19 Sie 2010, Czw 11:34, PID: 219272
Przede wszystkim bardzo Ci współczuję.
A z drugiej strony trochę zazdroszczę tego, że mimo takich problemów udało Ci się stworzyć satysfakcjonujący Cię związek partnerski. Ja jestem teraz w nieco innej sytuacji życiowej, ale za kilka lat mogę być przecież w diametralnie różnej. W każdym razie - gratuluję narzeczeństwa ;-)
U mnie wygląda to tak - mówię do mojej mamy np.: "Prawdopodobnie cierpię na prokrastynację.". Staram się jej to wytłumaczyć, proszę by liczyła się z moim zdaniem, proszę o zrozumienie. A ona: "Nieprawda, to zwykłe lenistwo.".
Kiedy próbuję jakoś dążyć do rozwiązania swoich problemów, np. poprzez wizyty u psychologa, matka nie wyraża wyraźnego sprzeciwu, ale też nie spotyka się to z jej strony z entuzjazmem, czy chociaż jakimś ciepłym słowem, co mnie trochę boli. Dzieje się tak pewnie dlatego, że ona sama jest w pewnych sytuacjach nieśmiała, a na pewno nie jest towarzyska. Przyzwyczaiła się do tego, że podobne cechy przejawia jej syn i nerwowo reaguje na możliwość zmiany. Często, jeśli jej o tym (np. wizycie u psychologa) oznajmiam, ona natychmiast wysuwa szereg kontrargumentów mających, zdaje się, na celu odwieść mnie od moich zamiarów. Czyli można też powiedzieć, że bagatelizuje sprawę.
Ojciec z kolei jest świadom moich problemów, ale też często zachowuje się tak, jakbym ich nie miał, i często słyszę od niego: "wyjdź do ludzi, idź do pracy" itp.. Mam wrażenie, że chce mnie kształtować wedle własnych oczekiwań, że oczekuje ode mnie, żebym był perfekcyjny. Mówi np. "załatw z sąsiadami to a to, pójdź do zakładu energetycznego, bo jest sprawa taka a taka", a ja nie mam siły tłumaczyć mu za każdym razem, że się tego wszystkiego BOJĘ, a poza tym uważam, że ciągłe tłumaczenie tego tym samym osobom jest poniżej mojej godności.
Mieszkam również z dziadkami. Babci często zdarza się wypalić: "Piotrek, świetnie że jesteś! Wyskocz do warzywnego, jeśli możesz, chwilkę Ci to zajmie!". Bez komentarza...
A z drugiej strony trochę zazdroszczę tego, że mimo takich problemów udało Ci się stworzyć satysfakcjonujący Cię związek partnerski. Ja jestem teraz w nieco innej sytuacji życiowej, ale za kilka lat mogę być przecież w diametralnie różnej. W każdym razie - gratuluję narzeczeństwa ;-)
U mnie wygląda to tak - mówię do mojej mamy np.: "Prawdopodobnie cierpię na prokrastynację.". Staram się jej to wytłumaczyć, proszę by liczyła się z moim zdaniem, proszę o zrozumienie. A ona: "Nieprawda, to zwykłe lenistwo.".
Kiedy próbuję jakoś dążyć do rozwiązania swoich problemów, np. poprzez wizyty u psychologa, matka nie wyraża wyraźnego sprzeciwu, ale też nie spotyka się to z jej strony z entuzjazmem, czy chociaż jakimś ciepłym słowem, co mnie trochę boli. Dzieje się tak pewnie dlatego, że ona sama jest w pewnych sytuacjach nieśmiała, a na pewno nie jest towarzyska. Przyzwyczaiła się do tego, że podobne cechy przejawia jej syn i nerwowo reaguje na możliwość zmiany. Często, jeśli jej o tym (np. wizycie u psychologa) oznajmiam, ona natychmiast wysuwa szereg kontrargumentów mających, zdaje się, na celu odwieść mnie od moich zamiarów. Czyli można też powiedzieć, że bagatelizuje sprawę.
Ojciec z kolei jest świadom moich problemów, ale też często zachowuje się tak, jakbym ich nie miał, i często słyszę od niego: "wyjdź do ludzi, idź do pracy" itp.. Mam wrażenie, że chce mnie kształtować wedle własnych oczekiwań, że oczekuje ode mnie, żebym był perfekcyjny. Mówi np. "załatw z sąsiadami to a to, pójdź do zakładu energetycznego, bo jest sprawa taka a taka", a ja nie mam siły tłumaczyć mu za każdym razem, że się tego wszystkiego BOJĘ, a poza tym uważam, że ciągłe tłumaczenie tego tym samym osobom jest poniżej mojej godności.
Mieszkam również z dziadkami. Babci często zdarza się wypalić: "Piotrek, świetnie że jesteś! Wyskocz do warzywnego, jeśli możesz, chwilkę Ci to zajmie!". Bez komentarza...