01 Wrz 2012, Sob 11:09, PID: 314517
No witajcie :-) . Dzięki Supernova za rady i parę miłych słów. Co do terapii, to nieraz o tym myślałem, ale jakoś nigdy nie mogłem się zdecydować, zresztą na co ja się w życiu umiem zdecydować . Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić siebie w rozmowie z psychologiem. Na razie chcę spróbować sam jakoś sobie z tym wszystkim poradzić.
Widzisz, najgorsze jest właśnie to życie iluzjami. Odkąd skończyłem 13 lat życie zaczęło mi się wydawać lepsze, łatwiejsze, bo przestałem się przejmować, zacząłem się buntować, jednym słowem zacząłem po prostu unikać. Chyba dość niedawno zdałem sobie z tego tak na prawdę sprawę. Ucieczka jest dobrym rozwiązaniem tylko na krótką metę, potem zawsze przynosi więcej problemów i cierpień. Pisałem że już w gimnazjum czułem, że podobam się dziewczynom, myślałem więc że przynajmniej w tej dziedzinie życia jak uczucia, związki nie będę miał problemów, przyszłość okazała się jednak inna. Nic w życiu nie przychodzi łatwo, nie ma złudzeń.
Iluzje jednak działają też w drugą stronę, w liceum trochę za łatwo dałem sobie wmówić jaki jestem głupi i beznadziejny, co przecież nie było prawdą. Miałem gorsze stopnie niż większość kolegów i koleżanek z klasy, ale oni wcale tacy mądrzejsi ode mnie nie byli. W dużej mierze ich lepsze oceny były wynikiem ich chodzenia na "korki", na które nie stać było moich rodziców. Klasa biol-chem równa się wiadomo sami dzieci lekarzy itp. W dodatku po kilku latach dowiedziałem się że jedna z nauczycielek, która mocna zalazła mi za skórę wpadła na dawaniu na klasówkach rzeczy, których głównie uczyła tylko na prywatnych korepetycjach. W ogóle dobrych parę przekrętów było w tej szkole, które wyszły po latach. Ot taka sprawiedliwość na tym świecie. Oczywiście moje stopnie itd. były też moją winą, ale to już kwestia błędnego koła, jak się pomimo starań zawali parę klasówek, człowiek macha ręką i stwierdza: "a w d...pie mam tę szkołę", w ogóle przestaje się przykładać.
Na studiach było odwrotnie. Prywatna uczelnia, to prawie że za samą obecność cię przepuszczają. Ale też z drugiej strony 5 na dyplomie miałem, a moja Pani Promotor po obronie osobiście mi pogratulowała bardzo dobrej pracy licencjackiej, koledzy ze studiów często pytali mnie co ja tu w ogóle robię, z moją inteligencją powinien kończyć jakieś dobre studia na państwowej uczelni itd., więc chyba aż taki głupi nie jestem .
Co do tego, że inni w moim wieku też się boją przyszłości, dorosłości itd. to jednak dostrzegam różnicę między mną a innymi. Doświadczeniem życiowym przegrywam z wieloma 18-latkami, którzy już mają pierwsze doświadczenia zawodowe, robią prawo jazdy, zawierają pierwsze związki, nawet pierwsze doświadczenia seksualne mają za sobą. A tym czasem ja nie licząc tytułu licencjata żyje jak najwyżej 16-latek. Nie mam zamiaru niczego zakładać, żeby na szybko zmieniać swoje życie, ale chcę się w końcu ruszyć. Dobre kilka lat zmarnowałem (zwłaszcza 2 ostatnie), a nie chcę skończyć jako samotny 30-letni prawiczek, który nigdy nie pracował. Ogólnie to chcę ruszyć się do przodu małymi kroczkami, stając się więcej już nie cofać. W sumie to nawet nie boję negatywnych doświadczeniem, bo już teraz moje życie nie bardzo mi się podoba. Niezbyt przyjemne pierwsze doświadczenie z pracą? przynajmniej mam co wpisać do CV, miałem w końcu dziewczynę, ale odeszła? przynajmniej jakieś pierwsze doświadczenie w tym zdobyłem itd. itd. I tak aby do przodu, próbować coś działać. Nie umiem sobie tylko siebie wyobrazić za jakieś 10 lat, normalnie nie mam pojęcia co wtedy będzie... dlatego na razie wolę sobie tego w ogóle nie wyobrażać :-D
Widzisz, najgorsze jest właśnie to życie iluzjami. Odkąd skończyłem 13 lat życie zaczęło mi się wydawać lepsze, łatwiejsze, bo przestałem się przejmować, zacząłem się buntować, jednym słowem zacząłem po prostu unikać. Chyba dość niedawno zdałem sobie z tego tak na prawdę sprawę. Ucieczka jest dobrym rozwiązaniem tylko na krótką metę, potem zawsze przynosi więcej problemów i cierpień. Pisałem że już w gimnazjum czułem, że podobam się dziewczynom, myślałem więc że przynajmniej w tej dziedzinie życia jak uczucia, związki nie będę miał problemów, przyszłość okazała się jednak inna. Nic w życiu nie przychodzi łatwo, nie ma złudzeń.
Iluzje jednak działają też w drugą stronę, w liceum trochę za łatwo dałem sobie wmówić jaki jestem głupi i beznadziejny, co przecież nie było prawdą. Miałem gorsze stopnie niż większość kolegów i koleżanek z klasy, ale oni wcale tacy mądrzejsi ode mnie nie byli. W dużej mierze ich lepsze oceny były wynikiem ich chodzenia na "korki", na które nie stać było moich rodziców. Klasa biol-chem równa się wiadomo sami dzieci lekarzy itp. W dodatku po kilku latach dowiedziałem się że jedna z nauczycielek, która mocna zalazła mi za skórę wpadła na dawaniu na klasówkach rzeczy, których głównie uczyła tylko na prywatnych korepetycjach. W ogóle dobrych parę przekrętów było w tej szkole, które wyszły po latach. Ot taka sprawiedliwość na tym świecie. Oczywiście moje stopnie itd. były też moją winą, ale to już kwestia błędnego koła, jak się pomimo starań zawali parę klasówek, człowiek macha ręką i stwierdza: "a w d...pie mam tę szkołę", w ogóle przestaje się przykładać.
Na studiach było odwrotnie. Prywatna uczelnia, to prawie że za samą obecność cię przepuszczają. Ale też z drugiej strony 5 na dyplomie miałem, a moja Pani Promotor po obronie osobiście mi pogratulowała bardzo dobrej pracy licencjackiej, koledzy ze studiów często pytali mnie co ja tu w ogóle robię, z moją inteligencją powinien kończyć jakieś dobre studia na państwowej uczelni itd., więc chyba aż taki głupi nie jestem .
Co do tego, że inni w moim wieku też się boją przyszłości, dorosłości itd. to jednak dostrzegam różnicę między mną a innymi. Doświadczeniem życiowym przegrywam z wieloma 18-latkami, którzy już mają pierwsze doświadczenia zawodowe, robią prawo jazdy, zawierają pierwsze związki, nawet pierwsze doświadczenia seksualne mają za sobą. A tym czasem ja nie licząc tytułu licencjata żyje jak najwyżej 16-latek. Nie mam zamiaru niczego zakładać, żeby na szybko zmieniać swoje życie, ale chcę się w końcu ruszyć. Dobre kilka lat zmarnowałem (zwłaszcza 2 ostatnie), a nie chcę skończyć jako samotny 30-letni prawiczek, który nigdy nie pracował. Ogólnie to chcę ruszyć się do przodu małymi kroczkami, stając się więcej już nie cofać. W sumie to nawet nie boję negatywnych doświadczeniem, bo już teraz moje życie nie bardzo mi się podoba. Niezbyt przyjemne pierwsze doświadczenie z pracą? przynajmniej mam co wpisać do CV, miałem w końcu dziewczynę, ale odeszła? przynajmniej jakieś pierwsze doświadczenie w tym zdobyłem itd. itd. I tak aby do przodu, próbować coś działać. Nie umiem sobie tylko siebie wyobrazić za jakieś 10 lat, normalnie nie mam pojęcia co wtedy będzie... dlatego na razie wolę sobie tego w ogóle nie wyobrażać :-D