23 Kwi 2012, Pon 5:16, PID: 299441
Podpinam sie pod Jackie. Mialam taki dosc dlugi okres w zyciu, ze siegalam po zyletke i z chirurgiczna dokladnoscia robilam sobie sznyty na biodrach i brzuchu - co bylo o tyle skuteczne, ze bol towarzyszyl mi caly czas az do zagojenia (spodnie zwykle ocieraly te miejsca). Robilam tak zawsze, kiedy nachodzila mnie ochota na placz, bol fizyczny automatycznie powodowal rozluznienie a nawet ulge. Nie wiem, na jakiej zasadzie to dzialalo, ale wystarczylo kilka mocniejszych ciec, chec placzu znikala i cala gorycz temu towarzyszaca. Przedmowcy mysle doskonale znaja to uczucie.
Nie byla to chec zwrocenia na siebie uwagi, bo sznyt w ogole nie bylo widac. Zreszta nie chcialam, by ktokolwiek o nich wiedzial. Nazwalabym to raczej krwawym rozrachunkiem z sama soba.
Poza tym u mnie mialo to tez charakter martwego kola : jestes beznadziejna - narastajaca chec placzu - uzalasz sie nad soba - sieganie po zyletke - jestes beznadziejna i slaba, bo znowu sie skaleczylas... I tak dalej, i tak dalej..
Nie byla to chec zwrocenia na siebie uwagi, bo sznyt w ogole nie bylo widac. Zreszta nie chcialam, by ktokolwiek o nich wiedzial. Nazwalabym to raczej krwawym rozrachunkiem z sama soba.
Poza tym u mnie mialo to tez charakter martwego kola : jestes beznadziejna - narastajaca chec placzu - uzalasz sie nad soba - sieganie po zyletke - jestes beznadziejna i slaba, bo znowu sie skaleczylas... I tak dalej, i tak dalej..