09 Kwi 2012, Pon 11:24, PID: 297936
W zasadzie mogę się pod Twoim postem podpisać - ludzie, których kiedyś znałem, spotykałem codziennie, w momencie gdy wyjeżdżają, gdy przestają nas łączyć te właśnie codzienne sprawy, stają się dla mnie nieistotni. Nigdy nie czułem potrzeby, by utrzymywać z nimi kontakt, organizować jakieś spotkanie, sprowadzać ich, bądź samemu do nich jeździć. Nigdy się do nich w takim stopniu nie przywiązywałem. W zasadzie nawet tych kilku dobrych znajomych, których posiadam od wielu lat, zazwyczaj wyciąga mnie, nie ja ich.
Może to wynika po prostu z faktu, że niektórzy mają potrzebę kontaktu z innymi ludźmi, a inni znakomicie radzą sobie w samotności - i dla jednych i drugich jest to naturalne, nie patologiczne.
Nie wiem, może w pewnym stopniu ta aspołeczność jest pokłosiem fobii, może mózg przyzwyczaił się na tyle do unikania, że to samotność stała się jego właściwą naturą. Fakt faktem - nie czuję głębokiej potrzeby utrzymywania kontaktu z ludźmi, każde nowe środowisko, to nowe osoby, które wchodzą na miejsce osób ze starego środowiska. "Na stałe" jest dosłownie kilku bliższych znajomych.
Może to wynika po prostu z faktu, że niektórzy mają potrzebę kontaktu z innymi ludźmi, a inni znakomicie radzą sobie w samotności - i dla jednych i drugich jest to naturalne, nie patologiczne.
Nie wiem, może w pewnym stopniu ta aspołeczność jest pokłosiem fobii, może mózg przyzwyczaił się na tyle do unikania, że to samotność stała się jego właściwą naturą. Fakt faktem - nie czuję głębokiej potrzeby utrzymywania kontaktu z ludźmi, każde nowe środowisko, to nowe osoby, które wchodzą na miejsce osób ze starego środowiska. "Na stałe" jest dosłownie kilku bliższych znajomych.