PhobiaSocialis.pl
Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Działy tematyczne (https://www.phobiasocialis.pl/forum-9.html)
+--- Dział: Osobowość unikająca (https://www.phobiasocialis.pl/forum-39.html)
+--- Wątek: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą (/thread-7877.html)



Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - OutSider - 31 Sie 2012

Witam wszystkich, mam prawie 24 lata, nigdy nie pracowałem, jest prawiczkiem, w ogóle nigdy nie miałem dziewczyny, więc jeszcze nawet się tak na poważnie nie całowałem. W moim życiu różnie bywało, raz lepiej, raz gorzej, ale przede wszystkim zawsze czułem że jestem jakiś inny od reszty ludzi. Trudno było mi to określić, niby nie jestem jakoś przesadnie nieśmiały, brzydki nie jestem (chociaż piękny raczej też nie :Stan - Uśmiecha się - LOL: ), wielu twierdzi że jestem inteligentny. Mimo to zawsze miałem jakieś problemy w relacjach z ludźmi, podejmowaniu życiowych decyzji, itd.
Ale po kolei:
Zacznę od tego że już jako dziecko byłem wyjątkowo spięty, wiecznie zestresowany, martwiący się o wszystko. Byle głupota jak jakaś praca na plastykę, czy trudniejsza klasówka powodowała, że czułem iż sobie nie poradzę, czułem że nie wiem "co teraz będzie", "co robić itd". Od zawsze nie wierzyłem w siebie. Już mając 5-6 lat bałem się, że nigdy nie nauczę się czytać, wiązać sznurówki, jeździć na rowerze itd. Za każdym razem okazywało się to bzdurą, byłem bardzo pojętnym dzieckiem, już w zerówce nauczyłem się dobrze pisać, czytać, już znałem się dobrze na zegarku, umiałem dodawać, odejmować, nawet sporą część tabliczki mnożenia już znałem. Jak tylko poszedłem do szkoły od początku miałem bardzo dobre oceny itd. Kolegów jako takich miałem, ale ogólnie w szkolnym towarzystwie nie czułem się najlepiej, zawsze znalazł się ktoś kto potrafił zatruć mi życie, należałem do tych pierwszych z których się nabijają, dokuczają itd. Do tego byłem beznadziejny na WF-ie co było mocno dobijające :Stan - Niezadowolony - Smuci się: .
Wszystko się trochę pozmieniało od 4-tej klasy, gdzie poznałem nowych kolegów (połowa innej klasy dołączyła do mojej) w tym mojego najlepszego kumpla, z którym mam kontakt do dziś :-D . Nadal jednak miałem swoje "problemy".
Zdecydowana zmiana na lepsze pojawiła się, gdy poszedłem do gimnazjum. Co prawda na początku parę razy w mordę się dostało, ale jakoś tak po pierwszych paru miesiącach było już spoko. Tzw. ananasy z mojej klasy bardziej wyżywały się na nauczycielach niż na kolegach :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: , czasem nawet było całkiem zabawnie jak ktoś np. przyniósł żywe traszki do szkoły i straszył nimi dziewczyny, albo paczkę prezerwatyw i graliśmy nimi w siatkówce (po nadmuchaniu oczywiście :Stan - Uśmiecha się - LOL: ). Stopnie miałem ciut gorsze niż w podstawówce, ale i tak całkiem niezłe (5-tki i 4-tki), do tego mocno podciągnąłem się na WF-ie, tzn. nauczyłem się b. dobrze bronić na bramce (wiadomo lekcja WF-u w Polsce to głównie piłka nożna), dużo ćwiczyłem z kolegami na osiedlu, a nawet w domu sobie odbijałem piłkę tenisową, żeby poprawić refleks. Okres dojrzewania wpłynął na mnie pozytywnie, bardziej "wyluzowałem", nie przejmowałem się tak wszystkim, olewałem każdy gorszy stopień, nie przejmowałem się opiniami innych ludzi itp. Moja samoocena poszła w górę, pamiętam jak kiedyś kręcąc kanałami trafiłem na scenę w jakimś filmie, gdzie ścigały się dwie dziewczyny, jedna z nich podeszła do tego dość niechętnie tzn. stwierdziła że "pewnie i tak przegra", ale ostatecznie to ona wygrała. Tak sobie pomyślałem, że kiedyś też miałem takie podejście do wszystkiego. Teraz na miejscu dziewczyny podszedłbym do wyścigu że na pewno to JA wygram :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: . Poza podniesieniem samooceny stałem się też mniej nieśmiały, teraz już tak nie pietrałem gdy miałem coś załatwić np. u jakiegoś nauczyciela. Wypracowałem sobie metodę "najpierw mów potem myśl". Czyli jeśli już wiem co mam powiedzieć (bo wcześniej to przemyślałem), to po prostu podchodzę do osoby i od razu to mówię (bez zastanawiania się, które tak mocno blokuje). Na domiar dobrego zdałem sobie sprawę, że całkiem podobam się dziewczynom. Z początku sam nie wiedziałem czy tak jest, czy laski sobie ze mnie robią jaja, ale jak dostałem kilka walentynek na 14 lutego, i w ogóle liczba dziewczyn którym się podobno podobam wzrosła z jakiś tam dwóch koleżanek do dobrych "kilku" to już zaczęło mi się podobać :-D. Na razie nie ciągnęło mnie jednak, żeby mieć dziewczynę, wolałem te sprawy odłożyć na przyszłość.
Nie wszystko jednak w tamtym okresie życia było takie różowe. Miałem swój pewien "problem" polegający na tym że bardzo dużo opuszczałem w szkole. Nie ze względu na jakąś fobię szkolną czy coś, tylko po prostu tak nienawidziłem rutyny, że wciąż mnie kusiło żeby od niej uciekać. Głównie polega to na symulowaniu chorób, w czym stałem się niezłym mistrzem, nawet lekarzy udawało mi się robić w konia :Stan - Uśmiecha się - LOL: . Wtedy myślałem że to taki mój okres buntu, nie zdawałem sobie sprawy z bardziej prawdziwej przyczyny moich działań.
Po gimnazjum przyszedł czas na pójście do liceum, i to była jakaś masakra :-( . Klasa trafiła mi się pełna jakiś snobów, szpanerów, z którymi nawet pogadać się nie dało. Nauczyciele niemal sami psychopaci. W efekcie czułem się tam jak w piekle, ciągły stres, poczucie bezsensu i bezsilności. Najgorsze że straciłem wszystko co wcześniej dawało mi nadzieję. Stopnie miałem bardzo słabe pierwszy raz w życiu, dziewczynom nagle w ogóle przestałem się podobać, wręcz wyśmiewały się ze mnie na moich oczach. Samoocena spadła mi do zera, czułem się beznadziejny, głupi i w ogóle szkoda gadać. Znowu stałem się nieśmiały i zamknięty w sobie, znów popadłem w swój "nałóg" ciągłego opuszczania lekcji i w ogóle unikania wszystkiego. Była taka jedna dziewczyna, która na początku mnie lubiła, nawet odnosiłem wrażenie się jej podobam (mnie też się ona podobała). Ale nie miałem odwagi zrobić żadnego kroku na przód. Do tego po jakimś czasie dziewczyna zaczęła zachowywać się dosyć dziwnie, w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać, a nawet dawała mi do zrozumienia że mnie nie lubi, jakby miała do mnie jakiś żal, czy nie nie wiadomo co... Ogólnie o okresie liceum wolałbym zapomnieć całkowicie. Maturę zdałem przywozicie, nawet obyło się bez większego stresu, chyba dla tego, że tak się cieszyłem z skończenia liceum, że matura to już wydał mi się pikuś :Stan - Uśmiecha się - LOL: .
No i przyszedł czas na studia, oczywiście ja, jak to ja nie miałem pojęcia co chce robić w życiu, poszedłem na jakieś pierwsze lepsze zaoczne, na prywatnej uczelni w moim mieście, gdzie nie było znaczenia że miałem słabe stopnie na świadectwie itd. Jednak muszę przyznać, że na tych studiach wyraźnie odżyłem, ludzie byli w porządku i studenci i profesorowie, było łatwiej o dobre wyniki, i co tu dużo mówić w liceum o każdą tróję trzeba było walczyć, a tu niemal same piątki :-) . Znowu jak kiedyś poczułem się inteligentny, zwłaszcza, że wszyscy patrzyli na mnie jak na tego "najmądrzejszego". Ogólnie to stałem się gościem, który może wszystko załatwić, czy referat czy coś. Ludzie chętnie zwracali się do mnie o pomoc, potrafili się odwdzięczyć np. stawiając piwo itd. Z niemal każdym w grupie miałem dobry kontakt, i z kolegami i koleżankami. W telefonie miałem tyle znajomych, którzy tak często do mnie dzwonili, że w usłudze Era bonus nabili mi chyba z 70 darmowych minut :Stan - Uśmiecha się - LOL: . Uczelnia to chyba jedyne miejsce jakie pamiętam, do którego szedłem nie tylko bez wielkiego stresu, ale wręcz z przyjemnością. Ten okres miał też jedna zaletę: dużo wolności, której tak brakowało mi w liceum, tzn. do szkoły szło się tylko 2 dni co 2 tygodnie, reszta życia wolna. Pomimo że w tym okresie życia czułem się wyraźnie lepiej i podniosła się moja samoocena, nadal miałem problem, z tym żeby jakoś "ogarnąć" swoje życie. Nie mogłem się przełamać żeby pójść do pracy, chociaż mogłem ze względu na studia zaoczne. Życie prywatne? Była jedna fajna dziewczyna w grupie, w której trochę się podkochiwałem. Ona też wyraźnie mnie lubiła. Niestety miała chłopaka, więc do niej nie startowałem. Potem jednak dość niespodziewanie chłopak ją rzucił, choć byli razem dobre kilka lat. Wolna dziewczyna wysyłała do mnie "sygnały" wręcz aż nazbyt jasne, a ja co? jak zawsze brak zdecydowania...
I tak skończyło się 3 lata studiów, zrobiło się licencjat i życie jakby stanęło. Minęło od tamtego okresu już 2 lata, a ja nadal nie mogę zdecydować się na pójście do pracy, ani wejść w żaden związek. W ogóle jakoś odizolowałem się od społeczeństwa. Jakieś parę miesięcy temu zdałem sobie sprawę jak puste jest moje życie, przeżyłem to dosyć mocno, płakałem parę nocy (co u mnie niespotykane praktycznie od 13 roku życia), nawet myśli samobójcze miałem. Po kliku dniach dół mi trochę przeszedł, zacząłem myśleć bardziej racjonalnie, podjąłem kilka decyzji. Szukałem trochę na necie informacji co może być ze mną nie tak. Trafiłem na to forum, początkowo myślałem że może mam fobię społeczną, ale to nie było to... Wpadło mi pojęcie "osobowość unikająca", i jak trochę o tym poczytałem doszedłem do wniosku że tu jest pies pogrzebany. To moje wiecznie uciekanie, unikanie obowiązków, niezdecydowania, wieczny stres, strach bez zobowiązaniami, wchodzeniem w związki itd. wypisz wymaluj ja. Przez te parę miesięcy postanowiłem sobie parę rzeczy, mam zamiar na jesieni wrócić na studia celem zrobienia magistra, chcę też jednocześnie w końcu pójść do jakieś roboty, co niedawno prawie mi się udało, ale po 3 dniach stwierdziłem że nie nadaję się na telemarketera :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: . I tak w sumie byłem z siebie trochę dumny, patrząc ile osób zwiało po pierwszym dniu :Stan - Uśmiecha się - LOL: . Jak ogarnę trochę swoje życie i psychikę to może w końcu i dziewczynę sobie znajdę. Eh latka lecą, jeszcze tak niedawno miałem 19 lat, a tu 24 zbliża się nieubłaganie. Fajnie że w końcu postanowiłem "dorosnąć", ale przyznam że trochę boję się tego życia. Nie wiem co zrobię jak w ciągu 2-3 lat nic się w moim życiu nie zmieni... Nie mam zamiaru się poddawać, ale czy dam radę to już sam nie wiem :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: . Ale no cóż.. spróbuję.
Sorry że tak się rozpisałem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ale czułem że muszę to wszystko z siebie wyrzucić. Chyba z miesiąc zwlekałem żeby założyć konto na tym forum. Mam nadzieję, że to chociaż trochę pomoże znaleźć mi motywację do działania. W końcu ludzie z problemami powinni trzymać się razem, prawda? Pozdrawiam i witam jednocześnie wszystkich forumowiczów, bo w sumie mój pierwszy post tutaj :-D


Re: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - supernova - 31 Sie 2012

Hej OutSider, witam i pozdrawiam :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Piąteczka, ja też płynnie czytałam pod koniec przedszkola, to był chyba pierwszy i ostatni raz, kiedy mogłam być z siebie naprawdę dumna (chociaż, szczerze powiedziawszy, wydaje mi się, że większość dzieci w tym wieku mogłaby się nauczyć, gdyby miała ku temu okazję i zapał do nauki - ja miałam - wkurzało mnie strasznie, że nie mogę sobie czytać bajeczek sama) :Stan - Uśmiecha się:

W niektórych momentach miałam zresztą podobnie jak Ty: w LO moja samoocena była drastycznie niska (albo po prostu zaczęłam być tego bardziej świadoma), na studiach, których tak bardzo się obawiałam, podskoczyła w górę, ale im bliżej było końca, tym wyraźniej widziałam, że była to całkiem niezła iluzja, którą wykreowałam sobie razem z pomocą życzliwych znajomych, kopiących mnie nieustannie w tyłek, kiedy sama nie miałam siły nic robić z powodu moich przeokropnych dołów (choć nie powiem, doświadczenia zebrane dzięki tej iluzji na pewno teraz procentują). Koniec studiów był dla mnie równoznaczny z końcem mojego życia. Na jakiś czas (dość długi, dla mnie wieczność) popadłam w marazm, uważałam że już nigdy nic dobrego mnie nie spotka. Teraz chce mi się z tego śmiać - nie twierdzę, że mam wiele powodów do zadowolenia, ale i tak sporo ruszyło do przodu, znalazłam pracę i postanowiłam walczyć z tym, co siedzi w głowie (będąc tutaj uświadomiłam sobie zresztą, że walczę mniej więcej od liceum, choć problemy były oczywiście od dawna)

Podejrzewam, że sporo osób tutaj poradziłoby Ci udanie się na terapię, dopóki masz chęć do działania i jesteś w stanie zmotywować się na tyle, żeby zrobić coś konkretnego. No i 'prostowanie' życia - w tzw. wolnych chwilach:Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Od siebie mogę tylko dodać, że na Twoim miejscu nie zakładałabym sobie, że koniecznie muszę coś zmienić przez 2-3 lata. To stawianie sobie kolejnego wymagania, które może Cię jeszcze bardziej zniechęcać. Lepiej założyć sobie, że będzie się ogarniać i próbować metodą małych kroków. W tym wypadku ciężko o natychmiastową poprawę.

Co do strachu przed życiem i odpowiedzialnością - myślę, że większość ludzi się boi, tylko niektórzy nie okazują tego strachu na zewnątrz. Bez niego czy z nim - życie cały czas się 'dzieje'. Nawet, jeżeli tę odpowiedzialność możesz jeszcze przerzucić częściowo na innych, to w dalszym ciągu Ty decydujesz o sobie, co może być zarówno dużą zaletą, jak i wadą. Na pewno dobrze jest, kiedy próbuje się ten fakt obrócić na swoją korzyść.


Re: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - Michał - 31 Sie 2012

Witaj OutSider.


Re: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - downhearted - 31 Sie 2012

cześć, OutSider :3


Re: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - OutSider - 01 Wrz 2012

No witajcie :-) . Dzięki Supernova za rady i parę miłych słów. Co do terapii, to nieraz o tym myślałem, ale jakoś nigdy nie mogłem się zdecydować, zresztą na co ja się w życiu umiem zdecydować :Stan - Uśmiecha się - LOL: . Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić siebie w rozmowie z psychologiem. Na razie chcę spróbować sam jakoś sobie z tym wszystkim poradzić.

Widzisz, najgorsze jest właśnie to życie iluzjami. Odkąd skończyłem 13 lat życie zaczęło mi się wydawać lepsze, łatwiejsze, bo przestałem się przejmować, zacząłem się buntować, jednym słowem zacząłem po prostu unikać. Chyba dość niedawno zdałem sobie z tego tak na prawdę sprawę. Ucieczka jest dobrym rozwiązaniem tylko na krótką metę, potem zawsze przynosi więcej problemów i cierpień. Pisałem że już w gimnazjum czułem, że podobam się dziewczynom, myślałem więc że przynajmniej w tej dziedzinie życia jak uczucia, związki nie będę miał problemów, przyszłość okazała się jednak inna. Nic w życiu nie przychodzi łatwo, nie ma złudzeń.
Iluzje jednak działają też w drugą stronę, w liceum trochę za łatwo dałem sobie wmówić jaki jestem głupi i beznadziejny, co przecież nie było prawdą. Miałem gorsze stopnie niż większość kolegów i koleżanek z klasy, ale oni wcale tacy mądrzejsi ode mnie nie byli. W dużej mierze ich lepsze oceny były wynikiem ich chodzenia na "korki", na które nie stać było moich rodziców. Klasa biol-chem równa się wiadomo sami dzieci lekarzy itp. W dodatku po kilku latach dowiedziałem się że jedna z nauczycielek, która mocna zalazła mi za skórę wpadła na dawaniu na klasówkach rzeczy, których głównie uczyła tylko na prywatnych korepetycjach. W ogóle dobrych parę przekrętów było w tej szkole, które wyszły po latach. Ot taka sprawiedliwość na tym świecie. Oczywiście moje stopnie itd. były też moją winą, ale to już kwestia błędnego koła, jak się pomimo starań zawali parę klasówek, człowiek macha ręką i stwierdza: "a w d...pie mam tę szkołę", w ogóle przestaje się przykładać.
Na studiach było odwrotnie. Prywatna uczelnia, to prawie że za samą obecność cię przepuszczają. Ale też z drugiej strony 5 na dyplomie miałem, a moja Pani Promotor po obronie osobiście mi pogratulowała bardzo dobrej pracy licencjackiej, koledzy ze studiów często pytali mnie co ja tu w ogóle robię, z moją inteligencją powinien kończyć jakieś dobre studia na państwowej uczelni itd., więc chyba aż taki głupi nie jestem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: .

Co do tego, że inni w moim wieku też się boją przyszłości, dorosłości itd. to jednak dostrzegam różnicę między mną a innymi. Doświadczeniem życiowym przegrywam z wieloma 18-latkami, którzy już mają pierwsze doświadczenia zawodowe, robią prawo jazdy, zawierają pierwsze związki, nawet pierwsze doświadczenia seksualne mają za sobą. A tym czasem ja nie licząc tytułu licencjata żyje jak najwyżej 16-latek. Nie mam zamiaru niczego zakładać, żeby na szybko zmieniać swoje życie, ale chcę się w końcu ruszyć. Dobre kilka lat zmarnowałem (zwłaszcza 2 ostatnie), a nie chcę skończyć jako samotny 30-letni prawiczek, który nigdy nie pracował. Ogólnie to chcę ruszyć się do przodu małymi kroczkami, stając się więcej już nie cofać. W sumie to nawet nie boję negatywnych doświadczeniem, bo już teraz moje życie nie bardzo mi się podoba. Niezbyt przyjemne pierwsze doświadczenie z pracą? przynajmniej mam co wpisać do CV, miałem w końcu dziewczynę, ale odeszła? przynajmniej jakieś pierwsze doświadczenie w tym zdobyłem itd. itd. I tak aby do przodu, próbować coś działać. Nie umiem sobie tylko siebie wyobrazić za jakieś 10 lat, normalnie nie mam pojęcia co wtedy będzie... dlatego na razie wolę sobie tego w ogóle nie wyobrażać :-D


Re: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - supernova - 01 Wrz 2012

Nie ma sprawy OutSider:Stan - Uśmiecha się: wydaje mi się, że w dużej mierze Cię rozumiem, dostrzegam sporo podobieństw do siebie w tej historii - od strachliwego dzieciństwa, przez złe stopnie w lo (no ale dziewczyna?? jak to?????), aż po pseudoszczęśliwe studia; moje życie ułożyło się w bardzo podobną sinusoidę.

No niestety, iluzje w drugą stronę działają ze zdwojoną siłą. Znacznie łatwiej nam przyjąć te złe przekonania - nie jestem specem, ale wydaje mi się, że to instynktowne zachowanie, które ma nam zapewnić poczucie bezpieczeństwa.

Rozumiem potrzebę porównywania się z innymi, myślę że wszyscy tutaj 'lubimy' i chętnie jej ulegamy. Ale miej litość, nie z 18-latkami... Oni jeszcze tak mocno nie odczuwają brzemienia odpowiedzialności za swoje życie, nie możesz orzec, jak będą się zachowywali za te 5-7 lat tylko na podstawie tego, co robią teraz.
Napisałam tylko o tym, co zauważyłam wśród moich rówieśników. To jest charakterystyczne dla wielu osób w moim wieku: nie garną się do 'normalnej' pracy, tylko sobie dorabiają, idą na drugie studia albo trochę dłużej kończą te pierwsze; niektórzy całkiem zamykają się w sobie i wpadają w jakieś deprechy (może mam po prostu skrzywionych znajomych, to jest całkiem prawdopodobne - w końcu ciągnie swój do swego :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: ale jest takich trochę). Sama zresztą nie obroniłam się zaraz po studiach, bo obawiałam się szukania pracy i 'tego, co będzie'.

Ktoś, kto całe życie bał się i uciekał, na pewno będzie miał utrudnione zadanie. Choć moim zdaniem to nikogo z działania nie zwalnia. Warto się zastanowić nad terapią, bo bez stopniowej zmiany nawyków myślowych samo działanie może dużo zaszkodzić (i kto to mówi, hłe hłe hłe. no ale ja dążyłam do samodzielności finansowej i dopiero od niedawna mogę się nad czymkolwiek zastanawiać. coraz bardziej się przekonuję, ktoś bliski mi już zresztą kiedyś doradzał terapię, ale wtedy nie chciałam słuchać. potrzebowałam chyba czasu, który np. pozwolił mi na znalezienie tego miejsca i uświadomienie sobie pewnych kwestii).
No a jak już działanie, to małe kroczki najlepsze. To jest ciężkie, ale inaczej się chyba nie da. Bardzo dobrze, że masz determinację, ona jest najważniejsza jak dla mnie - nawet jeżeli jej źródłem jest zwyczajny wk** na własne życie. A siebie za 10 lat i tak nie ma sensu sobie wyobrażać, bo zazwyczaj układa się zupełnie inaczej, niż się sobie wyobraża:Stan - Uśmiecha się:


Re: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - dash - 16 Wrz 2012

del


Re: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - OutSider - 19 Wrz 2012

Cześć dash, myślę że najważniejsze jest to, że w końcu udało Ci się ruszyć z miejsca i zacząć powoli zmieniać swoje życie. Nie ukrywam, że sam mam nadzieję że i u mnie w końcu to nastąpi. Teraz ważne jest żebyś po wykonaniu pierwszych kroków ku lepszemu, poszedł za ciosem. Masz już swoje pierwsze doświadczenia z pracą i związkami, nawet jeśli nie wszystko poszło jak chciałeś, ważne że w końcu coś zaczęło się w twoim życiu dziać. A życie łatwe i lekkie nie jest dla nikogo, trzeba jakoś sobie radzić. Jeden z moich kolegów ze studiów przeżył swego czasu dość bolesny zawód miłosny. Dziewczyna nieźle go wystawiła po 4 latach związku. Najpierw odrzuciła jego zaręczyny (że niby za młoda na małżeństwo), niedługo potem go rzuciła gdy poznała innego chłopaka na dyskotece, o czym poinformowała go przez telefon. Parę miesięcy później kolega poznał nową dziewczynę, która dziś jest jego żoną, a niedawno także został ojcem :-D. Grunt żeby się nie poddawać. Moja starsza siostra niedługo wychodzi za mąż, a też miała dobre 26 lat zanim w ogóle zaczęła chodzić na pierwsze randki. Oby i mnie jakoś się w końcu udało poukładać swoje życie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:


hej outsaider - sylwinka - 19 Wrz 2012

Miałam tak samo pytanie ,klasówki w szkole ręce mi sie trzesły itp. zrezygnowałam ze szkoly pewne ciżie ze tak to ujme mi dokuczały.Unikam konfliktów cięz kich sytuacji i takie błędne koło uciekam gdy jestbtrudno poprostu .Lecze sie też na lęki.mam 26 lat.


Re: Zdałem sobie sprawę że cierpię na osobowość unikającą - dash - 20 Wrz 2012

del


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.