25 Paź 2012, Czw 10:06, PID: 322365
Szukałem ostatnio czegoś podobnego do moich objawów w necie, ale nie wiem czy jest taka "jednostka chorobowa" skupiająca w sobie takie cechy jak niechęć do obowiązków, niechęć do ludzi, pustka emocjonalna, skłonność do agresji werbalnej, brak dbałości o wygląd zewnętrzny, lęki egzystencjalne... Nie wiem co jeszcze, ale to się nie układa w jakiś jeden obraz i to mi się nie podoba. Siedzę właśnie w pracy i normalnie masakra. Klienci albo natrętni albo nokautują swoją głupotą i ciągłą potrzebą "niańczenia". Klient przekraczając próg sklepu zdaje się kompletnie wyłączać myślenie licząc, że odtąd ty będziesz za niego myślał. Koszmar. Jest zresztą pewna specyficzna grupa klientów, o której w trochę innym kontekście pisał ostatnio pan Profesor Mikołejko. Jak tu siedzę i obserwuję ludzi to jest tak jak on pisze. wy+ wózek albo bachor już stąpający po ziemi i "mamuśka" kompletnie ignorująca jego krzyki, wrzaski i braki w wychowaniu. Matka Polka najważniejsza, "święta krowa", a jej bachor nietykalny. Oczywiście zwróć uwagę takiemu rozbrykanemu gnojowi, to się nasłuchasz od Matki Polki, jaki to ty jesteś bezczelny. A we łbie tylko M jak miłości i inne Klany, kosmetyki, ciuchy i... bachory, bo często zmuszony jestem słuchać rozmów między "wózkowymi". Jeżeli kogoś uraziłem to przepraszam, ale tak właśnie to widzę, oczywiście nie uogólniam, bo są wyjątki i to zapewne sporo. Nie znoszę bachorów i cieszę się, że ich nie mam. Nieważne. Dopiero w pół do jedenastej a ja muszę kiblować do 17. I wiem, że to problem, ponieważ dla tzw. normalnych ludzi to żaden problem i podchodzą do tego albo z entuzjazmem albo z obojętnością, a mnie na myśl o tych 8 godzinach chce się wymiotować z bezsilności i poczucia beznadziei. Ktoś mądry oczywiście zaraz powie, ciesz się, że masz co do gara włożyć i że w ogóle masz pracę, ale ja takich argumentów po prostu nie kupuję. W dodatku żyję z dnia na dzień, nie potrafię myśleć perspektywicznie, trochę ze strachu, bo przeraża mnie co będzie jak dziadków zabraknie, a ojciec jest jaki jest, reszta mojej rodziny też żadna rewelacja... Mam jeszcze niedobrą cechę poza wyżej wymienionymi: nie potrafię niczego skończyć, brak mi wytwałości, zapalam się na początku, a pod koniec zawsze "wysiadam". Dobrze, że czasem znajdzie się ktoś życzliwy, kto mnie swoim "autorytetem" czasem "doholuje" do mety, ale zawsze są z tym problemy. Co jeszcze? We wtorek mam tzw. egzamin dyplomowy, czyli popularną obronę. Oczywiście uczenie staram się odkładać tak długo jak to możliwe, ale z drugiej strony trochę się boję... I tearz odkryłem, że jeden przypis w pracy nie jest prawidłowo zrobiony oraz że po obronie wykryją w pracy jakieś nieprawidłowości. Może to i nonsens, ale boję się tego i przeradza się to już w natręctwo myślowe. No cóż, będzie się czym zadręczać w najbliższym czasie. Kończę już. Musiałem się z kimś tym podzielić, bo na co dzień nie jestem rozumiany