22 Mar 2019, Pią 17:59, PID: 786501
Witaj
Przede wszystkim nie ma za co przepraszać. To forum jest od tego, aby pisać o takich rzeczach i większość osób tutaj ma równie przykre historie. Nie zauważyłem tez, aby Twój post był jakoś gorzej napisany pod względem stylu niż większość tutejszych postów. Co do Twojego problemu, to mam kłopot. Moje doświadczenia są takie, że studiowałem dwa kierunki. Na pierwszym z nich miałem sytuacje zupełnie taką, jak Twoja. Ostatecznie zdobyłem paru kolegów ale nie chodziliśmy na imprezy i nie rozmawialiśmy o sprawach wykraczających poza naukę czy wzmianki o innych kolegach. Tak więc w tym środowisku trafiłem na ścianę. Na drugich studiach było inaczej ale trudno mi odpowiedzieć na pytanie, co robiłem inaczej, bo tam po prostu ludzie chętniej się do mnie odzywali. Nie wiem na czym polegał ten magiczny czynnik, który to spowodował. Może miało to związek z tym, że bardzo interesowałem się kierunkiem studiów i to było widać (byłem po dłuższej psychoterapii i miałem odwagę się zgłaszać na zajęciach). Ludzie zaczynali do mnie mówić o nauce a z czasem też i o innych sprawach. Gdy się trochę bardziej ośmieliłem, sam wymyśliłem parę sposobów na zaczęcie znajomości:
- pożyczyć od kogoś notatki lub pożyczyć komuś, kto potrzebuje,
- zapytywać ludzi, czy coś wiedzą o nowych wykładowcach (np. na początku semestru) lub o egzaminach,
- przychodzić wcześniej przed zajęciami (kiedy jest mało osób łatwiej się odważyć odezwać albo samemu zostać zagadniętym)
- chodzić na wszystkie zajęcia, także na wykłady jeśli są nieobowiązkowe (więcej okazji do zawarcia znajomości także dla tego, że jesteś w posiadaniu notatek z tego wykładu, którzy inni będą chcieli mieć).
Te pomysły mogą się wydawać głupie ale mnie pozwoliły zawrzeć więcej znajomości i to nie tylko zupełnie powierzchownych. Inna sprawa, że nie umiałem utrzymać tych znajomości, gdy skończyły się wspólne zajęcia ale Ty nie musisz popełniać tego błędu.
Przede wszystkim nie ma za co przepraszać. To forum jest od tego, aby pisać o takich rzeczach i większość osób tutaj ma równie przykre historie. Nie zauważyłem tez, aby Twój post był jakoś gorzej napisany pod względem stylu niż większość tutejszych postów. Co do Twojego problemu, to mam kłopot. Moje doświadczenia są takie, że studiowałem dwa kierunki. Na pierwszym z nich miałem sytuacje zupełnie taką, jak Twoja. Ostatecznie zdobyłem paru kolegów ale nie chodziliśmy na imprezy i nie rozmawialiśmy o sprawach wykraczających poza naukę czy wzmianki o innych kolegach. Tak więc w tym środowisku trafiłem na ścianę. Na drugich studiach było inaczej ale trudno mi odpowiedzieć na pytanie, co robiłem inaczej, bo tam po prostu ludzie chętniej się do mnie odzywali. Nie wiem na czym polegał ten magiczny czynnik, który to spowodował. Może miało to związek z tym, że bardzo interesowałem się kierunkiem studiów i to było widać (byłem po dłuższej psychoterapii i miałem odwagę się zgłaszać na zajęciach). Ludzie zaczynali do mnie mówić o nauce a z czasem też i o innych sprawach. Gdy się trochę bardziej ośmieliłem, sam wymyśliłem parę sposobów na zaczęcie znajomości:
- pożyczyć od kogoś notatki lub pożyczyć komuś, kto potrzebuje,
- zapytywać ludzi, czy coś wiedzą o nowych wykładowcach (np. na początku semestru) lub o egzaminach,
- przychodzić wcześniej przed zajęciami (kiedy jest mało osób łatwiej się odważyć odezwać albo samemu zostać zagadniętym)
- chodzić na wszystkie zajęcia, także na wykłady jeśli są nieobowiązkowe (więcej okazji do zawarcia znajomości także dla tego, że jesteś w posiadaniu notatek z tego wykładu, którzy inni będą chcieli mieć).
Te pomysły mogą się wydawać głupie ale mnie pozwoliły zawrzeć więcej znajomości i to nie tylko zupełnie powierzchownych. Inna sprawa, że nie umiałem utrzymać tych znajomości, gdy skończyły się wspólne zajęcia ale Ty nie musisz popełniać tego błędu.