22 Lut 2016, Pon 17:55, PID: 517308
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Lut 2016, Pon 17:56 przez Anitax.)
Podpisuję się pod tym co pisze autor wątku, też unikam ludzi, na szczęście dwa tygodnie temu zaczełam terapię Richardsa i juz sa pierwsze efekty, ale na razie nie codziennie czuję sie silna. Ilośc złych mysli jest ograniczona, trenuję olewkę co do tego złego co słysze w głowie. Nadal nie patrzę nikomu w oczy, chyba że mi sie podoba to jakoś wtedy znajduję siłę.
Natomiast co do szybkiego zniechęcania; ostatnio przeczytałam, ze to wina tego niedowartościowania, które nas wszystkich charakteryzuje; wolimy coś porzucić, nie dokończyć, odłożyć na ostatnią chwilę, niż zmierzyć się z efektem jaki moglibyśmy uzyskać. Bardzo boimy się, że kiedy damy 100% to moze sie okazać za mało, więc podświadomie robimy wszystko by tego uniknąć; sabotujemy własne działania, wolimy uchodzić za lenia niż nieudacznika (czego przecież nie wiemy, bo nie pozwalamy sobie na dokończenie zadania, na sukces)
Ktoś nam kiedyś wmówił, że nie damy rady i teraz sami tak myślimy. Warto "usłyszeć" kto to mówi w naszej głowie; może rodzice albo głos kogoś z rodziny, znajomych ze szkoły, może to głos wrednego nauczyciela, itd.
Jesli zlokalizujemy ten głos, łatwiej go nie słuchać lub można go wyśmiać, powiedzieć, żeby sie pier... bo to co do nas mówi to nie jest racjonalny argument, tylko echo naszych złych doświadczeń z daną osobą. Prawdopodbnie poza tym kimś złym, ze 20 osób mówiło Ci że dasz radę, ale niestety nasz mózg zapamiętał tylko te najgorsze doświadczenia i nadal nimi się kieruje.
Osobiście uważam, że fobik ma po prostu większą podatność na traumy, więc powinien jak najwięcej mówić do siebie pozytywnie, być tak jakby rodzicem dla dziecka - to wewnętrzne dziecko się boi, a nie dorosły już człowiek. Tak sobie własnie radzę na co dzień, "głaskam' się po głowie, mówię do siebie 5-cio letniej i staram uspokoić. Nie nabijam się, gdy coś nie pójdzie, traktuję jakbym była własną córką. To dosyć pomaga, wodze małą smutną dziewczynkę, która mogłaby być całkiem inna dzisiaj, mogłaby się więcej uśmiechać. Bardzo często żałuję, że nie mogę zobaczyć siebie z zewnątrz. Pewnie byłabym zachwycona tym że jestem delikatna i wrażliwa, miałabym dla siebie mnóstwo rad jak być szczęsliwszą. Nagrywanie filmików ze sobą troche pomaga, wiem juz jak wygladam (sukces!), ale nie są to życiowe sytuacje więc powiedzmy że nie do końca się to sprawdza, przed kamerą jestem nienaturalna.
Za mną dużo czasu straconego, ale staram się iśc w jaśniejszą stronę, choć to ciągła codzienna walka. Dobrze, że jesteście na forum, można tu liczyc na zrozumienie jakiego nie uświadczysz w realnym życiu.
Natomiast co do szybkiego zniechęcania; ostatnio przeczytałam, ze to wina tego niedowartościowania, które nas wszystkich charakteryzuje; wolimy coś porzucić, nie dokończyć, odłożyć na ostatnią chwilę, niż zmierzyć się z efektem jaki moglibyśmy uzyskać. Bardzo boimy się, że kiedy damy 100% to moze sie okazać za mało, więc podświadomie robimy wszystko by tego uniknąć; sabotujemy własne działania, wolimy uchodzić za lenia niż nieudacznika (czego przecież nie wiemy, bo nie pozwalamy sobie na dokończenie zadania, na sukces)
Ktoś nam kiedyś wmówił, że nie damy rady i teraz sami tak myślimy. Warto "usłyszeć" kto to mówi w naszej głowie; może rodzice albo głos kogoś z rodziny, znajomych ze szkoły, może to głos wrednego nauczyciela, itd.
Jesli zlokalizujemy ten głos, łatwiej go nie słuchać lub można go wyśmiać, powiedzieć, żeby sie pier... bo to co do nas mówi to nie jest racjonalny argument, tylko echo naszych złych doświadczeń z daną osobą. Prawdopodbnie poza tym kimś złym, ze 20 osób mówiło Ci że dasz radę, ale niestety nasz mózg zapamiętał tylko te najgorsze doświadczenia i nadal nimi się kieruje.
Osobiście uważam, że fobik ma po prostu większą podatność na traumy, więc powinien jak najwięcej mówić do siebie pozytywnie, być tak jakby rodzicem dla dziecka - to wewnętrzne dziecko się boi, a nie dorosły już człowiek. Tak sobie własnie radzę na co dzień, "głaskam' się po głowie, mówię do siebie 5-cio letniej i staram uspokoić. Nie nabijam się, gdy coś nie pójdzie, traktuję jakbym była własną córką. To dosyć pomaga, wodze małą smutną dziewczynkę, która mogłaby być całkiem inna dzisiaj, mogłaby się więcej uśmiechać. Bardzo często żałuję, że nie mogę zobaczyć siebie z zewnątrz. Pewnie byłabym zachwycona tym że jestem delikatna i wrażliwa, miałabym dla siebie mnóstwo rad jak być szczęsliwszą. Nagrywanie filmików ze sobą troche pomaga, wiem juz jak wygladam (sukces!), ale nie są to życiowe sytuacje więc powiedzmy że nie do końca się to sprawdza, przed kamerą jestem nienaturalna.
Za mną dużo czasu straconego, ale staram się iśc w jaśniejszą stronę, choć to ciągła codzienna walka. Dobrze, że jesteście na forum, można tu liczyc na zrozumienie jakiego nie uświadczysz w realnym życiu.