08 Sty 2010, Pią 6:20, PID: 192580
Z WFu to byłem taki "dobry" że skali na mnie nie starczało... oczywiście na minus Przybiegałem ostatni (a zmęczony bardziej niż ten co wygrywał), najbliżej rzucałem piłeczkami, najbliżej skakałem w dal itp. musiałbym ciągle 2 dostawać, ale te 3 zawsze mi dawali, a na koniec roku to nawet 4 żeby mi świadectwa nie zaniżać (ale musiałem się starać, no a przynajmniej udawać, że się staram). Nigdy nie byłem dobry i nie lubiłem ćwiczyć. Z resztą autentycznie było mi niedobrze po wysiłku fizycznym i byłem z tym nawet u lekarza. Badania oczywiście nic nie wykazały, ale chyba trochę na odczepnego dostałem wtedy zwolnienie na pół roku.
Ale i ja nigdy nie rozumiałem tej rywalizacji. Nie lubiłem sportu i nie rozumiałem czemu jak nie złapię piłki to niektórzy się rzucają jakby co najmniej ich życie zależało od głupiego wyniku meczu Jeśli udawało mi się przejąć piłkę (oczywiście nie specjalnie! ) oddawałem ją natychmiast komuś innemu.
Najbardziej to lubiłem ping-pong ale i tego starałem się unikać jeśli się dało
Aa, jeszcze mi się przypomniało jak przed studniówką się tańczyło na WFie (wtedy był z dziewczynami). Ja oczywiście powiedziałem, że mowy nie ma, nie będę tańczył, bo się z resztą na studniówkę nie wybieram... aż raz to usłyszał jakiś inny nauczyciel (akurat był po coś u wuefistów) to mi kazanie zrobił jakieś blablabla, a na końcu powiedział, że to nic i tak mam tańczyć, bo mi się w życiu przyda. Taa, bez komentarza
Ale i ja nigdy nie rozumiałem tej rywalizacji. Nie lubiłem sportu i nie rozumiałem czemu jak nie złapię piłki to niektórzy się rzucają jakby co najmniej ich życie zależało od głupiego wyniku meczu Jeśli udawało mi się przejąć piłkę (oczywiście nie specjalnie! ) oddawałem ją natychmiast komuś innemu.
Najbardziej to lubiłem ping-pong ale i tego starałem się unikać jeśli się dało
aneczka36 napisał(a):Przed grą miał zwyczaj wyznaczać 2 przywódców drużyn, którzy wybierali sobie zawodników, na zmianę, raz jeden, raz drugi, gromada uczniów powoli topniała, topniała, aż na końcu ujawniała się moja zawstydzona postać. Wreszcie jeden z przywódców mówił z niechęcią: ,,No dobra, chodź do mojej drużyny".Skąd ja to znam Ja NIGDY nie zostałem wybrany wcześniej niż jako przedostatni (był jeszcze ktoś mniej lubiany, ale był szybszy, więc zależnie od tego czy danemu przywódcy drużyny zależało na spokoju - to brał mnie, czy na wygranej - to brał jego). Ale szczerze mówiąc to nawet tego jakoś specjalnie nie przeżywałem - wiedziałem, że zostanę przedostatni lub ostatni, nigdy inaczej nie było, więc to było dla mnie normalne.
pulpfiction napisał(a):Hmm...jak teraz mi o tym przypomnieliście to chyba moja obawa przed "Grami zespołowymi" miała początek już w przedszkolu. Bo też ich unikałem mimo że jako dziecko łatwo nawiązywałem kontakty z rówieśnikami. Nie wiem czemu ale nie znosiłem np. tej gry w "chodzi lisek koło drogi..."A to ciekawe, bo ja też nie lubiłem tych przedszkolnych zabaw Tak mnie jakoś denerwowały (najbardziej nie lubiłem tej z "gąski gąski do domu", nie lubiłem być łapany, wręcz mnie to chyba już wtedy stresowało ).
Aa, jeszcze mi się przypomniało jak przed studniówką się tańczyło na WFie (wtedy był z dziewczynami). Ja oczywiście powiedziałem, że mowy nie ma, nie będę tańczył, bo się z resztą na studniówkę nie wybieram... aż raz to usłyszał jakiś inny nauczyciel (akurat był po coś u wuefistów) to mi kazanie zrobił jakieś blablabla, a na końcu powiedział, że to nic i tak mam tańczyć, bo mi się w życiu przyda. Taa, bez komentarza