25 Kwi 2018, Śro 10:42, PID: 743462
Z moich rąk zginęła niezliczona liczba płotek i okoni, w czasach gdy jeździłem z wujkiem na ryby. Przed świętami kilku karpiom ulżyłem też w cierpieniu. Babcia raz kiedyś namówiła mnie o pomoc w zabiciu kury, ale ostatecznie nie dałem rady zadać śmiertelnego ciosu. I to nie dlatego bo mi jej było szkoda - po prostu kura miała krótką szyję i bałem się, że jak się zamachnę to źle wceluję i odrąbię babci palce.
Nie widzę nic złego w zabijaniu zwierząt na mięso, o ile z góry jest takie ich przeznaczenie i robione jest to humanitarnie. Drażnią mnie raczej sytuacje jak, np. ktoś kupuje karpia na święta, niesie go w foliowej reklamówce do domu, potem rzuca do wanny i nie napuści wody (bo szkoda mu jej marnować), a następnie przez kilka(naście) godzin lamentuje, że nie ma kto zabić tych karpi, bo on nie da rady bo ma za dobre serce. A karpie przez ten czas jak tak lamentuje cierpią katusze.
W czasach gdy jeździłem z wujkiem na ryby widziałem też jak jego znajomi albo wrzucali ryby do wiadra i czekali cierpliwie aż zdechną, aby można było później je oskrobać z łusek. Albo też ucinali łby na żywca i potem te - już ucięte, ale nadal ruszające się łby ryb - dawali zjeść kotu. po+.
Nie widzę nic złego w zabijaniu zwierząt na mięso, o ile z góry jest takie ich przeznaczenie i robione jest to humanitarnie. Drażnią mnie raczej sytuacje jak, np. ktoś kupuje karpia na święta, niesie go w foliowej reklamówce do domu, potem rzuca do wanny i nie napuści wody (bo szkoda mu jej marnować), a następnie przez kilka(naście) godzin lamentuje, że nie ma kto zabić tych karpi, bo on nie da rady bo ma za dobre serce. A karpie przez ten czas jak tak lamentuje cierpią katusze.
W czasach gdy jeździłem z wujkiem na ryby widziałem też jak jego znajomi albo wrzucali ryby do wiadra i czekali cierpliwie aż zdechną, aby można było później je oskrobać z łusek. Albo też ucinali łby na żywca i potem te - już ucięte, ale nadal ruszające się łby ryb - dawali zjeść kotu. po+.