24 Sty 2009, Sob 3:38, PID: 115669
puremind napisał(a):Ja wyleczyłem sie z moich złych myśli własnie bez leków, jeszcze 2 tyg. temu sądziłęm ze jednak tylko leki pomogą bo przeszkadzało to w normalnym funkcjonowaniu, ale udało się i ciesze się bardzo
Gratuluję
puremind napisał(a):Wiele osób staje sie lekomanami. Normalnie żyją, ale bez leków juz jest ciężej, gorzej
Ja podzieliłam lekomanię w ten sposób:
1. Leki, które dają chwilowe, ulotne wrażenie, że jest dobrze, czyli coś jak zamiast leczyć powód ciągłych migren łykanie tabletek eliminujących ból; bardzo dużą skalę uzależnienia od benzodiazepin - przekonałam się na własnej skórze, że sami lekarze nie wiedzą niekiedy, co przepisują pacjentom Ot, przykład: trafiłam ze 2-3 lata temu do psychiatry, mówię, co mi jest, a ten mi przepisuje lek na lęki. Fajno, myślę, ale jednak pytam czy to benzodiazepina a on: że nie. Nie wiem, czy chciał mnie oszukać czy co, ale... ech, zresztą długa historia i nie chce mi się o tym nawet opowiadać;
2. Leki, bez których nie da się normalnie funkcjonować przez wzgląd na to, co się dzieje w naszym organizmie. Ja nie jestem medykiem, nie jestem lekarzem. Ale wiem, co to synapsy, przewodnictwo, chemia itd. I wiem też, że kiedy u mnie naprawdę nie działo się nic złego już w bardzo wczesnej młodości (mam wymieniać, co mogło? Dajcie mi czas do przyszłego roku, zacznę od patologii w rodzinie i takie tam), byłam otoczona miłością itd... ja... zwyczajnie nie potrafiłam egzystować wśród ludzi. Coś na zasadzie lęku nabytego. Coś na zasadzie, chm, o, mam! - posiadania talentu. Czyli masz i koniec. I tutaj wkracza farmakologia żeby wszystko poukładać w organizmie, w psyche i w soma.
Ba, mało tego wszystkiego. Dowiedziałam się o skrajnościach, kiedy to ludzie bez silnych benzodiazepin nie są w stanie funkcjonować i biorą je, uwaga, przez całe życie. Tego już zupełnie nie jestem w stanie pojąć ale widocznie to inny poziom czegoś nie tak w środku. Bo z reguły przecież benzo przepisuje się na określony czas (teoretycznie powinno do 8 tygodni max a później schodzenie) a nie, żeby łykać całe życie.
Ludziom, którzy są bardzo uzależnieni od benzo, nawet kilka lat dzień-w-dzień staram się pomagać mówiąc o moim przypadku. Opowiadając krok po kroku jak, co i dlaczego. Nie byłam w stanie np. dojść do klopa bez łyknięcia benzo a branie prysznicu bez nitrazepamu? Ha! Wtedy nie do zrobienia. A co dopiero do kuchni iść, do innego pokoju a wyjść... uuuu...
Rozumiecie? Ale akurat mój organizm, okazuje się, dobrze toleruje SSRI (jak na razie na tym poprzestałam zmieniając je stosownie do odczuć ze strony organizmu) i nie potrzebuje innych medykamentów a benzo owszem, ale doraźnie. Bo są dla mnie niebezpieczne.
Owszem, jestem lekomanką. Ale nie polega to na ćpaniu dla ćpania. Czy szukaniu "nowych faz". Polega to na tym, żeby funkcjonować.