10 Gru 2017, Nie 17:04, PID: 720100
Poszedłem na studniówkę, i to nie sam, ale nie wspominam tej zabawy najlepiej. Na początku oczywiście zapierałem się rękami i nogami żeby tylko tam nie iść, nie miałem dziewczyny, żadnej nie miałem oczywiście odwagi zaprosić, z resztą która by mnie chciała Była co prawda koleżanka z mojej klasy co do której wiedziałem że nie ma pary, i byłem w niej nawet zauroczony delikatnie ale niemożliwym było przełamać lęk.
Inne dziewczyny z klasy jednak uparcie i bardzo mocno zachęcały mnie żebym poszedł, nawet sam, do tego stopnia im zależało że obiecały mi że znajdą mi partnerkę... ekhm. No dobra, miałem ich już dosyć to się zgodziłem dla świętego spokoju. Ostatecznie dały ciała bo termin studniówki się zbliżał, a one wciąż nie wywiązały się z obietnicy. W końcu ta koleżanka co wspominałem że byłem w niej zauroczony powiedziała mi że może zapytać swoją koleżankę i się zgodziła.
Ok, przewijamy kasetę w przód, jest styczeń, studniówka, lokal, poukrywane butelki wódki przed nauczycielami. Ja i moja studniówkowa partnerka, wokół koledzy z klasy. Rozmowa z nią tak bardzo mi się nie kleiła, tak strasznie było to wymuszone, sztuczne, nieszczere i słabe. Nawet alkohol nic w tej sprawie nie zmienił.
Przechodzimy na parkiet. Ja, fobik, kompletnie nie umiejący tańczyć, panika w oczach, kamery, mnóstwo ludzi. Próbuję coś się ruszać, po godzinie wydawało mi się że załapałem o co w tym chodzi, ale po minie partnerki i jej wzroku ślepo błądzącym dookoła mnie (nie patrzyła się na mnie, choć usiłowałem złapać kontakt wzrokowy), widziałem że żałowała że się ze mną zgodziła pójść. Oczywiście zachowywała pozę, ale w jej oczach było widać wszystko. Rozczarowanie, znudzenie.
Powracamy do stołu, późna godzina, walczę sam ze sobą hamując mdłości po alkoholu, chce mi się spać, chcę żeby to się już skończyło. Oczywiście koledzy nie oszczędzali mi złośliwych docinek od czasu do czasu. W końcu koniec, oschłe pożegnanie na koniec, wymuszone uśmiechy i wracam wiedząc że permanentnie z+.
Na drugi dzień sms od niej, "co z poprawinami". . No nie wypadało mi jakoś powiedzieć że nie, więc ok. Okazało się że tylko ja ubrałem znów garnitur, wszyscy byli w luźniejszych strojach i czułem się jak idiota. Było tańczenie w grupie, choć tańcem bym tego nie nazwał w swoim wykonaniu. To co mnie potwierdziło w przekonaniu że jestem beznadziejny to to, że pojechała dużo wcześniej do domu, nie zabawiła długo. Zostałem trochę jeszcze ocierając wewnętrzne łzy alkoholem. Pojechałem do domu, i uświadomiłem sobie ile pieniędzy straciłem, jak się bawiłem, i co zyskałem.
Jakiś czas później przyszły do mnie płytki z filmem i zdjęciami ze studniówki. Zdjęcia przejrzałem, na wszystkich wyglądałem jak przygłup. Filmu obejrzałem tylko kawałeczek. Tak, ten kawałeczek w którym zobaczyłem jak tańczę. Wyjąłem płytę z napędu, włożyłem do pudełka, pudełko głęboko zakopałem
Inne dziewczyny z klasy jednak uparcie i bardzo mocno zachęcały mnie żebym poszedł, nawet sam, do tego stopnia im zależało że obiecały mi że znajdą mi partnerkę... ekhm. No dobra, miałem ich już dosyć to się zgodziłem dla świętego spokoju. Ostatecznie dały ciała bo termin studniówki się zbliżał, a one wciąż nie wywiązały się z obietnicy. W końcu ta koleżanka co wspominałem że byłem w niej zauroczony powiedziała mi że może zapytać swoją koleżankę i się zgodziła.
Ok, przewijamy kasetę w przód, jest styczeń, studniówka, lokal, poukrywane butelki wódki przed nauczycielami. Ja i moja studniówkowa partnerka, wokół koledzy z klasy. Rozmowa z nią tak bardzo mi się nie kleiła, tak strasznie było to wymuszone, sztuczne, nieszczere i słabe. Nawet alkohol nic w tej sprawie nie zmienił.
Przechodzimy na parkiet. Ja, fobik, kompletnie nie umiejący tańczyć, panika w oczach, kamery, mnóstwo ludzi. Próbuję coś się ruszać, po godzinie wydawało mi się że załapałem o co w tym chodzi, ale po minie partnerki i jej wzroku ślepo błądzącym dookoła mnie (nie patrzyła się na mnie, choć usiłowałem złapać kontakt wzrokowy), widziałem że żałowała że się ze mną zgodziła pójść. Oczywiście zachowywała pozę, ale w jej oczach było widać wszystko. Rozczarowanie, znudzenie.
Powracamy do stołu, późna godzina, walczę sam ze sobą hamując mdłości po alkoholu, chce mi się spać, chcę żeby to się już skończyło. Oczywiście koledzy nie oszczędzali mi złośliwych docinek od czasu do czasu. W końcu koniec, oschłe pożegnanie na koniec, wymuszone uśmiechy i wracam wiedząc że permanentnie z+.
Na drugi dzień sms od niej, "co z poprawinami". . No nie wypadało mi jakoś powiedzieć że nie, więc ok. Okazało się że tylko ja ubrałem znów garnitur, wszyscy byli w luźniejszych strojach i czułem się jak idiota. Było tańczenie w grupie, choć tańcem bym tego nie nazwał w swoim wykonaniu. To co mnie potwierdziło w przekonaniu że jestem beznadziejny to to, że pojechała dużo wcześniej do domu, nie zabawiła długo. Zostałem trochę jeszcze ocierając wewnętrzne łzy alkoholem. Pojechałem do domu, i uświadomiłem sobie ile pieniędzy straciłem, jak się bawiłem, i co zyskałem.
Jakiś czas później przyszły do mnie płytki z filmem i zdjęciami ze studniówki. Zdjęcia przejrzałem, na wszystkich wyglądałem jak przygłup. Filmu obejrzałem tylko kawałeczek. Tak, ten kawałeczek w którym zobaczyłem jak tańczę. Wyjąłem płytę z napędu, włożyłem do pudełka, pudełko głęboko zakopałem