24 Sie 2007, Pią 18:22, PID: 1245
Moja psycholog powiedziała, że nie widzi powodu, żebym do niej przychodziła w ogóle, nie wspominając o terapii. Ucieszyłam się w sumie, bo wcale nie miałam na to ochoty, nie mam najlepszego zdania o moich relacjach z psychologami - zazwyczaj bardzo mnie męczą spotkania z nimi, a w końcu dochodzi do odwrócenia ról.
Zastanowiło mnie jednak co tu piszecie o Waszych relacjach z terapeutami i przypomina mi się co powiedziała mi koleżanka, która z różnych przyczyn, niejedną godzinę spędziła "na kozetce" - mianowicie o pewnym uzależnieniu od psychoterapeuty. O potrzebie spotkań, o wyrzucaniu z siebie wszystkiego i nie podejmowaniu decyzji bez wcześniejszej rozmowy.
Czy potrafilibyście żyć bez Waszych terapeutów? A jeśli nie, to czy jest to rzeczywiście takie zdrowe?
Zastanowiło mnie jednak co tu piszecie o Waszych relacjach z terapeutami i przypomina mi się co powiedziała mi koleżanka, która z różnych przyczyn, niejedną godzinę spędziła "na kozetce" - mianowicie o pewnym uzależnieniu od psychoterapeuty. O potrzebie spotkań, o wyrzucaniu z siebie wszystkiego i nie podejmowaniu decyzji bez wcześniejszej rozmowy.
Czy potrafilibyście żyć bez Waszych terapeutów? A jeśli nie, to czy jest to rzeczywiście takie zdrowe?