszej tajemnicy, jaką jest on sam. Ogarniam bardziej twarz, mimikę, ale nie centralnie oczy. Jedynie już w bardziej poufałych relacjach mam odwagę spojrzeć prosto w owe gałki. Nadal jednak nie mogę ogarnąć, dlaczego obawiam się swoich? Orientuje się ktoś, czy wśród innych zwierząt też mają miejsce takie ekscesy? Jak musi wyglądać najdziwniejsze z ludzkich szaleństw - nie rozpoznawać w innych bliźnich członka swojego gatunku?
Wiesz, co ? Nawet mi dzisiaj pomogła Twoja metoda, w sensie, że
poczułem się lepiej. Smile
Całkiem dobrze, ale zaznaczam, że to nie była strasznie stresująca sytuacja.
Tylko problem, w tym, że dalej mam na tyle spiętą twarz, że nie mogę się uśmiechnąć. Co chyba razem, może, jak przypuszczam, trochę nietypowo wyglądać.
Miło słyszeć, że dzieje się coś pozytywnego. :-) Niekoniecznie, możesz być przecież otwarty, ale nadal dosyć nieśmiały. Tu na razie chodzi przede wszystkim o to pierwsze. Otworzyć się to dopiero pierwszy etap, dalsza naprawa w swoim czasie. Ja już powoli zachodzę trochę dalej, staram się wykazywać inicjatywę, co jest szczególnie trudne po tylu latach nawyku unikania wszystkiego. Ogólnie wygląda to tak: krok do przodu, pół kroku do tyłu, 3/4 znowu do przodu, 1/3 do tyłu, itd. Na razie celem jest by się nie cofać w autoterapii.
Bo oczy są zwierciadłem duszy. I choć brzmi to jak mistyczny banał, to prawda - w sensie naukowym oczy to przecież jakby widzialna część naszego mózgu, nic dziwnego, że są dla innych tak ważne, mają one ogromną siłę przekazu niewerbalnego, co niektórzy są nawet podobno w stanie wyczytać z nich esencję danego człowieka, choć czy jest w tym jakaś prawda, trudno stwierdzić. Też mam z tym wciąż pewien problem, kiedy jestem w kontakcie z drugim człowiekiem, niekiedy trudno jest mi spojrzeć mu prosto w oczy, mam wtedy wrażenie, że obnażam go z jego najskrytszej tajemnicy, jaką jest on sam. Ogarniam bardziej twarz, mimikę, ale nie centralnie oczy. Jedynie już w bardziej poufałych relacjach mam odwagę spojrzeć prosto w owe gałki. Nadal jednak nie mogę ogarnąć, dlaczego obawiam się swoich? Orientuje się ktoś, czy wśród innych zwierząt też mają miejsce takie ekscesy? Jak musi wyglądać najdziwniejsze z ludzkich szaleństw - nie rozpoznawać w innych bliźnich członka swojego gatunku?
Wiesz, co ? Nawet mi dzisiaj pomogła Twoja metoda, w sensie, że
poczułem się lepiej. Smile
Całkiem dobrze, ale zaznaczam, że to nie była strasznie stresująca sytuacja.
Tylko problem, w tym, że dalej mam na tyle spiętą twarz, że nie mogę się uśmiechnąć. Co chyba razem, może, jak przypuszczam, trochę nietypowo wyglądać.
Miło słyszeć, że dzieje się coś pozytywnego. :-) Niekoniecznie, możesz być przecież otwarty, ale nadal dosyć nieśmiały. Tu na razie chodzi przede wszystkim o to pierwsze. Otworzyć się to dopiero pierwszy etap, dalsza naprawa w swoim czasie. Ja już powoli zachodzę trochę dalej, staram się wykazywać inicjatywę, co jest szczególnie trudne po tylu latach nawyku unikania wszystkiego. Ogólnie wygląda to tak: krok do przodu, pół kroku do tyłu, 3/4 znowu do przodu, 1/3 do tyłu, itd. Na razie celem jest by się nie cofać w autoterapii.